Dekompozycja obozu władzy. Rok 2014 to kontynuacja i przyspieszenie procesu dekompozycji obozu władzy. Wybory samorządowe i europejskie pokazały, że Platforma Obywatelska to partia powoli chyląca się ku upadkowi, a czasy, gdy zdobywała ponad czterdziestoprocentowe poparcie minęły bezpowrotnie.
PO podkopywana licznymi aferami i forsowaniem uciążliwych reform utrudniających ludziom życie otrzymała w czerwcu wydawałoby się nokautujący cios – wybuch afery taśmowej. Przez chwilę wydawało się, że rząd lada moment upadnie: Piechociński groził wyjściem z koalicji, a sam Tusk mówił o skróceniu kadencji Sejmu. Szybko się jednak okazało, że ten scenariusz był niczym innym jak polityczną gierką. Premier i bohaterowie afery taśmowej poszli w zaparte i wzięli całą sprawę na przeczekanie. Jak się okazało słusznie: czas wakacyjny, rozgrywki w Brukseli i nadchodząca kampania samorządowa sprawiły, że okrętowi pod nazwą koalicja PO-PSL udało się nie zatonąć. Straty były jednak zbyt duże. Tusk doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że pali mu się grunt pod nogami i dlatego w ostatniej chwili spuścił szalupę i wybrał ucieczkę do Brukseli. Przyjął ofertę Angeli Merkel, przy okazji poświęcając sprawę polskich emigrantów w Wielkiej Brytanii. Wyjazd Tuska do Brukseli i zmiana na stanowisku premiera, podobnie jak konflikt na Ukrainie kilka miesięcy wcześniej dał kolejny oddech Platformie co sprzyjający rządowi „eksperci” szumnie nazwali efektem Tuska/Kopacz.
Premier w ostatnim wywiadzie przyznała pośrednio, że Tuskowi wcale nie zależało na utrzymaniu władzy przez Platformę. Po prostu powiedział „ktoś to musi wziąć” i oddał władzę Ewie Kopacz przy całej świadomości, że w żadnym stopniu nie nadaje się ona do rządzenia. Prawdopodobnie nie zdecyduje się już walczyć o prezydenturę po powrocie z Brukseli, wybierając życie „mędrca” objeżdżającego świat i dającego wykłady na różnych uczelniach.
Opozycja kontynuuje marsz po władzę. Jeszcze na początku roku wydawało się, że wygrana PiS w wyborach do Parlamentu Europejskiego jest pewna, jednak wybuch i eskalacja konfliktu na Ukrainie przysłużyły się Platformie Obywatelskiej. Ostatecznie majowe wybory zakończyły się remisem PiS z PO oraz porażką Solidarnej Polski i Polski Razem, co z kolei skłoniło liderów prawicowych partii do zawarcia sojuszu, który ma zwiększyć szanse na przejęcie władzy w 2015 roku. Choć złośliwi nazwali to pożarciem Gowina i Ziobry, to faktem jest, że prawica nie musi już toczyć podjazdowych wojenek, tylko może skupić się na walce o zwycięstwo z Platformą Obywatelską. Pierwszym sprawdzianem dla zjednoczonej prawicy były wybory samorządowe. Skalę zwycięstwa bloku prawicy trudno jednak było oszacować ze względu na ogromną liczbę nieprawidłowości jakie miały miejsce w czasie głosowania i liczenia głosów. Gdyby wyniki odzwierciedlały rzeczywiste rzeczywiste preferencje Polaków przewaga nad konkurencją byłaby większa, a co za tym idzie zwiększyłyby się szanse na objęcie władzy w kilku sejmikach. Symboliczny wymiar może mieć fakt, że w pierwszym półroczu Platforma minimalnie wygrała przed PiS, z kolei w listopadzie pierwsze po latach, choć minimalne zwycięstwo odniósł PiS. Trzeba przy okazji podkreślić, że PiS-owi jako partii „pod specjalnym nadzorem” ze strony establishmentu polityczno-medialnego nie dość, że udało się przetrwać 7 lat w opozycji, to nadal zachowuje szanse na zwycięstwo i to zwycięstwo dające samodzielną większość. Sugerować to mogą szczegółowe wyniki majowych i listopadowych wyborów – wśród młodych wyborców to właśnie PiS cieszy się największym poparciem. Za sukces należy uznać również całkiem dobre wyniki w dużych miastach, co jest dobrą prognozą przed wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi w 2015 roku. Postępująca słabość i opresyjność państwa. Mijający rok obfitował w wydarzenia potwierdzające diagnozę, która mówi o zwijaniu państwa we wszystkich kluczowych dziedzinach. Wszystko, począwszy od Pendolino, poprzez kolejki do lekarzy i aferę taśmową na wyborach samorządowych kończąc łączy bylejakość, krótkowzroczność połączona z korupcją i niekompetencją, a być może celowym działaniem na szkodę państwa. Oddaje to doskonale szereg nieprawidłowości przy przeprowadzaniu wyborów samorządowych. Problemy z liczeniem głosów, tworzenie systemu informatycznego przez firmę-krzak i brak całkowitych wyników wyborów w prawie dwa miesiące po wyborach mówią same za siebie. Łączy się to wszystko z coraz większą opresyjnością polskiego państwa, czego dowód mieliśmy w czerwcu, gdy ABW weszło do redakcji „Wprost” oraz w listopadzie, gdy policja nie poradziła sobie z zabezpieczeniem Marszu Niepodległości oraz zatrzymała dziennikarzy relacjonujących zajścia w PKW. Takich przykładów na poziomie lokalnym i ogólnokrajowym każdy dzień 2014 roku przynosił dziesiątki. Rok 2014 to także rok w którym mieliśmy do czynienia z dużą ilością afer i wpadek w kręgach rządowych, które stały się znakiem firmowym koalicji rządzącej. Zmianie takiego stanu rzeczy nie pomagają media, które powinny tworzyć system kontrolujący poczynania władzy. Tymczasem 2014 rok przyniósł coraz większą agresję wobec opozycji, wartości religijnych i historycznych oraz wzrost przekazów jawnie propagandowych, które miały kryć afery i aferki rządu PO-PSL. Niesamowicie rozbudowano system przykrywkowy, który zajmował się sałatkami, przewożeniem Trynkiewicza oraz śpiewaniem „Sto lat” premierowi. Ludzie tacy jak Piotr Kraśko, Monika Olejnik i Jacek Żakowski dostawali białej gorączki, gdy opozycja wytykała skalę zaniedbań rządu PO-PSL. Obrazem tej obawy przed zmianą w Polsce była kilkutygodniowa nagonka przed marszem 13 grudnia. W tym wszystkim świeci gdzieś jednak światło nadziei, które rozpaliły nieuzależnione od państwowych pieniędzy portale internetowe, prasa i telewizja. Mimo wielu trudności utrzymały się na rynku i zdobywają coraz większą popularność. Początek końca lewicy. Rok 2014 to rok porażek lewicy postkomunistycznej spod znaku SLD oraz liberalno-antykościelnej Palikota. Wybory europejskie zakończyły się dla obu partii porażką – ugrupowanie Millera zdobyło niecałe 9,5% i zaledwie 5 mandatów, a partia Palikota nie przekroczyła nawet progu wyborczego. Potem było już tylko gorzej. Palikotowi posypała się partia, a Miller brakiem nowego otwarcia i dobrej oferty programowej oraz postawieniem na komunistyczny, partyjny beton przypłacił balansowaniem na granicy progu wyborczego.
Miller nie wykorzystał szansy na odbicie popalikotowego i poplatformerskiego elektoratu, a Olejniczak i Napieralski wcale nie zamierzali pomagać staremu wydze. Ten pierwszy zapowiedział nawet czasowe wycofanie się z polityki. Poza tym młodzi ludzie ze swoim mocnym, antykomunistycznym nastawieniem woleli zwrócić się ku PiS, niż SLD a stary, stały elektorat tej partii powoli wymiera.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/227662-wstep-do-przesilenia-czyli-podsumowanie-2014-roku
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.