Właściwie wczorajsza mina Ewy Kopacz, podczas wieczoru wyborczego mówiła wszystko. No, może jeszcze łamiący się głos dopowiedział resztę. Słowa miały mniejsze znaczenie. To alarm w obozie Platformy! To stypa, to sygnał do akcji ratuj się kto może.
Porażka PO jest tym boleśniejsza, że był to pierwszy test wyborczy dla nowej premier i następczyni Donalda Tuska. Nowe otwarcie, nowe twarze, polityka miłości, efekt Tuska – wszystko to były puste hasła. Które wyborcy potraktowali tak, jak na to zasługiwały.
Ale w obozie PiS też jeszcze za wcześnie na triumfalizm. Zwycięstwo tej partii ma przede wszystkim wartość psychologiczną. To wreszcie długo oczekiwane przełamanie pasma porażek. Błysk nadziei i zastrzyk energii dla drugiego i trzeciego szeregu działaczy. Perspektywa zmiany szyldu uprzykrzonego szyldu „opozycja” na „władza”.
Ale niekoniecznie musi oznaczać przejęcie jej już teraz. Nawet w tych sejmikach, w których PiS udało się wygrać. Plan koalicji jest prosty. Oskrzydlić PiS wszędzie tam gdzie to możliwe. To w wielu województwach może się udać. W wielkich miastach też na razie można mówić tylko o połowicznym sukcesie prawicy, którym jest doprowadzeniu do drugiej tury. Wisienką na samorządowym torcie byłoby odbicie którejkolwiek metropolii zarządzanej przez PO. Nie będzie łatwo, ale kto wie.
Tak czy owak Platformie nie udało się zahamować spadkowego trendu, który widoczny był już od wieli miesięcy.
Już eurowybory dały obu partiom w zasadzie remis. Przewaga PO była minimalna. A przecież było to głosowanie – w którym z definicji proeuropejska Platforma miała zawsze handicap. Tak jak PSL – w samorządowych. Ale tamto światełko alarmowe właściwie zinterpretował tylko Donald Tusk, który wybrał właściwy moment na ewakuację do Brukseli. Cóż, wiedzieć, kiedy zejść ze sceny jest czasem największą polityczną sztuką…
Chwilowy zwrot w sondażach na korzyść Platformy zauważalny na początku roku – był prawdopodobnie związany wyłącznie z konfliktem na Ukrainie, który rząd ( jeszcze ten z Tuskiem na czele) rozegrał tyleż umiejętnie, co cynicznie – przejmując retorykę PiS-u.
Ale to nie mogło trwać wiecznie. Problem Ukrainy - co tu kryć - Polakom spowszedniał. Za to pojawiła się afera taśmowa – która choć pracowicie wyciszana i rozmywana – zrobiła swoje.
Do tego doszła wymiana naturalnego lidera na „podróbkę”. No i wyjątkowo nieudana kampania. Spot – z zamykaniem drzwi nie zdołał odciąć Ewy Kopacz od przeszłości. Od katastrofy w służbie zdrowia, za którą jest współodpowiedzialna, od ostrych pyskówek na sali sejmowej, przy których zainscenizowana kłótnia radnych w kampanijnym klipie jest pogawędką przy popołudniowej herbatce. Pani premier przekonywała, że chce być bliżej ludzi z równą szczerością, co o przekopywaniu miejsca katastrofy smoleńskiej na metr w głąb.
Kampania PiS może nie była nadzwyczajna i przełomowa. Ale metodyczna i dość merytoryczna. Reakcja na aferę madrycką – szybka i zdecydowana. Chirurgicznym cięciem położyła kres partyjniackim patologiom. A wprowadzenie do gry Andrzeja Dudy pozwoliło zneutralizować medialną madrycką Neverending Story.
Co dalej? Prawdopodobnie sukces pozwoli na dalszą konsolidację PiS ze środowiskiem Gowina i Ziobry, co być może nie przekłada się na matematyczne sumowanie głosów, ale przynajmniej zapobiega ich rozpraszaniu. Pewnie w partii nastąpi przesunięcie sił. Wzrost znaczenia Joachima Brudzińskiego i Marcina Mastalerka, którzy skonsumują kampanijny sukces. Ale to kuchnia, bez większego znaczenia dla wyborcy. Największym wyzwaniem dla partii będzie teraz umiejętne poprowadzenie kampanii Andrzeja Dudy. Start był udany, więc jeśli nie zdarzą się jakieś większe wpadki – kto wie, może i słupki zaczną za dwa trzy miesiące rosnąć.
Drugim zwycięzcą niedzielnych wyborów okrzyknięto PSL. Choć, jakby słuchać wyłącznie przemówień Janusza Piechocińskiego – to nawet pierwszym. Co jest chyba lekką przesadą, bo w stosunku wyniku sprzed 4 lat, to poprawa zaledwie o 0,7 procenta. Oczywiście rozziew pomiędzy sondażami parlamentarnymi a wynikiem w samorządach jest znacznie większy. Można się nawet zastanawiać czy Janusz Piechociński tuż przed cisza wyborczą specjalnie nie rozpętał histerii w sprawie niekorzystnego sondażu - po to tylko, żeby uwypuklić swój wyborczy sukces.
Tak czy owak ludowcy udowodnili, że w terenie mają stabilne struktury – odporne na ogólnopolityczne fluktuacje, czy mniej lub bardziej emocjonalne wyskoki warszawskich liderów. Prognozowanie z tego tytułu wysokiego wyniku w wyborach parlamentarnych – byłoby jednak dalece przedwczesne. Układy w terenie to jedno, a poparcie dla kandydatów na posłów to jednak coś zupełnie innego. Ale niewątpliwie PSL ma dziś znacznie mocniejszą pozycję w rozmowach z Platformą. I prawdopodobnie szybko z niej skorzysta.
Porażka lewicy prawdopodobnie oznacza nieodwołany schyłek SLD i Ruchu Palikota. Lewicowy elektorat jednak nie wyparował. Kto go zagospodaruje? Platforma? PSL? Czy PiS? A może pojawi się jakaś przepoczwarzona nowa formacja? To kwestia najbliższych miesięcy.
Najważniejsze widowisko czeka nas jednak w Platformie. Że będzie ciekawie – można wnioskować z uśmiechów Grzegorza Schetyny. Ale to po drugiej turze. Na razie Platformie pozostaje tylko robienie dobrej miny do złej gry. I medialne przekuwanie porażki w medialny sukces. Przy pomocy Michała Kamińskiego choćby. Tyle tylko, że co sądzą wyborcy o jego sofistycznych popisach okazało się w ostatnich eurowyborach. Nawet bez pomocy Jacka Kurskiego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/222459-powyborcze-resume-mina-ewy-kopacz-i-jej-lamiacy-glos-mowily-wszystko
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.