W spocie wyborczym PO premier Ewa Kopacz „ma dość” tego, co działo się dotychczas w sposobie sprawowania władzy w Polsce.
Zamyka drzwi do czegoś, co oznacza samo zło. Jest tylko jeden drobiazg: od siedmiu lat prawie niepodzielnie władzę w Polsce sprawuje Platforma. A w samorządach dzieli ją często z koalicyjnym PSL, które tam ma znacznie większe wpływy niż w rządzie. Opozycja ma w samorządach nieliczne przyczółki, niemające jednak znaczenia dla obrazu tego, jak wygląda w naszym kraju sprawowanie władzy. Albo więc Ewa Kopacz bezlitośnie i niezwykle czarno podsumowuje rządy własnej formacji i swego poprzednika Donalda Tuska, albo udaje, że PO i Tusk nie rządzili.
Wszystko wskazuje na to, że premier Kopacz i jej partia próbują wmówić Polakom, że właśnie się narodzili i zaczynają wszystko od zera. A przeszłość została wygumkowana i zniknęła. Tyle tylko, że wyborcy nie są ani tak niemądrzy, ani naiwni i niemoralni, żeby zapomnieć, w jakiej rzeczywistości żyją i żyli. A na poziomie samorządowym to przede wszystkim rzeczywistość sitw i udzielnych władców przypadkowo zwanych prezydentami, burmistrzami czy wójtami. Ten sitwiarski system w ogromnym stopniu rozwinął się i utrwalił za rządów PO i dzielnie wspierającego ją PSL. W tym systemie nawet sprzątaczka jest zatrudniana po linii sitwiarskiej, czyli w ogromnej większości przypadków – partyjnej. W tym systemie krewni i znajomi uczestników sitwy zajmują wszystkie ważne stanowiska, robią wszystkie intratne interesy, wygrywają wszystkie ważne (pseudo)przetargi, rozdają wszystkie środki na pomoc i politykę socjalną, wydają wszelkie pozwolenia, sprawiają, że tylko na ich gruntach powstają inwestycje.
Okopane od lat sitwy nie zamierzają się usuwać i nikomu oddawać władzy na swoim terenie. A nawet chcą się umocnić, zawierając sojusze wyborcze z tymi, z którymi dotychczas niekiedy konkurowali. Ale to są ludzie z tego samego układu, którzy kiedyś poczuli się na tyle mocni, że się usamodzielnili. Teraz, dla dobra interesów sitw, jednoczą się z partyjnymi kolegami, żeby po wyborach podzielić strefy wpływów i żeby kompletnie nic nie wymknęło się spod sitwiarskiego nadzoru. W wielu wypadkach obywatele nie będą więc wybierać nikogo nowego, co by sugerowały słowa Ewa Kopacz „mam tego dość”, lecz twórców i utrwalaczy sitw. I tylko czasem pojawiają się nowe osoby, które sitwy wystawiają tylko po to, żeby zmylić wyborców nowymi twarzami, choć przecież ci ludzie są krwią z krwi starego układu.
Dla rządzących PO i PSL nie chodzi o żadne innowacje w systemie sprawowania władzy, lecz o umocnienie bądź obronienie tego, co już posiadają i kontrolują. Kiedy więc operują hasłem „czas na zmiany”, w żywe oczy kpią sobie z obywateli, bo przecież w tym wszystkim chodzi wyłącznie o to, żeby żadnych zmian nie było. Podobnie, gdy epatują hasłem „bliżej ludzi”, chodzi tylko o to, żeby sitwa była bliżej swoich ofiar i przeciętni ludzie nie mieli żadnych szans, by się od sitwy uniezależnić czy wymknąć z sieci jej interesów.
Oczywiście dojście nowych ludzi i ugrupowań do władzy w samorządach samo w sobie nie gwarantuje, że nie będą oni tworzyli własnych sitw. Jednak coś takiego wymaga czasu, więc nawet w najbardziej pesymistycznym scenariuszu usunięcie dobrze okopanej sitwy jest już korzyścią dla obywateli. Czarnym scenariuszem jest natomiast przedłużenie mandatu istniejącej sitwie, bo poczuje się ona już tak pewna i bezkarna, że w konfrontacji z nią obywatel nie będzie miał żadnych szans. Chyba że uda mu się do sitwy dostać, ale to szansa dla bardzo nielicznych, która praworządnych i uczciwych ludzi nie musi pociągać. W istocie najbliższe wybory są więc głosowaniem za umocnieniem i omnipotencją sitw albo za ich osłabieniem. Po wyborach możemy się obudzić albo w państwie do cna podzielonym między jeszcze silniejsze sitwy, albo w kraju, gdzie przynajmniej część sitw udało się odsunąć od koryta.
Można oczywiście uważać, że ludzie sitw to szczerzy demokraci, bo w kampanii wyborczej bardzo sprawnie się podlizują wyborcom i przebierają w kostiumy dobroczyńców. I powołują na władzę w Warszawie, która da im worki pieniędzy, bo jest przecież z tego samego politycznego towarzystwa. Tyle tylko, że przeciętni ludzie nie tylko nigdy tych pieniędzy nie zobaczą, ale nawet tych worków, w których miałyby przyjechać. Owszem, sitwy dostaną jakieś pieniądze od kolegów z centrali, ale głównie posłużą one temu, by umocnić władzę sitwy i przekonanie o jej wielkich możliwościach. Czyli te publiczne pieniądze w istocie mają służyć utrwaleniu Polski sitwiarskiej albo nowym zdobyczom sitw.
Może warto więc potraktować serio hasła typu „czas na zmiany” i przynajmniej trochę ograniczyć władzę sitw w Polsce. Polska sitwiarska ma się nijak do społeczeństwa obywatelskiego. Jest jego absolutnym przeciwieństwem. A to, że tworzy ją partia mająca w nazwie słowo „obywatelska” jest tylko bardzo gorzką ironią historii.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/221992-to-sa-wybory-miedzy-trwaniem-polski-sitw-a-jej-odzyskaniem-przez-ludzi
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.