Ewa Kopacz mogłaby nie kiwnąć nawet palcem, a aparat propagandy i wazeliny III RP i tak obwołałby ją najbardziej zapracowanym premierem po 1989 r. Ten aparat już wie, że następczyni Donalda Tuska nie posiada czegoś takiego jak poczucie obciachu. Dlatego bardzo łatwo namówić Ewę Kopacz na różne szopki, które potem w „zaprzyjaźnionych” mediach są przedstawiane w stylu propagandy Putina, Łukaszenki, a nawet Kim Dzong Una. Mamy więc panią premier na bazarku, w szkole czy bawiącą się z wnukiem, czyli odpowiednik Putina na koniu albo w kimonie, Łukaszenki jako hokeisty czy Kima w jakiejkolwiek roli, bo w każdej jest najlepszy. Ale najbardziej ta propaganda przypomina funkcjonowanie władz w Ameryce Południowej.
Ktoś tak przedstawiany jak obecnie premier Kopacz nie jest w stanie popełnić żadnego błędu, bo każda wpadka jest interpretowana jako zaleta. Ewa Kopacz tylko po infantylnej prezentacji kandydatów na ministrów była przez chwilę krytykowana, by jednak już po kilku dniach ta krytyka płynnie przeszła w pochwalne hymny o jej spontaniczności, normalności i zwykłości. Jej błądzenie po czerwonym dywanie w Berlinie było już sympatyczne, a „Fakty” TVN pokazały ją nawet jako ofiarę dyktatorskich zapędów kanclerz Merkel, która niejednego gościa przybywającego do Berlina sprowadziła z dywanu na manowce. Z Ewą Kopacz pani kanclerz postąpiła podobnie, ale ta z wdziękiem z tej trudnej sytuacji wybrnęła. W ten nurt jako jedna z pierwszych wpisała się „Gazeta Wyborcza”, której wywiad z Ewą Kopacz był tak dworski, układny i wazeliniarski, że nawet przy ogromnej dawce dobrej woli trudno go uznać za dziennikarstwo.
Można się śmiać z tego nachalnego podlizywania się Ewie Kopacz i bagatelizować pokazywanie jej w wiernopoddańczej oraz wazeliniarskiej konwencji, lecz taka strategia przez wielu Polaków wcale nie jest odbierana jako głupia czy infantylna. Ona się mieści w konwencji telenoweli i poetyce tabloidów, które są ulubionymi gatunkami przeciętnych Polaków. I tu widać wielkie podobieństwo sposobu sprawowania władzy i przedstawiania jej w mediach między Polską pod rządami Ewy Kopacz oraz Argentyną z prezydent Cristiną Fernández de Kirchner i Brazylią z prezydent Dilmą Rousseff. Jeśli ktoś obserwowałby obraz obu pań prezydent w mediach Brazylii i Argentyny, miałby nieodparte wrażenie, że Ewa Kopacz działa i jest pokazywana wedle tego samego schematu. I wcale to nie jest przypadkowe, bo kultura masowa czyni z polskiego społeczeństwa podobną magmę jak uczyniła z wielu społeczeństw w państwach Ameryki Południowej. Nie jest przypadkiem, że i tam, i u nas tak wiele czasu ludzie poświęcają na oglądanie telewizji (i bezkrytycznie wchłaniają jej przekaz w sferze polityki) i tak bardzo popularny jest gatunek telenoweli.
Podobieństwa w funkcjonowaniu i obrazie władzy między Polską a Argentyną czy Brazylią są tym większe, że bazują na populizmie o podobnych korzeniach. W Polsce ten populizm jest wkładem i dziedzictwem prezydentury Lecha Wałęsy (nieprzypadkowo świeckiego świętego III RP pod rządami PO), w Argentynie – prezydentury Juana Peróna (i jego drugiej żony Evity), a potem prezydentury jego trzeciej żony Isabel, zaś w Brazylii prezydentury Luiza Inacio Lula da Silva. Obecnie ten populizm i telenowelowo-tabloidowy sposób funkcjonowania oraz opisywania władzy dotyczy nie tylko pań Kopacz, Rousseff i Fernández de Kirchner, ale także prezydenta Bronisława Komorowskiego. Ten sposób i przekaz jest z jednej strony pretensjonalny i w dużym stopniu infantylny, a z drugiej - bezwstydnie wazeliniarski i apologetyczny.
Sytuacja przestaje być śmieszna, gdy okazuje się, że wspólny dla Polski oraz Argentyny i Brazylii sposób funkcjonowania i pokazywania władzy jest dość powszechnie akceptowany w tych krajach i sprzyja konserwowaniu rządów określonego typu. A ten typ rządów to populizm, za którym jednak kryją się bardzo konkretne interesy oligarchiczne, a nie interesy ludu. To także dość duże rozwarstwienie społeczne, spore obszary biedy i całkiem bezwstydny cynizm zdemoralizowanej i na różnych szczeblach skorumpowanej władzy.
Wbrew temu, co przez lata mówił Donald Tusk i co teraz mówi Ewa Kopacz, Polska wcale nie upodabnia się do starych europejskich demokracji (także standardami, sposobem sprawowania władzy i funkcjonowaniem większości mediów), lecz do takich państw jak Brazylia i Argentyna. I ten południowoamerykański model jest wyraźnie podpowiadany Ewie Kopacz, a ona sama czuje się w nim najlepiej. A coraz większej liczbie Polaków to wcale nie przeszkadza. I to mimo że zaczyna to wszystko przypominać tandetny serial o przygodach niewolnicy Isaury (z Lucelią Santos) czy zbuntowanego anioła w wydaniu Natalii Oreiro.
————————————————————————————-
Polecamy książkę Wojciecha Wencela i Andrzeja Zybertowicza „Lawa.Rozmowy o Polsce”.
Kondycja Polski po 10.04.2010, troska o Ojczyznę, aktualne problemy i drogi ich rozwiązania - to główne tematy kilkunastu wywiadów, które tworzą „Lawę”.
Książka do nabycia wSklepiku.pl!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/218838-rzady-ewy-kopacz-ciagna-polske-w-strone-argentyny-i-brazylii