Premier Ewa Kopacz właśnie zapoznaje się z raportem na temat dziwnego „niedopatrzenia” w Rządowym Centrum Legislacji i Ministerstwie Finansów, które spowodowało możliwość straty ponad 3 miliardów złotych z budżetu państwa. Problem w tym, że raport dla premier przygotowali właśnie winowajcy, czyli minister finansów Mateusz Szczurek i szef RCL Maciej Berek.
Tymczasem zarówno Sejm, Prezydent RP oraz Prezes Rady Ministrów mają prawo zwrócić się do NIK z wnioskiem o przeprowadzenie konkretnej kontroli. Dlaczego więc Kopacz ma polegać na słowie ludzi, którzy są potencjalnymi szkodnikami? O których z góry można zakładać, że będą starali się zminimalizować swoją winę, czyli zamącić rzeczywisty obraz okoliczności zdarzenia?
Przecież to jest oczywiste dla każdego myślącego obserwatora, zwłaszcza, że w grę wchodzi korupcja, jako jedna z prawdopodobnych możliwości. A także kompromitacja totalna obu panów Szurka i Berka, która na zawsze może ich zdyskwalifikować w kontekście pracy państwowej i nie tylko. Zatem nie ulega wątpliwości, że obaj delikwenci staną na głowie, żeby wywinąć się od odpowiedzialności, nawet kosztem współpracowników.
Ich raport z góry można określić jako niewiarygodny i nieobiektywny z natury rzeczy. A naturą rzeczy w tym wypadku jest konflikt interesów. Urzędnik państwowy, który jest jednocześnie podejrzany o przewinienie nie może być audytorem w swojej sprawie. To najbardziej oczywista oczywistość pod słońcem.
Premier kopacz oznajmiła, że poprosiła delikwentów o bardzo szczegółowy raport i kalendarium:
Będziemy mogli krok po kroku prześledzić, na którym etapie zostało to zaniedbane.
Tylko skąd premier z góry już wie, że to tylko zaniedbanie? I dlaczego pani premier zakłada, że potencjalni winowajcy Szczurek i Berek będą wychodzić ze skóry, żeby szczegółowo wykazać na którym etapie było ich zaniedbanie?
Tymczasem zarówno Sejm, Prezydent RP oraz Prezes Rady Ministrów mają prawo zwrócić się do Najwyższej Izby Kontroli z wnioskiem o przeprowadzenie konkretnej kontroli. Zatem jest natychmiastowa możliwość przeprowadzenia niezależnego audytu i kontroli, premier może się zwrócić do swojego byłego kolegi z rządu prezesa Kwiatkowskiego, którego na pewno nie posądzi o brak obiektywizmu.
A jeśli nie ufa NIK i byłemu koledze (bo to z byłymi kolegami różnie w życiu bywa), to przecież istnieje w KPRM Departament Kontroli i Nadzoru. I ten organ ma między innymi kontrolować:
działalność organów lub jednostek administracji rządowej, a także jednostek im podległych lub przez nie nadzorowanych.
I nic tu więcej nie potrzeba. Już nie wspomnę o zwróceniu się do Centralnego Biura Antykorupcyjnego, bo to zbyt oczywiste.
Taka kontrola byłaby o wiele wiarygodniejsza niż wysłuchiwanie raportu sporządzonego przez potencjalnych sprawców szkody. To jest kompletna bzdura. Jest niepojęte, dlaczego Ewa Kopacz nie zdecydowała się na raport od niezależnej od delikwentów innej państwowej instytucji, choćby tylko formalnie. Jedynym wytłumaczeniem jest chęć schowania sprawy pod dywan. Szefowa rządu nie chce drążyć sprawy w obawie o skandal na samym starcie jej rządów. Wysłuchując opinii Berka i Szczurka w tej kwestii, pani premier Kopacz gra z opinią publiczną w berka. I w Szczurka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/217024-szczurek-i-berek-nie-moga-byc-audytorami-i-autorami-raportu-we-wlasnej-sprawie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.