Zdecydowałem się kandydować na prezydenta, bo Polska potrzebuje aktywnej prezydentury i pozytywnej zmiany. To nieprawda, że prezydent musi być tylko strażnikiem żyrandola…
— oznajmił wszem wobec Janusz Palikot.
Coś tam jeszcze dorzucił w krótkim uzasadnieniu swej decyzji, jak np., że „mimo siedmiu lat rządów koalicji PO-PSL i prawie pięciu prezydentury Bronisława Komorowskiego niewiele się tu zmieniło”, że rozprawi się z wszechwładnym, niedemokratycznym Kościołem, że uszczęśliwi „setki tysięcy ludzi”, że tak w ogóle jest człowiekiem kompromisu itp. dyrdymały na okoliczność.
Daruję sobie uwagę, że w naszym kraju żyje prawie 40 mln obywateli, czego lider swojego Ruchu widać nie dostrzegł, chociaż, biorąc pod uwagę tęczowe zastępy, może o tych setkach tysięcy do uszczęśliwienia powiedział nieopatrznie prawdę. W każdym razie, gdyby dostał się do środka, znaczy, do Pałacu Prezydenckiego, przed którym wygłosił swój przedwyborczy spicz, nie będzie prezydentem od parady lecz sięgającym często po prawo weta. Aaa, co ważne, ponieważ sam to podkreślił, nawiązując do słupskiej prezydentury Roberta Biedronia, czuje się powołany do „większych zmian”:
Mam na myśli zmiany, które spowodują, że każdy, wierzący, o innej orientacji seksualnej czy jakichkolwiek innych mniejszościowych poglądach, może pełnić najważniejsze funkcje w państwie. Na rzecz tej równości kandyduję.
Poza tym, co powiedział już oficjalny kandydat swojego Ruchu w wywiadzie dla radiowej „Jedynki”, chce osłabić tego kaczystę z PiS, Andrzeja Dudę. Wprawdzie przyznał, że ma marne szanse, ale „wszystko jest możliwe”… Kto by pomyślał - Palikot liczy na cud! W rzeczywistości, choć tego akurat nie powie, liczy na co innego: jego Ruch jest politycznym trupem, więc może chociaż on sam zdoła obronić się przed wypchnięciem na aut…
Żałosne! Da się jednak zrozumieć, bo nie ma już do kogo się przytulić: w PO mają Palikota tam, gdzie – za przeproszeniem – „słońce panu majstrowi nie dochodzi”, próba zbicia politycznego majątku na „Kapitale” Marksa i podłączenia się do SLD spaliła na panewce, gdyż Leszek Miller wolał nie mieć do czynienia z jego „naćpaną hołotą”, w PSL nie zapomnieli mu skądinąd trafnej charakterystyki, że partia Janusza Piechocińskiego to „rodzaj grzyba pasożytującego na polskim życiu politycznym”, no, to co biedaczysku zostało? Tylko wybory prezydenckie z gwarancją, że przynajmniej jeszcze przez kilka miesięcy będzie o nim głośno. Lider zdziesiątkowanego Ruchu nie traci animuszu. Nigdy go nie tracił. Kiedyś, jako pryszczaty chrześcijanin, ku pokrzepieniu ducha szerzył wśród ludu poprzez tygodnik „Ozon” ewangelię, później, ku pokrzepieniu ciała, sprzedawał ludowi wino musujące Ambra i wódkę Żołądkową Gorzką, potem rywalizował w hufcu Platformy ze Stefanem Niesiołowskim o palmę pierwszeństwa w postponowaniu opozycji, dopóty, dopóki PO nie uznała, że bardziej jej szkodzi niż pomaga, wreszcie usamodzielnił się z konopią w klapie, w swoim Ruchu właśnie.
Teraz też się usamodzielnia, a mnie znów ciśnie się na usta pytanie, czy Palikot i jego Ruch są tymi, na których widok Polki i Polacy otwierają szeroko ramiona i nie tylko? Czy to aby jednak nie karpie, które mogą przyczynić się do przyspieszenia świąt Bożego Narodzenia na własne życzenie? Wygląda na to, że sejmita-apostazy i przewodnik „marszu wyzwolenia konopi” pod hasłem: „kto nie jara, ten fujara” sztachnął się o parę razy za dużo. Bo, kto niby, poza „naćpanymi” i seksualnymi odmieńcami, miałby go wesprzeć?
Zacznijmy od tzw. mas pracujących:
Działacze Solidarności sami zachowują się jak wieprze, bo chcą tylko dla siebie. Sami sobie przykleili ten świński pysk
— powiedział kandydat swojego Ruchu o związkowcach, a on - Palikot, jest przecież altruistą, czyli istnieje wyraźna rozbieżność interesów i na budowę sprawiedliwej Polski razem z nimi nie ma co liczyć.
Tym bardziej, że - nomen omen - Polskę Razem i tę de nomine Sprawiedliwą zawłaszczyła „katolicka ciota” Jarosław Gowin, jak określił był byłego ministra sprawiedliwości w rządzie PO-PSL, dziś partnera PiS. O głosach „katoli” Palikot może w ogóle zapomnieć, gdyż ci z pewnością nigdy mu nie wybaczą dywagacji o nieślubnych dzieciach papieża Karola Wojtyły itp. szargania świętości. Długo by o tym mówić.
Palikot nie widzi w tym jednak żadnej sprzeczności. Skoro chce być prezydentem wszystkich Polaków, znaczy, gotów jest być także prezydentem „katolickich ciot”. Taki po prostu jest wspaniałomyślny, zdolny do poświęcenia i kompromisu z samym sobą.
„Świnia świni tyłek ślini” brzmi uniwersalne motto Palikota, de facto znanego m.in. za sprawą świńskiego ryja właśnie, które wygłosił w kontekście jednej z afer. Więc już sam nie wiem, skoro osobiście Palikot świnią nie jest, kto miałby mu poślinić i wesprzeć w zdobywaniu pałacu na Krakowskim Przedmieściu? Na domiar złego, człowiek, który „jest zdolny do każdej podłości” - jak wywodził o ekspremierze Kaczyńskim - który „był gotów wysłać własnego brata na śmierć do Smoleńska” wciąż żyje i, o zgrozo, jego akcje rosną…
Przyjdzie taki dzień, że Jarosław będzie już rozmawiał z siłami ostateczności. Być może jeszcze w tym roku. I wówczas uznamy, że to był naprawdę dobry rok. Tego się trzymam, w to wierzę
— snuł Palikot już w sierpniu 2010 r. Źle postawił, nie pierwszy raz zresztą. Mniej więcej w tym samym czasie chełpił się:
To ja załatwiłem prezydenturę Bronisławowi Komorowskiemu
— lecz srodze na nim się zwiódł, gdyż ten zawiesił strzelbę na kołku i nie spełnił jego obietnicy:
Bronisław Komorowski pójdzie na polowanie na wilki, zastrzelimy Jarosława Kaczyńskiego, wypatroszymy i skórę wystawimy na sprzedaż…
W pałacu potrzebny jest człowiek czynu, dlatego teraz zdecydował się wystąpić przeciw Komorowskiemu. Czyli, wśród okołopałacowej ciżby też ma przechlapane. Jednym zdaniem, karta Palikotowi nie wali. U patriotów i narodowców również, i to od chwili, gdy stwierdził, że:
Roman Giertych jest właścicielem burdelu w Tarnowie. Informuję prokuraturę. Proszę o sprawdzenie,
a ciut później domagał się puszczenia z dymem całego IPN:
Trzeba spalić to esbeckie szambo.
Czego się więc spodziewa po wyborach? Że wyborcy uwierzą, iż będzie bronił ich praw. Na kogo liczy? Przede wszystkim na siebie.
Właśnie na rzecz takiej pozytywnej zmiany zamierzam kandydować. (…) Moja kandydatura będzie zobowiązaniem dla tego, kto wygra, aby taki punkt widzenia i rozumienia roli prezydenta był w Polsce obowiązujący.
Już widzę oczami wyobraźni jego pierwszy postulat zmiany naszego narodowego godła na orła z penisem i pistoletem w pazurach. Ale, żarty na bok. Nieco wcześniej ten sam Palikot, zanim zamarzył o prezydenturze, ostrzegał: „Obywatele, uwaga: tam, gdzie politycy domagają się praw dla obywateli, tam często dbają wyłącznie o siebie,
Cóż za autoironia…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/226104-czego-po-wyborach-prezydenckich-spodziewa-sie-palikot-ze-wyborcy-mu-uwierza-i-zapomna-calkiem-niedawna-przeszlosc
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.