Nie podoba się Małgorzacie Kidawie-Błońskiej, żeby politycy decydowali, kto zasiada w Państwowej Komisji Wyborczej. Więcej, Kidawa-Błońska uważa, że politycy nie powinni nawet oceniać pracy PKW. Czyż to nie jest jeden z najpiękniejszych wykwitów zacietrzewionej partyjniackiej bezmyślności w mijającym tygodniu?
Politycy mogą zmieniać corocznie ordynację wyborczą, politycy powołują prezesów najwyższych instancji sądowniczych i Prokuratora Generalnego. Także premiera, prezydenta, marszałka Sejmu i Senatu. Mogą zmieniać konstytucję. Ba, bywa, że sami sędziowie-członkowie PKW mają na wskroś polityczną przeszłość. Ale politycy nie powinni oceniać pracy PKW - taki wyjątek w morzu omnipotencji polityków wymyśliła sobie Kidawa-Błońska. No, ale jest dla niej okoliczność łagodząca – ona też jest wyjątkiem, nawet na tle Platformy Obywatelskiej.
Z innych śmiesznych rzeczy, które w przypływie państwowotwórczego uniesienia wypowiedziała Kidawa-Błońska należy wymienić spostrzeżenie na temat kompetencji ustępujących sędziów z PKW. Otóż według niej nie zostało podważone zaufanie do komisji jako takiej, lecz tylko do…systemu informatycznego. Nie ma dla niej znaczenia, że wszystkie fatalne decyzje dotyczące systemu informatycznego, a także fatalne zaniechania w kwestii systemu poczynili właśnie sędziowie z PKW. **System padł w trakcie wyborów i była to konsekwencja sumy ich poczynań w tej kwestii.
Oni decydowali o terminach przetargu i wyborze firmy. W trakcie liczenia głosów, gdy padł ten informatyczny bubel – ich dzieło - nie byli w stanie podjąć decyzji o przejściu na tryb awaryjny. Oni, ci sędziowie- nominaci prezydenta z poręki prezesów sądów najwyższego, administracyjnego i trybunału konstytucyjnego, okazali się kompletnymi nieudacznikami. Ale Kidawa-Błońska nie straciła do nich zaufania, chociaż oni sami stracili zaufanie do własnych umiejętności, podając się gremialnie do dymisji. Zapewne Kidawa-Błońska sądzi według siebie.
Ustawowo nie możemy decydować, kto i jak ma drukować karty do głosowania, bo ustawa ma wyznaczać tylko kierunek
—zwierza się Kidawa-Błońska ze swoich konstytucyjnych przemyśleń. Jest to głupota horrendalna do tego stopnia, że jedyną alternatywą może być tylko wyrafinowane wprowadzanie w błąd opinii publicznej. Ale wyrafinowanie jest ostatnią rzeczą, o którą można posądzić Kidawę-Błońską.
Jeśli się bowiem zajrzy do kodeksu wyborczego z 2011 roku (czyli ustawy – ordynacji wyborczej), to można bez trudu stwierdzić, że zawiera on aż 517 (słownie: pięćset siedemnaście!) artykułów. A zawierają one nawet tak szczegółowe postanowienia jak przykładowo, wysokość grzywny, której podlega wyborcze przekupstwo poprzez
podawanie lub dostarczanie w ramach prowadzonej agitacji wyborczej, napojów alkoholowych nieodpłatnie lub po cenach sprzedaży netto możliwych do uzyskania, nie wyższych od cen nabycia lub kosztów wytworzenia.
Dlaczego nie można uregulować ustawowo także druku kart do głosowania, które przecież są elementem potencjalnie najbardziej narażonym na fałszerstwa? Poziom wynurzeń Kidawy-Błońskiej nie jest oczywiście kompromitujący dla jej partii, gdyż to ugrupowanie już dawno sięgnęło dna prymitywnej propagandy. W tym sensie zarówno Kidawa-Błońska, jak i Platforma Obywatelska muszą kojarzyć się z ponurą beznadzieją na stacji Chandra Unyńska, którą tak udatnie opisał Tuwim. Aż prosiła się o tę tytułową parafrazę…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/224882-na-stacji-kidawa-blonska-gdzies-w-mordobijskim-powiecie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.