Obiecałem sobie, że ostateczny wynik wyborów skomentuję dopiero po oficjalnym ich ogłoszeniu. Na razie szaleje PKW i nie znamy choćby dystansu, jaki dzieli PiS od PO. Potem może się okazać, że najmądrzejsze wnioski były wnioskami do rzeczywistości wirtualnej.
Ale co jednego szczegółu powyborczego kociokwiku nie mogę się nie odnieść. Tabuny komentatorów z wyjątkowo w tej sprawie emocjonalnym Piotrem Kraśko na czele załamywały ręce nad zagładą w Polsce lewicy. SLD dostał, jeśli przyjąć za wynik wyborcze prognozy, prawie dwa razy mniej niż w roku 2010.
Kiedy to, przypomnę wyszydzano ówczesnego lidera Grzegorza Napieralskiego jako nieudolnego młokosa. Ale to stary mędrzec Leszek Miller poprowadził swoją formację ku zagładzie.
Po pierwsze, uwaga dotycząca struktury polskiej polityki: lewica ma się w Polsce dobrze. W sferze światopoglądu i najszerzej pojmowanej kultury jej funkcje przejęła Platforma Obywatelska, choć należy do międzynarodówki chadeckiej i przez Millera jest nazywana „prawicą”.
Jeśli spojrzeć na to, kogo wspierają rządowe fundusze i za jakim ładem prawnym opowiada się partia rządząca, jest ona już dziś centrolewicą, chociaż odrobinę wstydliwą. Łączą ją jeszcze z przeszłością pojedyncze linki, a na szczeblu samorządowym ludzi o konserwatywnych poglądach jest tam nawet więcej niż na szczycie. Ale PO wyczuwa europejskie trendy i chce je nam aplikować. Robi więc skuteczniej, choć bardziej powoli to, co szybciej chciała nam zafundować lewica ideologiczna.
Porażkę poniosła co najwyżej, i to akurat warto odnotować z satysfakcją, pewna odmiana lewicy. Można by ją nazwać antyreligijną. Zanim Janusz Palikot wrócił w praktyce na łono PO, roztrwonił swoich zwolenników. Polacy za taką formą lewicy w swej zasadniczej masie nie tęsknią. Możliwe, że Palikotowi pozwoli się co najwyżej błaznować gdzieś na obrzeżach obozu rządzącego.
Z kolei w sferze socjalno-ekonomicznej i domagający się bardziej zmasowanej interwencji państwa PiS, i nie gardząca taką interwencją PO, spełniają funkcje lewicy. Najwyraźniej takie są potrzeby Polaków, choć ja mocno żałuję, że obrona praw wolnego rynku ma w Polsce tylko nieco kabaretową twarz Janusza Korwin-Mikkego.
Jarosław Kaczyński, którego sukces wyborczy zapewne utwierdzi w dotychczasowym kursie, nie próbuje nawet tego, czego spróbował Orban: połączenia obrony własnej gospodarki z pewnym poluzowaniem dla rodzimego kapitału. U nas temu kapitałowi funduje się wysokie koszty pracy i podejrzliwość aparatu państwowego. Było tak za rzekomo liberalnego Tuska, i będzie zapewne, jeśli do władzy dojdzie PiS. To wynika z jego oficjalnych programowych deklaracji.
Tym bardziej jednak lewica w opakowaniu SLD-owskim staje się niepotrzebna. Realnej wrażliwości społecznej jest tam mniej niż w PiS, ba mniej niż w dzisiejszej PO. Przypomnę, że sam Leszek Miller podczas swojego premierostwa opowiadał się za podatkiem liniowym. Można odnieść wrażenie, że ten niewątpliwie bystry spec od bon motów może się opowiedzieć za czymkolwiek.
Z kolei debata o „dorobku” PRL, na której budowali swą siłę postkomuniści na początku lat 90. nie ma już dziś znaczenia, podobnie jak niewielkie znaczenie mają wojny o symbole, choćby o pomnik czterech śpiących. To ważne dla naszej tradycji, ale nie mobilizuje się wokół tego mas. Model lewicy „biograficznej” zaczyna więc zamierać. Jerzy Urban już dawno poparł Tuska, dlaczego więc inni nie mogą?
Może SLD-owski aparat zatrzymałby ten trend, gdyby miał wyrazisty pomysł na obecność w polityce dzisiaj. Ale Miller po pierwszych sondażowych sukcesach, które zawdzięczał energicznej opozycyjności, uznał, że ma miejsce w polityce zagwarantowane na zawsze. Rosło mu, kiedy twardo agitował przeciw przesunięciu wieku emerytalnego, sam uległem wtedy przekonaniu, że staje się coraz silniejszy, ba że może zawalczyć jak równy z równym z Tuskiem.
Ale on sam nie wyciągnął z tego żadnych wniosków. Piszę, że on może się opowiedzieć za wszystkim. Ale okazało się że ludzie nie łykną wszystkiego. Przez ostatnie lata zaangażowanie SLD w politykę przypominało zaangażowanie emeryta, który chce dożyć swoich dni w cieniu silniejszego. Realne emocje pojawiały się u Millera tylko wtedy, kiedy okładał PiS. Ale do tego jest już wielu chętnych, tu Platformy się nie przebije. Ludzie czuli, że Napieralski chciał się bić z rządzącymi. Miller nie chciał. O wiele lepiej czuł się w kameralnych pogawędkach z Tuskiem, jak podczas wychwyconych przez kamery wspólnych wędrówek po Sejmie w czasie debaty nad expose Ewy Kopacz. I Polacy to wychwycili, choć często się uważa, że nie zauważają niczego.
Zmierzamy ku systemowi dwupartyjnemu, choć go pewnie nigdy nie osiągniemy. PSL ma mimo wszystkich swoich wpadek bardziej trwałe miejsce, bo jest instytucjonalnie wbudowane w pejzaż polskich wsi i małych miasteczek. SLD może za to zniknąć, zostać zwianym wraz kurzem historii. Trochę z powodu swojej natury, ale też z powodu krótkowzroczności Leszka Millera. Który w kolejnej koalicji „wszyscy przeciw PiS” zajmie co najwyżej poślednie miejsce. A w przypadku zdobycia władzy przez PiS może stracić kompletnie rację bytu.
—————————————————————————————————
Polecamy lekturę książki Marka Chodakiewicza pt.”O prawicy i lewicy”. Można ją kupić w naszym internetowym sklepie wSklepiku.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/222523-lewica-przegrala-nieprawda-lewica-ma-sie-calkiem-dobrze
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.