Jean-Claude Juncker w kurniku, czyli jak Unia walczy z unijnym rajem podatkowym

Fot. PAP/EPA/KAY NIETFELD
Fot. PAP/EPA/KAY NIETFELD

W tym czasie, gdy Unia Europejska prowadziła pełną poświęcenia walkę z rajami podatkowymi, Jean-Claude Juncker zbudował w Luksemburgu raj podatkowy na przemysłową skalę. Unia oczywiście nic nie wiedziała, bo wyprane  w ten sposób pieniądze nie śmierdzą. A niektórzy nawet mówią, że żadne pieniądze nie śmierdzą, więc skąd Unia miała wiedzieć?

W podobnej ciemnocie zresztą Unia żyła w przypadkach Grecji i Cypru. Tak jakoś dziwnie się składa, że Unia ma procedury, przeprowadza audyty i kontrole, deklaruje, iż ogląda bardzo starannie każdego eurocenta przed wydaniem, ale jak chodzi o miliardowe przekręty to dowiaduje się ostatnia. Taka unijna natura. Trzystu czterdziestu firmom Juncker zapewnił w Luksemburgu podatkowe kokosy, co było tajemnicą poliszynela. Jednak unijni decydenci tak byli zaabsorbowani walką z rajami podatkowymi na różnych Kajmanach i Antylach, że przeoczyli rajski zakątek pod swoim bokiem, w Luksemburgu.

W związku z tą słodką nieświadomością co do przeniewierczej natury Junckera, został on wybrany na szefa Komisji Europejskiej. Czyli można powiedzieć, że lis Juncker został wpuszczony do kurnika. Zaraz po wyborze wyszedł na jaw jego proceder w Luksemburgu, dzięki dziennikarskiemu dochodzeniu. Co zrobił zdemaskowany Juncker? Przede wszystkim zapowiedział , że pod jego przywództwem Komisja Europejska podejmie rzeczywistą walkę z unikaniem płacenia podatków. Czyli powiedział dokładnie to, co mówi lis w kurniku, żeby nie wywoływać paniki wśród drobiu.

To oczywiście wygląda na ponurą groteskę, lecz Juncker powiedział jeszcze coś, co pozwala nam zmienić punkt widzenia.

Należy pamiętać, że tego typu praktyki istnieją w 22 państwach Unii Europejskiej, więc to nie jest specyfika luksemburska. To fenomen prawie w całej Europie i także poza Unią Europejską

– przypomniał Juncker uprzejmie tym wszystkim unijnym Katonom, którzy zapłonęli świętym oburzeniem.

I to jest sedno całej sprawy, a zarazem istota Unii Europejskiej. Unia bowiem walczy z rajami podatkowymi od wielu lat. Pisze dyrektywy, zwołuje szczyty, potępia praktyki rajów podatkowych i przygotowuje projekty działań. A potem spokojnie przygląda się, jak państwa członkowskie omijają te wszystkie dyrektywy i przepisy. A kiedy wybucha kolejny skandal, to wydaje kolejne dyrektywy i zwołuje nowe szczyty.

Dlaczego decydentom Unii wcale nie przeszkadza Juncker w unijnym kurniku podatkowym? Dlaczego od tylu lat Unia nie może zwyczajnie zakazać podobnych praktyk na swoim terenie? To są dobre pytania. Tylko nie wiemy, za ile. Ale patrząc na skalę przekrętów w rajach podatkowych pod unijną egidą, możemy się domyślać, że wziątki były monstrualne. Bo jaka jest inna możliwość? Zbiorowa ślepota? Totalna głupota? Umysłowa miernota?

Wskazówką może być wypowiedź polskiego ministra finansów, który także z zacięciem Katona wyraził swoje najświętsze oburzenie:

(…) tego typu przypadki muszą być tępione z jak największą bezwzględnością(…) dlatego, że zaburza to konkurencję.

Ale bardzo charakterystyczne jest, że minister nie oburzył się, iż Unia wybrała mistrza tych podatkowych „przypadków” na najwyższe stanowisko. Minister musi na pewno wiedzieć coś, czego my możemy się tylko domyślać. A mianowicie, że nikt z unijnych oficjeli nie robi z siebie idioty za darmo.

Po wyborczym zwycięstwie Europejskiej Partii Ludowej, która wystawiła Junckera na szefa KE, na stronie Instytutu Obywatelskiego ukazał się wywiad z Rolandem Freudensteinem. To wiceszef fundacji, którą obficie futruje Europejska Partia Ludowa, dzięki której cwany obwieś Juncker wskoczył do kurnika. Ten Freudenstein, bywały przecież w unijnych kręgach władzy, wychwalał wówczas wiarygodność Junckera jako kandydata na przywódcę KE. Mamy więc w przypadku Freudensteina do czynienia z ignorantem albo z pozorantem. Idiota nie wchodzi w grę, gdyż pełni zbyt eksponowaną funkcję.

A swoją drogą, jaka to ciekawa konfiguracja instytucji z nobliwymi deklaracjami w nazwach: prominent Fundacji Centrum Studiów Europejskich finansowanej przez Europejską Partię Ludową, której członkiem jest PO, udziela wywiadu Instytutowi Obywatelskiemu, który jest finansowaną przez PO przybudówką tej partii. Zupełnie jak w tych ruskich matrioszkach. I razem nasładzają się nad wiarygodnością swojego faworyta Junckera, który okazuje się być załganym cwaniakiem na smyczy wielkich korporacji. Gogol miałby tu pole do popisu.

Ten cały Instytut Obywatelski ma dziwaczne logo, jak zresztą przystoi przyczółkowi partii obywatelskiej i prounijnej. Jakieś symbole różnokolorowych ludzików i dewiza w klasycznym unijnym stylu:

Myślimy, by działać. Działamy, by zmieniać.

Ale równie dobrze mogliby przecież napisać: Działamy, żebyście myśleli, że zmieniamy. Zmieniamy, żeby wszystko zostało po staremu.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych