Palikot przymilnie zamerdał ogonkiem, ale pan Gajowy go nie pogłaskał

Fot.youtube.pl
Fot.youtube.pl

Dawniej chwytał się wibratora i najdzikszego antyklerykalizmu, dzisiaj chwyta się już tylko własnego ogona. Tak przemija sztucznie napompowana chwała palikotów tego świata.

Janusza Palikota nie znosiłem szczerze oraz z oddaniem godnym lepszej sprawy, niż obsceniczny błazen działający na polityczną umowę-zlecenie. Był jednak twarzą iście urbanowskiego przemysłu pogardy wobec śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, zarówno przed, jak i po jego tragicznej śmierci. To jedno wystarczy, żeby ocenić kaliber moralny szefa swojego ruchu, jako oscylujący w najniższej strefie stanów dolnych.

Mimo wszystko zawsze, pomimo bezmiaru jego draństwa, miałem go za ambitnego zawodnika, który bierze udział w bardzo podłych zawodach. Wszak nie był prekursorem podłości w polityce. Choć biegał na posyłki Platformy, to sądziłem, że wybił się w końcu na samodzielność i nie da już sobie w kaszę dmuchać.To był błąd, Palikot był i już pozostanie błaznem na umowę-zlecenie. Nawet nie człowiekiem do specjalnych poruczeń, bo taki musi potrafić coś więcej niż tylko obsceniczny wygłup.

Dzisiaj jesteśmy świadkami jego publicznej i dlatego bezwstydnej degrengolady, która w zamierzeniu ma mu zapewnić jakąś dalszą wegetację na łaskawym politycznym chlebie kogokolwiek, kto zechce rzucić mu ochłap z pańskiego stołu. A jest ciężko nawet o ochłap, skoro dotychczas życzliwy mu organ Michnika namawia koleżankę partyjną Palikota do startu w wyborach prezydenckich, żeby pogrążyć jego kandydaturę.

Teraz więc za pośrednictwem telewizyjnego spotu antyszambruje u prezydenta Bronisława Komorowskiego, niebezpodstawnie licząc na starą znajomość, a nawet przyjaźń, jak to niegdyś obaj delikwenci deklarowali. Być może coś mu skapnie. Ale nawet na naszej żałosnej scenie politycznej Palikot w obecnej postaci jawi się jako szczyt żałosności.Nawet Tomasz Nałęcz, choć tylko rękodajny Komorowskiego, nie ma krzty litości dla upadłego trefnisia, z którym jego szef przecież się kolegował, chadzał na polowania i nim się posługiwał w swojej ulubionej metodzie politycznej, czyli prowokacji.

A propos prowokacji, to Nałęcz raczył był przyrównać swojego szefa Komorowskiego do Słońca, którego odbitym blaskiem ma rzekomo świecić Księżyc Palikot. Z Komorowskiego taki Król Słońce jak z Palikota katolik. Z Ludwikiem XIV ma Komorowski raczej liche analogie - tamten odwołał edykt nantejski chroniący innowierców w środku panowania, a Komorowski odwołał swój katolicyzm na początku kadencji, gdy sprowokował awanturę o krzyż pod pałacem. No, ale dla Palikota dobry teraz i Gajowy, który udaje króla, skoro on sam rżnie głupa z desperacji.

Twoje zwycięstwo nie będzie moją porażką, będzie zwycięstwem Rzeczpospolitej

—łasi się przymilnie do Komorowskiego Palikot w swoim spocie wyborczym, obserwując jednocześnie z uwagą, czy na twarzy pana nie pojawi się grymas zniecierpliwienia.

To jest rekord włazidupstwa nawet na tle III RP, gdzie włazidupstwo wobec władzy stało się normą, którą ustanowił niesławnej pamięci minister Nowak, nabożnie adorujący premiera Tuska rzekomo dotkniętego geniuszem. Palikot w tej konkurencji zostawił jednak daleko za sobą nie tylko kolegów polityków, lecz nawet prorządowe dziennikarstwo orderowe, które do tej pory nikomu nie dało się prześcignąć w biciu czołem o posadzkę Belwederu.

Na razie ta strategia płaszczenia się przed władzą, skądinąd znana od zarania ludzkości, przynosi Palikotowi na razie jedynie despekt od rękodajnego, ale to przecież dopiero początek kampanii. Można się spodziewać, że gdy się rozrusza, to ogonek będzie mu wirował niczym wentylator. Taka przymilna natura salonowego pieska-przydupaska.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.