Pamięć nie sługa – rozkłada ręce bezradnie świadek Bronisław Komorowski, składający zeznania w sprawie afery zwanej marszałkowską. Zarówno afera jak i sprawa w sądzie są niezwykłe ze względu na oryginalną konfigurację stron. Oskarżony w niej dziennikarz Wojciech Sumliński wydaje się być jedynie mimowolnym świadkiem zdarzenia. Ktoś jakby nieszczęsny Józef K. z „Procesu” Kafki . Drugi z oskarżonych, oficer WSI, którego, jak zresztą przystało na tajniaka, znamy z jedynie z tajemniczego inicjału L., plącze się gdzieś pomiędzy formalnym świadkiem a formalnym oskarżonym, stanowiąc coś w rodzaju sprzężenia zwrotnego stron.
Natomiast świadek Komorowski w tej sprawie zajmuje miejsce centralne w sensie formalnym, a także merytorycznym. To świadek Komorowski bowiem był posłem a potem marszałkiem Sejmu, kiedy rozwijała się afera marszałkowska. To do Komorowskiego na wyprzódki zgłaszali się oficerowie postsowieckich służb WSI w sprawie Aneksu do Raportu o WSI. Jemu WSI odzyskiwały pieniądze, które jako wiceminister obrony narodowej utopił w piramidzie finansowej. Wreszcie, to o Bronisławie Komorowskim jest mowa w Aneksie, który stanowić miał według oskarżenia przedmiot handlu.
Zatem, nie ma wątpliwości, że właśnie dla Komorowskiego ów Aneks był mrocznym obiektem pożądania. Można bez ryzyka uznać, że to był powód, dla którego marszałek Komorowski nie tylko był nachodzony przez postsowieckich agentów, lecz i sam wyrażał zainteresowanie spotkaniami z nimi. Jeśli dodamy do tych spostrzeżeń fakt, iż począwszy od lat 90-tych świadek Komorowski nieustannie admirował ową postsowiecką agenturę, pozostawał z jej oficerami w serdecznej komitywie, także głosował przeciwko rozwiązaniu WSI, to pozostaje nam do wykonania proste działanie matematyczne: 2+2=4.
Na słynne łacińskie pytanie „Cui bono?”, czyli kto tak koniecznie potrzebował znać treść Aneksu, żeby być żywotnie zainteresowany jego kupnem, odpowiedź jest oczywista – obecny świadek Komorowski, a ówczesny marszałek Komorowski aż z nogi na nogę przestępował, żeby poznać, co tam o nim napisano. Koniec kropka.
Wspomniałem na początku, że świadek Komorowski cierpi z powodu fatalnie dziurawej pamięci. Niby ludzka rzecz, lecz zważywszy, że świadek jest obecnie głową naszego państwa, to jako obywatele, którym przyszłość państwa leży na sercu, zaczynamy czuć się trochę nieswojo, nieprawdaż? Pociechą może być fakt, że pamięć świadka Komorowskiego jest dziurawa wybiórczo. Szczególnie dobre momenty świadek miewa, gdy chodzi o kwestię, dlaczego w ogóle zadawał się z tym L.; dlaczego spotykał się z nim i interesował się tak bardzo Aneksem, jeśli od pierwszego rzutu oka sprawa była szemrana? Otóż świadek Komorowski doskonale tę kwestię pamięta – udawał mianowicie zainteresowanie, żeby nie spłoszyć owego obwiesia L. , chciał zobaczyć o co chodzi, troskał się frasobliwie, że sprawa Aneksu zaszkodzi państwu.
Jednak w tej sytuacji wręcz nachalnie narzuca się inne pytanie. Po co Komorowski zadawał się z tym gościem L., skoro wcześniej znał go jak przysłowiowy zły szeląg i na początku lat 90-tych sam go wyrzucał ze służby (WSW), jeszcze będąc wiceministrem obrony narodowej? Dlaczego od razu nie zostawił sprawy w rękach służb specjalnych i prokuratury, lecz negocjował z bandziorem? A jeszcze lepsze jest drugie pytanie: Po co ów L. przychodził do świadka Komorowskiego, skoro wiedział, że jest przez niego uważany za niepożądanego i wręcz niebezpiecznego typa? Czyż nie narzuca się hipoteza, że L. miał jakiś argument nie do odrzucenia? Argument, który dawał mu pewność, że świadek Komorowski pomimo swojej wiedzy i uprzedzeń na pewno zechce się z nim spotykać i rozmawiać?
Wszystkie powyższe pytania i wątpliwości skłaniają do wniosku, że nie mamy do czynienia ze sprawą Sumlińskiego, lecz z aferą Komorowskiego. Kiedyś ministra, posła i marszałka. Dzisiaj prezydenta. A także świadka w sprawie afery, w której jest bardziej podejrzanym niż świadkiem. I to jest także odpowiedź, dlaczego rządowe media jak jeden mąż postanowiły nie relacjonować zeznań świadka Komorowskiego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/226651-wybiorcza-pamiec-swiadka-komorowskiego-nie-ma-watpliwosci-ze-dla-niego-ow-aneks-byl-mrocznym-obiektem-pozadania