Przed Świętem Niepodległości warto się zastanowić, jakie są współczesne polskie elity. Kim są ludzie mający wielki wpływ na kształt Rzeczpospolitej i życie milionów Polaków? Tym bardziej warto, że wciąż mamy nowe upadki kolejnych postaci z polskiej polityki, i nie tylko z tego obszaru. Nie chodzi przy tym o wskazanie konkretnych ludzi, lecz pewną refleksję ogólniejszej natury.
John Stuart Mill, jeden z ojców liberalizmu, uważał, że cywilizacja czy państwo upada, gdy wielką pracę myślową za przeciętnych ludzi wykonują nie prawdziwe elity (czyli aristoi, co po grecku znaczy „najlepsi”), lecz osoby tylko przeciętne, po łacinie zwane mediocris. Mill, wielu przed nimi oraz rzesze po nim, dowiedli, że tak jest w każdej cywilizacji i na każdym jej etapie, bo masy jako takie nie tworzą wielkich idei i nie wyznaczają wysokich standardów i norm. Wedle Milla zatem, cywilizacyjny upadek zaczyna się od tego, że najpierw przeciętni wyborcy wyłaniają swych przeciętnych przedstawicieli, a potem ci drudzy upewniają tych pierwszych, że wybrali właściwych ludzi, bo tak mało się od nich różnią. Mamy zatem klasyczny mechanizm równania w dół, w dodatku pogłębiany w miarę upływu czasu. W efekcie mediocris zamieniają się w miernoty, bo i takie znaczenie można przypisać temu łacińskiemu pojęciu.
Pisarz Tadeusz Konwicki powiedział kiedyś, że po błędach popełnionych w czasach stalinowskich postanowił dorosnąć do aristoi, co oznaczało nie tylko ekspiację, ale też bezwzględne stosowanie się do zasad honoru, godności, uczciwości, powściągliwości i fair play. Bo aristoi oznacza wysokie wymagania przede wszystkim wobec samego siebie. Tak się składa, że prawdziwa elita (aristoi) narzuca sobie różne ograniczenia właśnie dlatego, że ma być przykładem dla mediocris. I dlatego, że ma świadomość, do czego bycie aristoi zobowiązuje i czego robić bezwzględnie nie pozwala. Tylko miernota pozwala sobie właściwie na wszystko, nie rozumiejąc, skąd się biorą różne ograniczenia i czym są zobowiązania wynikające z pewnego poziomu samoświadomości i pełnienia społecznej roli elity. Miernota nie ma hamulców i ograniczeń, bo nawet nie ma świadomości, że jest miernotą właśnie.
Jak w III RP funkcjonuje mediocris w wersji miernoty, wiele mówi książka Benjamina Barbera „Skonsumowani”. Jego tezy dotyczą wprawdzie całego współczesnego świata, ale jakoś tak się składa, że bardzo celnie opisują przypadłości III RP za rządów Platformy. Tym celniej opisują, że często filozofia ciepłej wody w kranie Tuska i teraz Kopacz pokrywa się z koncepcją, którą Barber nazywa etosem infantylizmu. Benjamin Barber twierdzi, skądinąd za Maxem Weberem, że kiedyś kapitalizm napędzała protestancka etyka, zaś obecnie takim napędem jest właśnie etos infantylizmu. Teraz wszystko musi być łatwe, proste, szybkie i przyjemne. I taka jest też filozofia rządzenia w wielu krajach, także w Polsce. Nagradza się to, co łatwe, a piętnuje to, co trudne. Korzyści uzyskują właściwie tylko ci, którzy idą na łatwiznę, natomiast życie ludzi poważnych, zatroskanych i solidnych jest pełne trudności i udręk. W efekcie mamy rzeczywistość, w której złamane obietnice i przyrzeczenia nie rodzą żadnych konsekwencji. Mamy moralność bez poświęcenia, cnotę bez wysiłku czy małżeństwo bez zobowiązań.
Obiecuje się nam chudnięcie bez umiaru w jedzeniu i bez ćwiczeń fizycznych. Mamy dyplomy „z metra” bez rzetelnych studiów, sukcesy w sporcie bez wielkiego wysiłku, a dzięki coraz nowocześniejszym środkom dopingującym. W takiej rzeczywistości łatwiej jest się obojętnie przypatrywać, niż zrobić coś konkretnego, szczególnie dla wspólnego dobra. Łatwiej się bawić, niż pracować. Łatwiej bezmyślnie oglądać telewizję, niż czytać książki i angażować się w ich treść. Łatwiej jest romansować, szczególnie w Internecie, niż zaangażować się uczuciowo w realnym życiu. W takie rzeczywistości kłamstwo staje się łatwiejszą formą prawdy, a nieuczciwość łatwiejszą formą cnoty. Pisarz i publicysta Malcolm Gladwell horyzont tej nowej filozofii miernoty nazywa bezmyślnym myśleniem.
Wydawałoby się, że wszystko zmierza do jakiegoś marnego końca i powszechnej karykatury, ale w historii, szczególnie w historii Polski, wiele razy już bywało tak krytycznie, a jednak znajdowano siły i rozwiązania, aby nie wygrywało bezmyślne myślenie, etos infantylizmu i kultura łatwości. Gdy te fatalne tendencje się kumulowały, zwykle następowało przesilenie i uzdrowienie. W międzywojniu socjolog Florian Znaniecki zauważył, że nawet niewielka mniejszość prawdziwych aristoi wystarczy, by tworzyć nowe ideały i standardy, a potem upowszechniać je pośród mas. Bo na szczęście miernota ma tak samo wielką siłę autokreacji, jak i autodestrukcji. Może warto więc być jednak optymistą, przynajmniej takim ze starej anegdoty. Czym się różni pesymista od optymisty? Pesymista, patrząc na cmentarz, widzi same krzyże. Optymista widzi same plusy. W przeddzień i w Dniu Niepodległości dostrzeżmy plusy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/221581-w-iii-rp-tylko-miernota-pozwala-sobie-na-wszystko-elita-wie-czego-nie-wolno
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.