Wieść o rezygnacji Rosji z budowy gazociągu South Stream strzeliła jak grom z jasnego nieba. Tuż po niej rozległy się w Europie fanfary, jakoby prezydent Władmimir Putin mięknie i ugina się pod jej presją. Anie jedno, ani drugie nie jest prawdą. Po pierwsze, Rosja nie zrezygnowała z położenia gazociągu na południu naszego kontynentu, lecz tylko koryguje jego przebieg, po drugie - Putin nie kapituluje, przeciwnie, przystąpił do ataku, którego celem jest poróżnienie państw Unii Europejskiej.
W kwestii formalnej, gazociąg według znowelizowanego projektu będzie wychodził a tego samego miejsca, co „stary” South Stream (z Kraju Krasnodarskiego) i przebiegnie niemal tą samą trasą poprzez Morze Czarne, z tą tylko różnicą, że na południe Europy wprowadzony zostanie przez Turcję, Grecję, kraje bałkańskie i ewentualnie Włochy, a nie przez Bułgarię. Kto chce, niech nazywa to ustępstwem Putina i sukcesem Europy. Po prawdzie Rosja nie zawiesza na kołku swą surowcową broń strategiczną i konsekwentnie realizuje plan oplatania kontynentu gazową pępowiną.
Rzecz oczywista, wedle rosyjskiego prezydenta, „rezygnację” z South Stream spowodowała „niekonstruktywna postawa UE”, która „piętrzy trudności”. Na czym polegały te trudności? Na tym, że Rosja zawierała porozumienia międzyrządowe z wybranymi partnerami, a to z Bułgarią, to z Węgrami czy z Austrią, w których Gazprom miał mieć zagwarantowaną wyłączność na dostęp i zarządzanie tą magistralą, oraz na dyktowanie cen za jej eksploatację. To właśnie było powodem zalecenia rok temu przez Komisję Europejską renegocjacji zawartych umów przez niektóre państwa członkowskie UE.
Krótko mówiąc, Rosja chciała, tak jak w przypadku bałtyckiego Gazociągu Północnego (Nord Stream) z pominięciem Polski, i zbudowanego wbrew protestom kilku krajów, postawić Europę przed faktem dokonanym. W międzyczasie udało jej się również wpłynąć na porzucenie w ubiegłym roku przez Europę projektu budowy alternatywnego gazociągu Nabucco, z Iranu i Azerbajdżanu przez Turcję, Bułgarię, Rumunię i Węgry do Austrii, który miał uniezależnić środkowowschodnią część naszego kontynentu od rosyjskiego monopolu surowcowego.
Czy korekta projektu Gazpromu oznacza, że rosyjskie kleszcze zostały na trwałe rozwarte? Nic podobnego. Zgodnie z pierwotnym założeniem, gaz miał popłynąć rurociągiem South Stream i jego dwoma odnogami w 2018r. Nawet ta data nie jest podważona, bowiem poza ogłoszeniem „rezygnacji” Rosja nie podała żadnych szczegółów dotyczących zmiany w tym projekcie. Co wiadomo natomiast nie od dziś, Rosjanie chcą uniknąć podporządkowania się unijnej III Dyrektywie Gazowej, która nakazuje rozdzielenie sprzedaży gazu od jego tranzytu.
Odrębną kwestią jest zmiana nastawienia UE wobec monopolu Rosji na dostawy do tego surowca dla wspólnoty po jej kilkakrotnym tzw. szantażu gazowym i ataku na Ukrainę. W efekcie, nie bez nacisku Brukseli wstrzymano w Bułgarii przygotowania do realizacji Gazociągu Południowego. Dodatkowym bodźcem do zmiany planów Gazpromu były restrykcje nałożone w Europie na rosyjskie firmy i banki po aneksji Krymu. Jeśli więc Putin mówi o „trudnościach”, to ma ku temu podstawy, jednak sytuacja Rosji nie jest podbramkowa. Niedawno bowiem Rosjanie podpisali z wielką pompą gigantyczny kontrakt na budowę linii przesyłowych i dostawy gazu do Chin. Budowa gazociągu South Stream, który miał pokryć jedną dziesiątą potrzeb Europy, miała dla Rosji bardziej znaczenie polityczne niż ekonomiczne, zaś lukratywnym rynkiem zbytu rosyjskich surowców staje się przede wszystkim Azja.
Czy poprzez informacje o zmianie europejskich planów Rosji uda się wywołać ferment we wspólnocie? Kraje tranzytowe South Stream jeszcze oficjalnie nie zareagowały na wstrzymanie tej inwestycji. Prezydent Putin zdaje sobie sprawę, że decyzja ta odbije się czkawką także w zachodnich firmach uczestniczących w tym przedsięwzięciu, jak np. włoskiech Eni i Sajpem, niemieckim koncernie BASF, francuskim EDF, czy austriackim OMV, który niedawno uroczyście podpisał umowę na budowę części gazociągu w tym kraju.
„Nie złamaliśmy sobie nogi…”, uspokaja rodaków szef OMV Gerhard Roiss, na wieść o wycofaniu się Rosjan z tej inwestycji, ale niewątpliwie jest to uderzenie w tę firmę. Tym bardziej, że nieco wcześniej zaangażowała się w zarzucony projekt budowy gazociągu Nabucco. W plecy dostali także niemieccy i austriaccy dostawcy rur ze spółki Salzgitter i Voestalpine. Zarządy tych dwóch przedsiębiorstwa spodziewają się, że tak czy siak Rosjanie nie anulują uzgodnionych już zamówień. Jak sądzą, zmieni się tylko nazwa South Stream na jakąś inną, ale gazociąg na południu Europy, choć po skorygowanej trasie, zostanie położony.
I zapewne mają rację. Jeśli Europa nie chce naszego gazu, sprzedamy go komuś innemu”, odgraża się prezydent Rosji tyle efektownie, co bez znaczenia. Putin nie jest durniem, przeciwnie, jest wytrawnym graczem, wie co robi i wbrew pozorom nie odstąpił od zakładania na Europę gazowej pętli. Teraz piłka jest po stronie UE. Pozostaje pytanie, czy poszczególnym krajom wspólnoty i samej Brukseli wystarczy determinacji w zmaganiach z rosyjskim niedźwiedziem… Europa stoi przed kolejna próbą swej politycznej spójności.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/224523-putin-nie-jest-durniem-wie-co-robi-i-wbrew-pozorom-nie-odstapil-od-oplatania-europy-gazowa-pepowina
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.