Paweł Wojtunik: Służba w CBA to trochę robota śmieciarza...

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. ansa/wPolityce.pl
fot. ansa/wPolityce.pl

To już było tak dawno … Tyle już rzeczy na ten temat słyszałem, tyle głupot, czytałem, że zaciera mi się rzeczywisty obraz tego spotkania - tak Paweł Wojtunik, szef CBA odpowiada na pytanie o treść swojej słynnej rozmowy z Elżbietą Bieńkowską, będącej elementem afery taśmowej.

W końcu jednak przyznaje, że rozmowę pamięta ale nie chce jej ujawnić z powodu zawodowej dyskrecji.

Gwarantuję, że gdybym się spotkał z panią w jakiejkolwiek restauracji, przypadkowo czy w sprawie wywiadu, to także nie ujawniłbym treści rozmowy. Po pierwsze dlatego, są pewne granice przyzwoitości i nie ujawnia się rozmów prowadzonych w cztery oczy. Po drugie, poruszaliśmy pewne kwestie związane z naszymi funkcjami, pracą, jaką wykonujemy. Gdyby ludzie opowiadali o tym, o czym rozmawiają sam na sam, to nikt nigdy by już potem sam na sam nie rozmawiał.   – zapewnia szef CBA w obszernym wywiadzie dla „Polski the Times” .

Wojtunik zapewnia też, że chciałby, oczywiście „prywatnie”,by słynne taśmy ujrzały światło dzienne.

Prywatnie chciałem, żeby moje taśmy ujrzały światło dzienne, bo rozwiałoby to pewne wątpliwości czy krzywdzące spekulacje. Natomiast zawodowo absolutnie starałem się i staram tego tematu unikać, nie dotykać, niewywołany do tablicy - milczeć. Z jednego prostego względu: byłoby to nieprofesjonalne, bo to tak, jakbym w sprawie włamania do własnego domu jako policjant sam prowadził postępowanie czy prowadził sprawę uprowadzenia własnego dziecka. W takich sytuacjach trzeba się wyłączyć i trzymać z boku. Na tym polega profesjonalizm. Stąd kiedy tylko dowiedziałem się o nagraniach, powiadomiłem szefa MSW i nie brałem udziału ani w dalszych działaniach śledczych, ani w niczym, co było związane ze sprawą. 

– deklaruje szef CBA.

Paweł Wojtunik zapewnia, że jego urząd nadal intensywnie pracuje nad infoaferą i zapewnia, że jest to jedna z większych afer tego typu w Europie.

Łącznie 41 osób usłyszało ponad 70 zarzutów. Każdy kolejny podejrzany to też kolejne czynności: przesłuchania i przeszukania. Tu mamy dwa ograniczenie: po pierwsze, pewne ograniczenie czasowe, związane z przedawnieniami przestępstw, po drugie, ograniczenie wynikające ze skali materiału, wątków i potrzeby przejrzenia całej masy materiałów, e-maili, oględzin nośników itp. W tej sprawie bardzo blisko współpracujemy z FBI i innymi organami ze Stanów Zjednoczonych, bo sprawa dotyczy także firm notowanych na giełdzie amerykańskiej. Ale warto powiedzieć o jeszcze jednej rzeczy, o której chyba nigdy nie mówiliśmy. Tak jak przy sprawie komisji majątkowej, gdzie od jednego śledztwa wyszliśmy na wiele innych spraw, tak w sprawie informatycznej, niezależnie od tego, że funkcjonuje specjalny zespół skupiony na CPI, to w wyniku pewnych analiz, wiedzy, spostrzeżeń, tego, co odkrywamy, wszczęliśmy kilka innych śledztw informatycznych, które toczą się w ciszy. Zainicjowaliśmy kilkadziesiąt analiz i kontroli w wielu ważnych instytucjach, nie tylko w MSW.

— relacjonuje szef CBA.

Na koniec zaś formułuje specyficzną definicję swojej pracy:

Służba w CBA to trochę robota śmieciarza, nieraz grabarza. Polega na grzebaniu się w ludzkich słabościach. Tym bardziej jakiekolwiek przyszłe wybory i ich wynik nie są dla mnie żadnym problemem.

ansa/Polska the Times

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych