Marek Jurek: "Ta władza dopuszczała się aktów autentycznego wandalizmu duchowego i kulturowego" WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. profil Marka Jurka na facebook
fot. profil Marka Jurka na facebook

Rozmowa z Markiem Jurkiem, posłem do Parlamentu Europejskiego, przewodniczącym Prawicy Rzeczypospolitej

Jak prognozuje Pan rozwój wydarzeń na Ukrainie po niedawnych wyborach?

Ukraina głosowała za zmianami, które dokonały się po protestach na Majdanie. Partie zarówno prezydenta Poroszenki, jak i premiera Jaceniuka, dostały po ok. ¼ głosów, bardzo dobry wynik osiągnęła również partia mera Lwowa, która również – a może nawet w największym stopniu – reprezentuje nową, demokratyczną Ukrainę. Wybory potwierdziły też propagandowy charakter straszenia banderyzmem: „Swoboda” uzyskała wynik nie lepszy, niż jej przewodniczący Tiahnybok w wyborach prezydenckich. Jest to partia o silnym poparciu we wschodniej Galicji, ale właściwie tylko tam. Zasadniczym punktem orientacyjnym władz Ukrainy będzie stanowisko dominujących państw Unii Europejskiej – Niemiec i Francji, tak jak to było w czasie rozmów pokojowych w tzw. formacie normandzkim. W każdym razie poprawia to naszą sytuację geopolityczną, bo odsuwa od naszych granic sferę wpływów Rosji. Ale największe problemy ukraińskiego rządu nie będą związane z sytuacją międzynarodową. Prawdopodobnie Putin będzie starał się „zamrozić” konflikt na wschodniej Ukrainie, by utrwalić swoje zdobycze wojenne. A dla ukraińskich władz największym wyzwaniem będzie zachowanie poparcia społecznego. Bo Ukrainy nie ominie problem, który mieliśmy w Europie środkowej przez pierwsze 20 lat niepodległości jej państw: szybkiego spadku poparcia dla rządów, które prawie zawsze przegrywały wybory.

Myślę, że władze Ukrainy zdają sobie z tego sprawę. Premier Jaceniuk powtarza, że czuje się jak kamikadze, bowiem wie, że będzie musiał podjąć wiele niepopularnych decyzji, które nie przysporzą mu popularności.

Teraz ma silniejszą bazę społeczną, bowiem poparcie ¼ wyborców oznacza mocne oparcie społeczne. Obecne władze muszą przede wszystkim unikać arogancji, nie mogą popełnić błędów pomarańczowej rewolucji. Muszą pokazać, że chcą przede wszystkim służyć społeczeństwu i potrafią kontrolować polityków. Będą musiały także unikać populizmu – populistyczne rządy Julii Tymoszenko również nie zakończyły się sukcesem. Stoi przed nimi zadanie pokazania społeczeństwu, że nawet trudne reformy mogą służyć wszystkim obywatelom.

Tymczasem niemal równolegle z wyborami na Ukrainie dotarła do nas wiadomość, że Władimir Putin jest chory na raka trzustki. Gdyby to była prawda, jaki to by miało – Pańskim zdaniem – wpływ na politykę Rosji?

Władimir Putin jest motorem polityki dzisiejszej Rosji. Neosowiecki charakter ma jednak nie tylko jego polityka, ale po prostu państwo. Po pierwsze – wciąż rządzone przez komunistyczną nomenklaturę, po drugie – identyfikujące się z sowiecką przeszłością, więc przekonane, że Rosja powinna odtworzyć obszar dawnej dominacji ZSSR.

Coś z lokalnego podwórka: niespełna dwa tygodnie temu prezydent Bronisław Komorowski otwierał węzeł komunikacyjny w Rzeszowie. Nikt, także sam prezydent RP, nie starał się nawet ukrywać, że to impreza przedwyborcza. Czy jednak angażowanie urzędu głowy państwa w imprezę o znaczeniu lokalnym nie deprecjonuje tego urzędu?

Ta władza doskonale zdaje sobie sprawę z załamania poparcia społecznego. Premier Kopacz dopiero zaczyna je odbudowywać. Zmiana polityczna na Podkarpaciu, utworzenie prawicowego zarządu województwa półtora roku temu, stworzyła wyłom we władzy PO. A najlepszym lekarstwem na „hipnozę sondaży” są realne wyniki wyborów. Listopadowe wybory samorządowe, poza ich ogromnym znaczeniem dla społeczności regionalnych i lokalnych, przygotowują przyszłoroczne wybory parlamentarne. Jeżeli Polacy zobaczą, że jesteśmy w stanie wygrywać, to tym bardziej w przyszłorocznych wyborach prezydenckich i parlamentarnych będą kierować się nadzieją na zmianę. A władza za wszelką cenę chce tę nadzieję zgasić.

Podczas wizyty w Rzeszowie prezydent Komorowski zasugerował, by jedną z dużych inwestycji w naszym mieście nazwać imieniem Tadeusza Mazowieckiego. Już dzień później prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc przygotował projekt uchwały, by imieniem Mazowieckiego nazwać budowany właśnie największy most w Rzeszowie. Jednak – ze względu na spóźnienie jednego z radnych – zabrakło jednego głosu, by wprowadzić tę sprawę do porządku obrad sesji Rady Miasta. Przy okazji próbowano majstrować przy mechanizmach demokratycznych – głosowano tę sprawę dwa razy.

Przeszłość powinna nas łączyć, w tym sensie, że powinniśmy pokazywać zbieżność, a przynajmniej równoległość, różnych tradycji politycznych narodu. Ale ta władza dopuszczała się aktów autentycznego wandalizmu duchowego i kulturowego. To już nie Urban czy Palikot, ale rzecznik rządu, minister Graś, który ma być najbliższym współpracownikiem Donalda Tuska w Brukseli, w czasie żałoby smoleńskiej sformułował szokującą doktrynę, że przed gmachem publicznym nie może stać krzyż. Odebranie imienia śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego mostowi w Bydgoszczy nie było jedynie aktem moralnego prymitywizmu prowincjonalnych polityków PO, ale – co mnie zszokowało – decyzją autoryzowaną przez partię rządzącą, ustami młodego posła Olszewskiego, rzecznika Klubu Parlamentarnego PO. Z taką władzą nie tylko trudno rozmawiać o zgodnym upamiętnianiu wszystkich nurtów polskiej drogi do niepodległości, ale taka władza staje się wprost zagrożeniem dla dziedzictwa narodowego. Jeśli oni chcą młodzież wychowywać na wzór posła Olszewskiego, to można drżeć o przyszłość kraju. Ale mam nadzieję, że już niedługo odsuniemy tych ludzi od władzy.

A propos wandalizmu duchowego. Trzy tygodnie temu Sąd Okręgowy w Rzeszowie wydał skandaliczny wyrok na dwóch działaczy pro-life z Rzeszowa, organizatorów pikiet przed szpitalem Pro-Familia, w którym miały miejsce przypadki dokonywania aborcji. Gdyby trzymać się logiki sądu, aborcji w ogóle nie można byłoby nazywać publicznie mordowaniem dzieci poczętych.

Niestety, to pokazuje że spora część wymiaru sprawiedliwości nie identyfikuje się z wartościami niepodległej Rzeczypospolitej. Prawo niepodległej Polski wyraźnie potwierdza człowieczeństwo dziecka poczętego. To norma szeroko rozproszona w paru aktach prawnych. Np. ustawa o Rzeczniku Praw Dziecka w art. 2 mówi, że dzieckiem jest każda istota ludzka od momentu poczęcia; kodeks karny mówi o spowodowaniu śmierci dziecka poczętego, a spowodowanie śmierci i morderstwo to są przecież synonimy. Wedle tej logiki niedługo może się okazać, że skoro polski kodeks karny posługuje się tylko pojęciem zabójstwa, zamęczenia księdza Jerzego nie będzie wolno nazywać morderstwem.

Bo sprawcy (lub ich rodziny) zaskarżą taką osobę do sądu, uzasadniając, że naruszyła ich dobre imię.

Otóż to, absurd jest normalnym zjawiskiem w tyranii. A w wielu instytucjach żyje wciąż pamięć instytucjonalna PRL. Niestety, widzimy gołym okiem, jak władza część norm prawnych, wprowadzonych przez wolną Polskę, traktuje czysto umownie, z przymrużeniem oka. Ta sytuacja pokazuje, jak wpływowe korporacje czy grupy interesu wyznaczają granice suwerennej władzy państwa.

Szpital Pro-Familia broni się, że wszystkie przypadki aborcji były zgodne z obowiązującą ustawą o ochronie życia poczętego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, a zatem nie można mówić, że w tej placówce zabija się dzieci poczęte. W takich przypadkach wychodzą skądinąd wszystkie braki tzw. ustawy antyaborcyjnej, która okazała się „zgniłym kompromisem”.

Nie mielibyśmy tych problemów, gdyby siedem lat temu, kiedy 60 proc. Sejmu chciało potwierdzić, że życie dziecka od momentu poczęcia jest wartością konstytucyjną, znalazło się 20 posłów więcej. Norma konstytucyjna byłaby skuteczniejszym drogowskazem polskiego prawa niż obecna, rozproszona w kilku zwykłych ustawach i ciągle kwestionowana przez dużą część aparatu państwa. Paradoks polega na tym, że dla obecnej władzy – takich polityków jak premier Tusk czy premier Kopacz – najlepszymi interpretatorami ustawy o ochronie życia poczętego są prawnicy, którzy są tej ustawie przeciwni. Raz jeszcze więc stajemy jako naród wobec problemu egzekucji naszych praw.

Rozmawiał Jaromir Kwiatkowski

dziennikarz podkarpackiego dwumiesięcznika VIP Biznes&Styl

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych