Jaka szkoda, że spot reklamowy MSZ o Polsce został spaprany interwencjami poprawniaków. Reżyser Paweł Borowski przyznał, że to jego pomysł, by poprawić wygląd kilku zdjęć. Usunął krzyże tam, gdzie one występują – w naturze i na obrazie Matejki. Na Giewoncie, jak tłumaczy reżyser, nie ma krzyża, ponieważ chłopczyk, narrator spotu, wyobraża go sobie jako skalnego wielkoluda, a trudno, by ten miał krzyż na nosie. Niestety, „gdy wizja się kończy i dziecko wraca do rzeczywistości”, na pięknym zdjęciu Giewontu także nie ma krzyża.
Szkoda, ponieważ pomysł spotu był całkiem ładny – mały Anglik opowiada koleżce o przedziwnym polskim kraju, gdzie widział bitwy rycerzy w centrum nowoczesnego (w miarę) miasta, i gdzie smok buchający ogniem chodzi w garniturze. Na stronie wyborcza.pl znajdujemy (jak na razie) dwie wersje filmu, 60-sekundową i dwuminutową, tzw. reżyserską. W minutowej nie ma krzyża na Giewoncie, w dłuższym na tym samym zdjęciu Tatr majaczy on na szczycie góry. Pojawia się także sztandar z krzyżem z „Bitwy pod Grunwaldem” za rycerzem, śmigającym konno Marszałkowską. O czym więc mówi Borowski? Dlaczego zdecydowano się na Photoshop i ta wersja, która pójdzie do rozpowszechnienia, nie będzie miała krzyża?
W tym spocie cudzoziemcy zresztą nieźle podpatrzyli Polaków, pokazując jednocześnie, co myśli o życiu pragmatyczna rodzina angielska, aczkolwiek to lepiej widać w dłuższej wersji spotu. W wersji krótszej smok bucha ogniem, bo tacy są Polacy, ale Anglik podpisuje z nim umowę, bo tacy są Anglicy. Piękny jest wyciągany z morza bursztyn, stadion w Gdańsku, zapewne i niewolnicy w tych stronach bywali.
I zamiast dyskutować o spocie, dyskutujemy zawzięcie o ocenzurowaniu krzyży. Temacie, skądinąd, być może zręcznie podrzuconym przez specjalistów od rządowego pijaru, bo jak znalazł pasował do kolejnego rządowego spotu, tym razem w kampanii wyborczej. I rzeczywiście, znalazł się w nim. Parodniowa pełna zdumienia i niesmaku dyskusja o usunięciu krzyży znalazła się w tym drugim spocie w postaci okrzyku z pretensją „Bo wy usuwacie krzyże!”, aż dziw, że autorzy tak ekspresowo ją zdołali skomentować, wręcz budzi to zastanowienie, czy nie chodziło o jakiś całościowy zamysł. Jedno trzeba przyznać – trafiony, zatopiony, na szczęście jeszcze może nie całkiem. Kto? naród, oczywiście. Trafiony w bardzo bolesne miejsce, skopane gęsto w ostatnich latach.
Przypomniałam sobie przy okazji inny spot, tym razem samorządowy. Hanna Gronkiewicz-Waltz poczęstowała warszawiaków parę lat temu spotem o Warszawie, na którym rozpalony facet w rui gonił ulicami i dachami chichocącą ślicznotkę. Scenki takie zdarzają się niewątpliwie w życiu, choć rzadko może odbywa się to po dachach, a kiedy patrzy się na warszawianki, to one może tak znowu nie uciekają, kiedy trafi się zainteresowany chłopak. Spot był generalnie niesmaczny i jakoś zniknął, ale kto wie, być może promował Polskę czy Warszawę w Unii, gdzie może nie takie rzeczy się dzieją, ale raczej mało kto się nimi chwali.
No i ostatni spot rządowy, o którym wyżej wspomniałam. Himalaje hipokryzji to mało powiedzieć. Pani premierka wygłosiła w exposé na początku rządów wezwanie do opozycji, a raczej personalnie do Jarosława Kaczyńskiego, by zaprzestać agresji itd., znamy ten zestaw na pamięć. W domyśle to on jest agresywny, PO ze swoimi akolitami typu Niesiołowski czy Palikot to niewinne owieczki. Teraz powtórzyła już w wersji ogólnej to wezwanie, słowami „polityka może być inna” komentując wypowiedzi rozżalonych dyskutantów, krytykujących burmistrza. I zapowiadając tym samym, że ona się weźmie do samorządów. Na pewno, lepiej krytykować konkretnie, i tak się to zwykle odbywa, tylko w kilkudziesięciosekundowym spocie bardziej pasowało kilka okrzyków. To wezwanie, ten gest zamknięcia drzwi, z zaciśniętą piąstką premierki na tle godła z wypieranym ze strefy publicznej białym orłem, wskazuje, że poza hipokryzję raczej rząd nie wysunie nosa.
I niestety, to mu się sprawdza. Albo tak podają.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/220926-ostatni-spot-pani-premier-kopacz-to-himalaje-hipokryzji