Choroba polskich mediów, którą zarażają wszystko dookoła, polega m.in. na tym, że nagminnie występują w nich ludzie niemający nic ciekawego ani mądrego do powiedzenia. Kreowani są jednak na „ekspertów”. Np. można kogoś zrobić ekspertem od kilku konkretnych śledztw, tylko dlatego, że jest on prawnikiem.
Co gorsza, nie trzeba być wybitnie uzdolnionym intelektualnie, by przewidzieć, że w sprawach, o które zapytają, ich „ekspert” będzie ubijał swój polityczny interes. Może o to właśnie chodzi?
Zbigniew Ćwiąkalski, profesor. Sympatyczny karnista, który na szerokie wody wypłynął w 2007 r., gdy został ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym. W polityce obecny od 1972 r., gdy zapisał się do PZPR (na 9 lat), później w „Solidarności”, w III RP na stanowiskach doradczych u Hanny Suchockiej i kilku ministrów edukacji w latach 90.
Od 2009 prowadzi praktykę adwokacką, a publicznie funkcjonuje jako ekspert od kwestii prawnych wszelakich. Został zdymisjonowany po zagadkowym samobójstwie kolejnego z oprawców Krzysztofa Olewnika.
Jako ekspert chętnie wypowiada się na każdy temat. Tak też potraktowała go Polska Agencja Prasowa, która zahaczyła byłego ministra o cztery głośne śledztwa.
Wszystkie ważne – no, może najmniej to ostatnie. Z punktu widzenia państwa kluczowe jest jednak śledztwo smoleńskie, bo chodzi w nim przecież o ustalenie przyczyn i winnych śmierci urzędującego prezydenta, dowódców wszystkich rodzajów wojsk, ważnych urzędników, wielu zasłużonych Polaków i całej delegacji podróżującej tupolewem.
Ćwiąkalski „analizuje”:
Śledztwo trwa już piąty rok przede wszystkim dlatego, że ta sprawa jest wykorzystywana politycznie - więc prokuratura postępuje w tej sprawie niezwykle ostrożnie, weryfikując nawet najbardziej niewiarygodne czy wręcz absurdalne wersje o wybuchach, laserach czy bombie helowej. W tym wypadku prokuratura nie może jednak postępować inaczej, zważywszy również na to, że do katastrofy doszło nie w Polsce, lecz na terenie Rosji - państwa obcego, z którym też mamy pewne kłopoty w uzyskiwaniu pomocy prawnej. Gdyby więc tego śledztwa nie prowadzić drobiazgowo, przysłowiowe mówienie o „winie Tuska” mogłoby dać się uzasadnić.
Niby tylko trzy zdania, a ile do analizy! Ćwiąkalski śpiewa oczywiście starą, nudną pieśń. Ale ile razy oni – czyli chwilowo rządząca Polską ekipa oraz jej sojusznicy – będą ją nucić, tyle razy trzeba im głośno odpowiadać. Przypomnijmy zatem ekspertowi od lotnictwa (więcej na końcu), że:
1) Śledztwo nie trwa piąty rok z powodu wykorzystywania politycznego sprawy, ale z powodu nieudolności/strachu/zdrady (test wielokrotnego wyboru) rządu, w którym zasiadał imć profesor Ćwiąkalski, a który to rząd pozwolił, by wszystkie narzędzia w tym śledztwie pozostały w rękach płk. Putina i jego służb. Śledztwo trwa też tak długo (a właściwie stoi w miejscu, bo że będzie trwać było jasne od początku), bo wojskowa prokuratura dzięki wyjątkowym zasługom płk., a później gen. Parulskiego, oraz kilku innych oficerów z Nowowiejskiej w dość frywolny sposób interpretuje kodeks postępowania karnego (nieprzeprowadzenie sekcji zwłok po sprowadzeniu ciał ofiar do Polski) bądź działa tak, by przypadkiem nie odkryć czegoś niepożądanego przez władzę. O kwestii wykorzystywania politycznego tego śledztwa przez polityków PO bądź ludzi jej bliskich (np. Ćwiąkalski choćby w powyższym cytacie) szerzej wspominać chyba nie trzeba.
2) Prokuratura postępuje nie tyle ostrożnie, co opieszale i nieudolnie (patrz pkt. 1), a weryfikowanie wersji o wybuchu nie jest żadnym absurdem, lecz jedną z podstawowych hipotez słusznie przyjętych 10 kwietnia 2010 r. Problem w tym, że owo weryfikowanie pozostawia wiele do życzenia (kłania się zaprzeczanie oczywistościom związanym ze wskazaniami spektrometrów używanych w Smoleńsku czy skandalicznie niechlujne i sprzeczne z fundamentami badań laboratoryjnych analizy próbek przeprowadzone przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji). Co do laserów, to nic mi nie wiadomo, by prokuratura badała ten wątek, a jeżeli już, to czas na niego poświęcony był krótszy niż parzenie kawy dla referentów śledztwa. Podobnie rzecz się ma z bombą helową.
3) Kłopoty z uzyskiwaniem pomocy prawnej od Rosjan można było przewidzieć nie wiedząc nic o tym, co dzieje się na miejscu katastrofy – wystarczyła ogólna wiedza o kraju Putina. Natomiast alarm powinien się odezwać na wieści o tym, co już 10 kwietnia Rosjanie robią, czego nie robią i do czego nie dopuszczają Polaków. Przypomnę, że wiedzę o ingerowaniu w miejsce zdarzenia i dowody oraz niedopuszczaniu do nich strony polskiej, prokuratorzy oraz premier mieli PRZED podjęciem decyzji o formule współpracy z Rosją.
4) To śledztwo nie jest prowadzone drobiazgowo. Wiele szczegółowych analiz odbywa się dopiero wtedy, gdy coś wyjdzie na jaw i śledczy zostaną do czegoś zmuszeni (np. kwestia pobrania i badania próbek pod kątem obecności materiałów wybuchowych), a wiele jest ignorowanych (badania niezależnych naukowców podważające rzekome zderzenie samolotu z brzozą, kwestia zawartości hemoglobiny tlenkowęglowej we krwi ofiar, analiza raportu archeologów, wspomniane nieprzeprowadzenie sekcji zwłok w Polsce, odrzucenie pomocy ze strony międzynarodowych ekspertów, brak analizy rejestratora z Jaka-40 i wiele, wiele innych).
5) Żarcik z „winą Tuska” ma dwa końce, bo po pierwsze to właśnie Tusk ponosi odpowiedzialność za to, jak to śledztwo wygląda, bo to on ustalał „na gębę” z Putinem, jak będzie prowadzone dochodzenie. Po drugie – to on i jego najbliżsi współpracownicy (Arabski, Sikorski, ambasada w Moskwie z Turowskim na czele) ponosi odpowiedzialność za rozdzielenie wizyt, co było praprzyczyną tej tragedii. Prokuratura cywilna wskazała czarno na białym, jakich zaniedbań dopuścili się urzędnicy rządowi, lecz zastosowała karkołomną interpretację przepisów, dzięki której uniknęła stawiania zarzutów. Wiemy jednak, że jest już pierwszy prywatny akt oskarżenia. I zapewne nie będzie ostatnim.
To w skrócie. Najlepsze jest to, że nasz bohater analizuje śledztwo ws. 10/04 tuż po tym, gdy o wszystkich czterech postępowaniach powiedział:
Trudno je szczegółowo oceniać bez znajomości akt sprawy.
Dlaczego więc Ćwiąkalski nie zamyka ust na tym zdaniu? Na jakiej podstawie mówi, co i dlaczego robi prokuratura? Co wie o zawartości ponad 600 tomów akt tej sprawy? Ano nic. Czy miał do nich dostęp? Zdaje się, że nie. Opowiada więc to, co opowiadać platformerskiej sitwie wypada za każdym razem, gdy pojawi się temat „śledztwo smoleńskie”.
I na tym z panem „ekspertem” moglibyśmy skończyć, gdyby nie fakt, że za każdym razem, gdy widzę go w mediach w mediach, jakoś trudno mi się opędzić od przypomnienia sobie tej „kary” wymierzonej na profesorze w 2009 r. żelazną ręką Donalda Tuska. Pan ex-minister całkiem nieźle na tej dymisji wyszedł.
Szybko trafił bowiem do Międzynarodowego Portu Lotniczego im. Jana Pawła II Kraków - Balice. W państwowej spółce został wiceprzewodniczącym rady nadzorczej.
Na samolotach zdążył się trochę poznać, więc w tym roku z lotniska przeniósł się do większej spółki –został członkiem rady nadzorczej PLL LOT. Dodatkowo, od 2011 r. jest członkiem rady nadzorczej PZU.
Ile to będzie – kilka, kilkanaście, czy kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie w ramach ukarania przez pana premiera?
A na marginesie – jako ciekawostkę – dodajmy, że przed „karierą” rządową, od 2007 r. Zbigniew Ćwiąkalski był przez kilka miesięcy członkiem rady nadzorczej Krakchemii – tak, tak, tej samej, w której teraz zasiadają b. szef BOR Marian Janicki i ks. Kazimierz Sowa. Ćwiąkalski z rady spółki odszedł po tym, jak został ministrem. A kto go zastąpił? Ha – Grzegorz Hajdarowicz!
W platformerskiej przyrodzie nic nie ginie!
———————————————————————————————
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/227550-ekspert-cwiakalski-a-sledztwo-smolenskie-ice-bucket-challenge-na-glowe-ex-ministra-i-zerkniecie-do-jego-cv
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.