Wolski: "Życzę pani premier, aby nauczyła się lewitować nad tym czerwonym dywanem". NASZ WYWIAD

PAP/EPA
PAP/EPA

Bardzo serdecznie życzę pani premier, aby nauczyła się lewitować nad tym czerwonym dywanem. Bo wtedy pani Merkel nie będzie musiała ją brać pod pachę” – mówi znany pisarz i satyryk Marcin Wolski w rozmowie z portalem wPolityce.pl.

wPolityce.pl: Premier Ewa Kopacz podczas dzisiejszego spotkania z mieszkańcami Ostrowa Wielkopolskiego oświadczyła, że jest dumna z tego, że pochodzi z małego miasteczka. Czy premier w wersji samorządowej, bliska obywatelom miasteczek i wsi, jest bardziej przekonywująca niż błądząca po czerwonym dywanie w Berlinie?

Marcin Wolski: Uważam, że jest coś nienormalnego w tym, że premier włącza się do kampanii samorządowej. To są dwie zupełnie odmienne sfery. W świecie samorządowym ogromną rolę odgrywają różne komitety lokalne. Co więcej lokalne sojusze na poziomie samorządowym nie koniecznie przekładają się na wielkie koalicje na górze. Robi to więc wrażenie manipulacji, zwłaszcza kiedy premier jest z tzw. „świeżego chowu”. A co do ról, które odgrywa, to wydaje mi się, że zależą one od aktualnej potrzeby. W tej chwili szykują się wybory samorządowe, których Platformie nie wolno przegrać, więc pani premier będzie bardzo blisko samorządów. Gdy będą się zbliżały wybory prezydenckie, utworzą się komitety poparcia, pani premier stanie się panią premier „prezydencką”. No i gdy już w końcu nadejdą wybory parlamentarne, wtedy będziemy mieli do czynienia z panią premier „geopolityczną”. Salonową, zapoznaną z wielkimi tego świata. By pokazać, że władzę nie powinni przejąć dyletanci. Z opozycji.

Pani premier jest nie tylko wielostronna, ale także uparta. Powiedziała, że się w Berlinie wcale nie zgubiła. I tylko złośliwcy twierdzą inaczej…

Jako autor science-fiction wiem, że możliwe są omamy wzrokowe, ba, nawet w szczególnych przypadkach, telekineza. Bardzo serdecznie życzę zresztą pani premier, aby nauczyła się lewitować nad tym czerwonym dywanem. Bo wtedy pani Merkel nie będzie musiała ją brać pod pachę.

Ci sami złośliwcy odmawiają Ewie Kopacz także wszelką oryginalność i twierdzą, że jest tylko bladą kopią Donalda Tuska. Mają rację?

Nie wiem czy można to w ogóle rozpatrywać w tej kategorii, ponieważ Tusk w istocie był, na co zresztą ciężko pracował, politykiem jednorazowego użytku. Zrobilibyśmy więc pani premier dużą krzywdę, gdybyśmy twierdzili, że jest kopią czegoś, czego nie da się powielić. Mi się wydaje, że doradcy Ewy Kopacz, czy to Michał Kamiński, czy Igor Ostachowicz, szukają kurczowo pomysłu na indywidualność pani premier. A nie na udane małpowanie Tuska. Na czym zresztą polegały atrybuty Tuska? Że w piłkę grał i ostro odpowiadał i klub potrafił zdyscyplinować. Nie wiem czy pani Kopacz gra w piłkę, nie wspominając o reszcie. Nie, ja odnoszę wrażenie, że otoczenie pani premier usiłuje z niej zrobić coś w rodzaju „ciepłej mamuśki”. Tak jak Merkel była niegdyś kreowana na matkę narodu. A to nie jest dobry pomysł. Być może to nawet trafia do ludzi, ale z punktu widzenia interesu kraju jest to niezbyt korzystne. Bo kto szanuje „ciepłą mamuśkę” i liczy się z nią? Nikt.

Rozmawiała Aleksandra Rybińska

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.