„Sikorskiego chociaż słuchano”, czyli peryferioryzacja liberalnego umysłu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. sxc.hu
Fot. sxc.hu

Redaktor naczelny periodyka „Kultura Liberalna”, Jarosław Kuisz, odpowiedział na ankietę dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia” na temat ocen polskiej polityki wschodniej epoki PO. Kuiszowi ta polityka oczywiście się podoba, ale oczywiście nie z tego powodu jego wypowiedź warta jest odnotowania.

Szef „Kultury Liberalnej” wyraża otóż żal, że z MSZ odszedł Radek Sikorski. A to przede wszystkim dlatego, że jego zdaniem „polskie MSZ zostało wyniesione wizerunkowo w ostatnich latach wysoko ponad dotychczasowe standardy. Dość przypomnieć, że dwa lata temu „Foreign Policy” wciągnął kontrowersyjnego szefa polskiej dyplomacji na listę „Top 100 Global Thinkers”. Nowego ministra zaś więcej niż gorzko powitano na łamach „The Economist”.” „Dlaczego to ważne?” – pyta Kuisz i odpowiada: „Otóż dziś kluczy do skutecznej polityki wschodniej trzeba szukać na Zachodzie. Ale tam Sikorskiego brano przynajmniej pod uwagę…”

Dlaczego ta wypowiedź Kuisza jest godna zauważenia? Dlatego, że dobrze ilustruje to, co dzieje się w głowach członków intelektualnego zaplecza Paltformy.

Po pierwsze emanuje z tych słów niesłychanie naiwne pojmowanie polityki zagranicznej. Według Kuisza jej skuteczność – jak widać - nie zależy od szeroko pojętej siły danego państwa, umiejętności jej stosowania i konsekwencji w realizowaniu wytkniętych celów. Zależy od tego, czy i w jakim stopniu światowy salon „chce słuchać” polskiego ministra. Czyli – czy go lubi, czy nie lubi. I tyle.

Bismarck by Kuisza nie zrozumiał, a należy się obawiać, że i vice versa.

Kuisz zaserwował dość typową i długo skuteczną wobec bardzo wielu Polaków narrację pt. „co sobie o nas na Zachodzie pomyślą?!”, „starajmy się ze wszystkich sił, a może się do nas w Paryżu (Berlinie. Waszyngtonie – niepotrzebne skreślić) uśmiechną”. Parokrotnie pisałem już, że z tego dziwacznego szantażu (proszę pokazać mi Niemca czy Francuza, a nawet Węgra czy Czecha, który uzależniałby swój stosunek do rządu własnego kraju od tego, czy podoba się on w innych stolicach)powoli się wyzwalamy. Że zwłaszcza najmłodsze pokolenie nie ma już w sobie w ogóle kompleksów wobec kogokolwiek, i akurat tego rodzaju argumentacja na nie nie działa. Jak widać, w głowach okołoplatformianych intelektualistów następuje proces odwrotny.

Tak jest – proces. Bowiem – i to jest po drugie - dotąd ta narracja, ten szantaż używane były wobec sił spoza salonu, zwłaszcza prawicy, której dojście do władzy miało spowodować obrażenie się na nas Zachodu, wyrzucenie Polski z Europy i inne horrory. Kuisz zaś poszedł dalej. Oto okazuje się, że również arcysalonowa partia rządząca dzieli się na lepszych i gorszych. Że nawet zwykła zmiana warty w ramach tego ugrupowania też może nas „skompromitować w oczach…” i spowodować, że się na nas ten wirtualny światowy Paryż obrazi…

Trudno określić to wszystko inaczej niż jako myślenie nie tylko skończenie naiwne (konia z rzędem temu, kto wykaże że najbardziej skuteczne międzynarodowo bywały państwa najbardziej w danym momencie lubiane…), ale przede wszystkim szalenie peryferyjne. Zbudowane na głębokim poczuciu braku własnej wartości i wiecznym aspirowaniu, będącym chyba podstawową emocją, przeżywaną przez polski liberalny salon.

Jak widać, w tych środowiskach ten fenomen nie tylko nie ma tendencji do ustępowania, ale wręcz się rozwija.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych