Choć wyborów nie wygra, Andrzej Duda to bardzo dobry wybór – o ile nie zostanie potraktowany jak Jacek Sasin albo Piotr Gliński i o ile swój start uzna za inwestycję we własną karierę.
O wyznaczeniu krakowskiego polityka PiS na kandydata tej partii na prezydenta mówiło się od dawna w samym PiS, na ogół ze sporą przychylnością wobec tej koncepcji. Wybór był zresztą mocno ograniczony, bo partia Kaczyńskiego nie obfituje dziś w ciekawe osobowości. Tak została urządzona przez jej lidera. W tej sytuacji Duda był być może jedynym możliwym wyborem, ale też niesprawiedliwie byłoby stwierdzić, że był wyborem dokonanym na zasadzie „na bezrybiu i rak ryba”. Krakowski europoseł odstaje bowiem od pisowskiej średniej zdecydowanie na korzyść.
Po pierwsze – jest młodym człowiekiem, ma zaledwie 42 lata. To dla polityka wiek, w którym ma się już liczące się doświadczenie, a zarazem nie jest się zużytym, wypalonym i pozbawionym energii. Dudzie nie będzie też trudno znaleźć wspólny język z pokoleniem najmłodszych wyborców, co jest już poważnym problemem dla liderów partyjnych starszego pokolenia, w tym dla samego Kaczyńskiego.
Po drugie – nie jest zaliczany ani do osób radykalnych, do pisowskich jastrzębi, ani też do starej gwardii PC. To bardzo ważne przy pozyskiwaniu bardziej umiarkowanego elektoratu, a trzeba pamiętać, że wybory prezydenckie są bardzo spersonalizowane i polegają na głosowaniu na osobowości. Jego ogłada i przyjemny, mniej konfrontacyjny styl utrudnią atakowanie go mediom prorządowym, choć oczywiście preteksty się znajdą. Duda jednak nie będzie ich dostarczał na wyprzódki.
Po trzecie – ma solidne prawnicze wykształcenie i na ogół jego wypowiedzi są kompetentne i rzeczowe. To nie jest typowy polityczny lejwoda, a zarazem potrafi mówić zajmująco i treściwie.
Po czwarte – pracował w kancelarii ś.p. Lecha Kaczyńskiego, co dla wielu może mieć duże znaczenie. Z jednej bowiem strony łączy to Dudę z postacią niezwykle ważną nie tylko dla wyborców PiS, z drugiej – przeciwnikom trudniej będzie ustawiać go w pozycji oszołoma i radykała, bo w medialnej narracji wrogiego obozu zmarły tragicznie prezydent funkcjonuje jednak jako postać bardziej umiarkowana niż jego żyjący brat.
Wszystko to są spore zalety, dające Dudzie potencjalne atuty w walce z Bronisławem Komorowskim. Twardzi zwolennicy PiS są zachwyceni, ogłaszając, że takie starcie może zostać spokojnie wygrane. To jednak klasyczny przykład wishful thinking i projektowania własnych preferencji i upodobań na całość elektoratu. Przeciwko Dudzie będzie bowiem działać wiele czynników.
Po pierwsze – nietrudno sobie wyobrazić, jakie kontrargumenty wobec wyżej wymienionych zalet będą wysuwali przeciwnicy. Że młody? Niedobrze – za młody, brakuje mu doświadczenia. Że jego brak radykalizmu to tylko maska. Że gdyby wygrał, stanie się marionetką prezesa Kaczyńskiego. Że chciałby realizować politykę Lecha Kaczyńskiego, a ta okazywała się nieskuteczna jeszcze za jego życia, cóż dopiero teraz, w znacznie zmienionych warunkach geopolitycznych.
Po drugie – wybory nie odbywają się w próżni. Żeby wygrać, a nawet przejść do drugiej tury, nie wystarczy przekonać do siebie naturalnego elektoratu PiS. Trzeba, mierząc się zarazem z pozostałymi kandydatami, doprowadzić do tego, że obecny prezydent nie dostanie w pierwszej turze połowy ważnych głosów. Duda będzie tymczasem mieć przeciwko sobie część mediów (choć i z tymi nieprzychylnymi on akurat umie sobie dobrze radzić, a co ważne – nie na twardo), antypisowskie uprzedzenia znacznej części elektoratu oraz pozostałych konkurentów do prezydentury. Wszystko to będzie tworzyć potężny aparat, działający przeciwko kandydatowi PiS. Żeby sobie z nim poradzić, nie wystarczy – jak by chcieli niektórzy – mówić prawdę. Tu jest potrzebna technologia polityczna na wysokim poziomie. Osobiście wątpię, czy PiS jest w stanie jej dostarczyć.
Po trzecie – urzędujący prezydent ma zawsze przewagę z definicji. Kandyduje, jednocześnie wypełniając swoją funkcję i trudno oddzielić jedno od drugiego. Już choćby dzięki temu (nawet gdyby media zachowywały proporcje pomiędzy kandydatami) ma przewagę nad wszystkimi konkurentami. Nad Dudą zaś w szczególności, ponieważ rozpoznawalność krakowskiego europosła jest prawdopodobnie znacznie niższa niż Komorowskiego (takich badań jeszcze nie było). Żeby wygrywać, trzeba być rozpoznawanym nie przez własnych wyborców dobrze zorientowanych w życiu politycznym, ale przez ludzi, którzy na co dzień polityką się nie interesują. W ciągu roku do wyborów Duda musiałby być bardzo umiejętnie lansowany – tak, aby stał się powszechnie znany, ale zarazem, aby nie doprowadzić do poczucia irytującego przesytu.
W 2010 r., bezpośrednio po wstrząsie spowodowanym katastrofą smoleńską, sam Jarosław Kaczyński – lider od wielu lat obecny w polityce i doskonale rozpoznawalny – zdobył w pierwszej turze nieco ponad 36 proc. głosów. W drugiej było to niecałe 47 proc. Trzeba tu poczynić zastrzeżenie, że Kaczyński ma wprawdzie znacznie większy elektorat negatywny niż Duda, ale dzieje się tak również dlatego, że Duda jest znacznie mniej znanym politykiem. Trudno sobie jednak wyobrazić, że mógłby w pierwszej turze przebić wynik Kaczyńskiego sprzed pięciu lat. Chyba że miałby świetnie i konsekwentnie prowadzoną kampanię.
Jednak tu pojawiają się kolejne wątpliwości. Kaczyński w wyborach sam nie startuje nie tylko dlatego, że woli kierować rządem niż zasiadać w dużym pałacu. Nie startuje także dlatego, że całkiem realistycznie spodziewa się przegranej.
Trudno dziś powiedzieć, czy traktuje Dudę jako zasób na przyszłość i potencjalnego następcę czy jako człowieka, którego trzeba wykorzystać i następnie, po przegranej, bez żalu odsunąć do dalszego szeregu. Jedno wydaje się pewne: obserwując stałą praktykę Kaczyńskiego, trudno sobie wyobrazić, aby zaangażował pełnię partyjnych sił w promocję polityka, który w następstwie mógłby uzyskać silną osobistą pozycję i być może stanowić konkurencję dla samego prezesa. Dlatego można spokojnie założyć, że kampania będzie prowadzona według zasady: działać tak, żeby nie przegrać sromotnie i w miarę możliwości doprowadzić do drugiej tury, ale nie tak, żeby stworzyć szanse na realne zwycięstwo (mało prawdopodobne nawet przy dobrej kampanii), a już na pewno nie na wzrost pozycji kandydata.
Dorzućmy do tego nieuniknione wewnątrzpartyjne spory, podchody, podkopy i zawiści, których w PiS jest nie mniej niż w innych ugrupowaniach, a dostaniemy rezultat. Gdybym miał dziś prognozować wynik, nie wykluczałbym drugiej tury, ale w pierwszej nie dawałbym Dudzie więcej niż 30 proc. W drugiej sukcesem byłoby zdobycie przez niego 40 proc. Co z tym kapitałem zrobi sam Duda to już inna sprawa. Jeśli myśli o politycznej karierze perspektywicznie, potraktuje to jako zasób, z którego będzie potem umiejętnie korzystał, zajmując w polskiej polityce coraz lepszą pozycję. To jeden z niewielu polityków, w przypadku których mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że byłbym z tego zadowolony.
I jeszcze drobny appendix. Wczoraj, gdy w TV Republika wyraziłem przekonanie, że Duda szans na wygraną nie ma, napisała do mnie pani Grażyna:
Zamiast ucieszyć się, okazać wielki entuzjazm z okazji ogłoszenia kandydata PiS na prezydenta p. Andrzeja Dudy stwierdził Pan, że wynik jest przesądzony. Jak prawica ma wygrać wybory kiedy dziennikarze rzekomo prawicowi ogłaszają wynik wyborów jeszcze przed rozpoczęciem kampanii wyborczej. Ogromne rozczarowanie Panem.
Wyjaśniam więc pani Grażynie i innym, którzy wyrażają podobne oczekiwania: nastąpiło chyba jakieś pomylenie ról. Od okazywania wielkiego entuzjazmu działaniami tej czy innej partii są partyjni działacze, tudzież dziennikarze niezależni w rodzaju Jacka Żakowskiego. Publicyści, których władza nie dekoruje orderami (żadna władza), a do takich mam honor się zaliczać, są od analizowania i przedstawiania swoich poglądów.
Mogę się w moich prognozach mylić (nawet bym chciał, bo uważam Andrzeja Dudę za zacnego człowieka i obiecującego polityka), jednak myślenie życzeniowe jest mi obce. Nie jest moją rolą wzbudzanie entuzjazmu ani robienie komukolwiek klaki. Jeśli ktoś tak widzi rolę publicysty, to zdecydowanie powinien przerzucić się na „Gazetę Wyborczą”. Tam znajdzie mnóstwo przykładów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/221708-warzecha-andrzej-duda-to-bardzo-dobry-wybor-nie-wykluczalbym-drugiej-tury-ale-czy-moze-on-wygrac
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.