Jünger: więcej głosów, niż wyborców? Błąd w reżyserii!

fot. faktypilskie.pl
fot. faktypilskie.pl

Niemiecki pisarz Ernst Jünger napisał w 1951 r. esej „Eksploracja bezdroży”, w którym wytyczał moralne ścieżki dla tych, którzy żyją w świecie politycznych oszust i kłamstwa, za przykład podając dyktaturę, w której wybory mają być tylko propagandowym aktem poparcia władzy. Jünger, niczym w późniejszej Polsce Zbigniew Herbert, wierzył, że opór – choćby jednostkowy – ma głęboki sens moralny i praktyczny. Czy już żyjemy w autorytarnym standardzie, czy dopiero do niego dążymy?

Z technicznego punktu widzenia przeprowadzenie wyborów, w których sto procent głosów oddawanych jest na daną opcję, nie nastręcza zbytnich problemów. Liczbę tę można osiągnąć, a nawet przekroczyć, jeśli w pewnych okręgach pojawi się więcej głosów, niż jest tam wyborców. Coś takiego sugeruje, że popełniono błąd w reżyserii, z którym nie wszystkie społeczności zechcą się pogodzić. Gdy natomiast do akcji wkraczają subtelniejsi propagandyści, sprawy wyglądają tak:

Sto procent to idealna liczba, nieosiągalna jak wszystkie ideały. Można się do niej jednak zbliżyć (…) Tam gdzie dyktatura mocno się trzyma, dziewięćdziesiąt procent poparcia byłoby rezultatem dość niekorzystnym. Masy z trudem tolerowałyby podejrzenie, że w co dziesiątym z nich kryje się utajony przeciwnik. Natomiast liczba około dwóch procent głosów nieważnych lub przeciwnych jest nie tylko akceptowalna, ale wręcz pożądana. Tych dwu procent nie chcemy po prostu skreślać, uznając za nieistotną resztkę. Warto im się bliżej przyjrzeć. Własnie w odpadkach i resztkach odnajdujemy dziś kwestie nieprzeczuwalne.

Któż z nas jest wrogiem pokoju czy wolności? Chyba jakiś potwór. (…) Ten niewłaściwy wyborca przypomina przestępcę skradającego się na miejsce zbrodni.

Jakże odmienne uczucia żywi wyborca właściwej opcji, którego ten dzień napawa optymizmem. Już przy śniadaniu otrzymał przez radio ostatnie zachęty, ostatnie instrukcje. Wychodzi następnie na ulicę, gdzie panuje świąteczny nastrój. Na każdym domu i w każdym oknie wiszą flagi. Na dziedzińcu lokalu wyborczego wita go orkiestra grająca marsze. Muzykanci noszą uniformy, których nie brak również wewnątrz. Nie ma już natomiast mowy o kabinie do głosowania, co właściwemu wyborcy umknie w atmosferze powszechnego zachwytu. (…) W jaki sposób jednak zachować ma się nasz człowiek, jeśli zrezygnuje z ostatniej możliwości wyrażenia swej opinii? Wraz z tą kwestią dotykamy nowej nauki, mianowicie teorii wolności człowieka wobec przemocy nowego rodzaju. Wybiega to daleko poza nasz jednostkowy przykład. Tymczasem zajmijmy się nim bliżej.

Wyborca czuje się jakby w kleszczach, ponieważ do wolnych wyborów zaprasza go władza, która ze swej strony nie zamierza trzymać się reguł gry. Jest to ta sama władza, która żąda od niego przysiąg, żyjąc z notoroycznego ich łamania. Wpłaca więc pokaźną sumę do złodziejskiego banku. Dlatego trudno mu zarzucać, że unika odpowiedzi na postawione pytanie i przemilcza swój głos na „nie”. (…) Miejsce wolności nie jest tożsame ze zwykłą opozycją, nie jest też miejscem, jakie zagwarantować może jednostce ucieczka. Określiliśmy je mianem bezdroży. (…) Zdajemy sobie jednak sprawę, iż przy aktualnym zaawansowaniu sytuacji, zdolnym do eksploracji bezdroży jest być może jeden na stu. Nie statystyka jest tu jednak rozstrzygająca. W pożarze teatru wystarcza jeden chłodny umysł, jedno mężne serce, które powstrzymać może panikę tysięcy ludzi zdolnych zadusić się wzajemnie, dając upust zwierzęcemu strachowi.

Ernst Jünger, Węzeł gordyjski. Eseistyka lat pięćdziesiątych, ARCANA, Kraków 2013.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych