Opozycja, w tym PiS, zupełnie bezsensownie daje się wciągać w gierki PO i premier Ewy Kopacz w kwestii zaproszeń na jakieś ponadpartyjne spotkania.
Takie spotkania w czasie pokoju ani nie mają znaczenia, ani sensu. To rząd odpowiada za sprawowanie władzy, a opozycja jest od tego, żeby go rozliczać. Do tego niepotrzebne są żadne pokazówki, a najlepiej, żeby to była stała, sformalizowana praktyka w Sejmie. Jeśli jej nie ma, wystarczy zwykła rola opozycji.
Odpowiadanie na niekończące się zaproszenia i kontrzaproszenia to zawracanie głowy, a właściwie robienie wody z mózgu opinii publicznej. Przecież w takich inicjatywach nie chodzi o uzgadnianie czegokolwiek, skoro to rządząca koalicja za wszystko odpowiada, i jest to normalny stan rzeczy. Zmieni się władza, będzie odwrotnie. Prawdziwym celem karuzeli z zaproszeniami jest wciągnięcie opozycji w odpowiedzialność za rządzenie, choć nie ma ona na to najmniejszego wpływu. Czyli chodzi o wciśnięcie kitu opinii publicznej, że rząd ma dobrą wolę i opozycji chce słuchać, choć oczywiście tego nie chce, bo to tylko czcze deklaracje. I całe szczęście, bo wyborcy byliby robieni w konia, gdyby nie było wiadomo, kto właściwie odpowiada za podejmowane decyzje i ich skutki. Po to są wybory, żeby podsumować, ocenić i ewentualnie wymienić tych, których się rozlicza po upływie kadencji.
Idea jakiegoś mitycznego dialogu miedzy rządzącymi i opozycją w trakcie trwania kadencji jest w demokracji aberracją, a nie osiągnięciem czy czymkolwiek pozytywnym. Jedni wygrywają, rządzą, realizują własne pomysły, a inni czekają na swoją kolej, po drodze recenzując rządy, a czasem pokazując własne dobre rozwiązania, żeby wyborcy nie myśleli, że opozycji chodzi tylko o puste gadanie na „nie”. Idea rządo-opozycji jako podmiotu sprawowania władzy (choćby epizodycznie) to w demokracji pomysł na dzieło doktora Frankensteina, czyli na jakiegoś potworka. Jeśli się chce uczestniczyć we władzy (i w odpowiedzialności za nią), to się wstępuje do rządzącej koalicji. A jeśli się nie chce trwać przy władzy, to oddaje się ją opozycji przed upływem kadencji. Wszystko inne to mieszanie ludziom w głowach.
Premier Ewa Kopacz ochoczo wskoczyła na karuzelę z zaproszeniami do bliżej nieokreślonych debat, porozumień czy choćby tylko prezentacji stanowisk, bo dla władzy to świetna okazja do ściemy. Pokazuje w ten sposób otwartość, wrażliwość, koncyliacyjność, a opozycję wpuszcza w pułapkę. Bo zgoda na takie propozycje oznacza słabość opozycji i grę na warunkach rządzących, zaś odmowa naraża na negatywne oceny – nie tylko ze strony rządzących polityków, ale przede wszystkim mainstreamowych mediów. Dlatego opozycja powinna natychmiast takie propozycje odrzucać i wyjaśniać, na czym polega ich oszukańczy charakter. Im więcej czasu mija od złożenia propozycji i im bardziej niejasne jest stanowisko opozycji, tym gorzej dla niej. Po prostu z zasady nie powinna ona akceptować żadnych szopek tego rodzaju, chyba że chodzi o bardzo ważne kwestie dotyczące bezpieczeństwa państwa. Ale wtedy powinno to być rzetelnie i otwarcie postawione, a nie rozgrywane wyłącznie propagandowo – jak jest w wypadku teatralnych posiedzeń Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
W Polsce normalne, demokratyczne procedury są przedstawiane jako coś nienormalnego. Dlatego, szczególnie w mediach, od opozycji wymaga się, żeby była częściowo rządzącą koalicją, co jest albo wygłupem, albo wpuszczaniem w kanał. Bo potem powstaje wrażenie, że opozycja jakoś się o władzę otarła, więc jej kontrpropozycje ani nie są nowością, ani postawienie na nią nie gwarantuje przełomu. To oczywista manipulacja i oszustwo, do którego sama opozycja często się dokłada, popełniając elementarne błędy. Bo opozycja nie jest od zalotów do władzy czy przyjmowania jej zalotów, lecz od jak najbardziej ostrej krytyki i recenzowania władzy. I tu rozpowszechniany jest u nas kolejny bezsensowny mit, że debata publiczna powinna być uładzona i milutka. Oczywiście powinna być wolna od chamstwa, poniżania i uderzania w ludzką godność, ale to nie znaczy, że ma być mdła i nijaka. Kłótnie, nawet bardzo ostre, są solą polityki, szczególnie tej parlamentarnej, a jak się to komuś nie podoba, nie musi być politykiem. Zawsze może założyć armię zbawienia albo pensję dla grzecznych panienek. Polskie partie w większości powstawały w podobnym okresie i mają wiele podobnych wad, w tym wadę rozpowszechniania bzdur na temat tego, jak się powinno uprawiać politykę. I wciąż ich kierownicze kręgi z trudem rozumieją, że albo się rządzi, albo jest się w opozycji, co ma oczywiste konsekwencje w strategii i taktyce działania. Przeciętnym Polakom, polityką generalnie znudzonym, można wciskać różne bajki, ale sami politycy nie powinni się oszukiwać ani dawać się oszukiwać.
Podział na władzę i opozycję powinien być jak najostrzejszy, bo taka jest istota demokracji. Flirty i romanse władzy z opozycją są wyłącznie szkodliwe, a najbardziej szkodliwe dla opozycji. Dlatego zadziwia łatwość, z jaką Ewa Kopacz „wpuszcza w maliny” wielu doświadczonych przecież polityków.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/220958-ewa-kopacz-wpuszcza-opozycje-w-maliny-zapraszajac-ja-do-dialogu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.