Pani Premier E.Kopacz! Czas już zdjąć z Polski, nie tyle klątwę nienawiści, co klątwę groźby bankructwa

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Radek Pietruszka
fot. PAP/Radek Pietruszka

Wymaga to tylko kobiecej decyzji i odrzucenia złych emocji. Podobnie jak Pani lubię mówić wprost.

Nowy szef doradców Pani premier, były MF J.V.Rostowski znany w Polsce jako „Sztukmistrz z Londynu” jest co najmniej współodpowiedzialny za gigantyczny wzrost tego zadłużenia Polski i obawiam się, że niestety gwarantuje dalsze, murowane kłopoty w tej sferze. Niezbędne kwoty finansowe na pokrycie i spełnienie wszystkich obietnic z expose Pani premier do 2020r. - to kwoty rzędu 140 do 200 mld zł - to przysłowiowy mały pikuś w stosunku do astronomicznej dziś już skali polskiego zadłużenia.

I mimo, że obecny MF M.Szczurek twierdzi, że „jesteśmy jednym z najwolniej zadłużających się w Europie państw poza Szwecją”, to skala polskiego zadłużenia, zarówno publicznego, jak i zwłaszcza zagranicznego jest wręcz porażająca.

Dziś Polska, tego długu publicznego i sektora finansów publicznych ma na astronomiczną kwotę blisko 930 mld zł, nie uwzględniając skoku na OFE, który sztucznie go obniżył. Gdy obecna ekipa PO-PSL zaczynała w 2007  r. swe urzędowanie, było go zaledwie 530 mld zł. Za MF J.V.Rostowskiego dług wzrósł o ok. 400 mld zł. Ciekawe co będzie więc doradzał nowej Pani premier. W 2015 r. potrzeby pożyczkowe brutto Polski wyniosą aż 155 mld zł. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja, gdy idzie o zadłużenie zagraniczne, które osiągnęło poziom blisko 370 mld dol. W rękach inwestorów zagranicznych znajduje się blisko 50 proc. wszystkich obligacji wyemitowanych przez polski rząd, a aż 30 proc. całego polskiego długu jest w walutach obcych.

To prawda, że cały świat jest dziś zadłużony, to prawda, że niektóre kraje w UE mają wyższy wskaźnik relacji długu publicznego do PKB niż Polska. Tyle tylko, że to kraje bogate, mające własne banki i przedsiębiorstwa i olbrzymie oszczędności. Gospodarstwa domowe w Niemczech mają oszczędności w bankach na sumę 1,8 bln euro, Francuzi 1,2 bln euro, Włosi 1 bln euro, Hiszpanie 700 mld euro, Grecy 135 mld euro, a Polacy ok. 130 mld euro. Średnia na Polaka to ok. 3,4 tys. euro, średnia w UE 16 tys. euro, to daje nam w Unii 22 miejsce.

Coraz bardziej zadłużony staje się również Bank Gospodarstwa Krajowego, który ma być tym cudownym wehikułem do spełniania rządowych obietnic kolejnych ekip PO-PSL. Z pośród wszystkich rynków krajów wschodzących wyższy udział zagranicy, czyli jeszcze większe uzależnienie od kapitału zagranicznego niż Polska ma tylko Malezja, a to grozi, zwłaszcza w sytuacji dalszego silnego umocnienia się dolara czy franka szwajcarskiego, nie tylko niekontrolowaną ucieczką zagranicznego kapitału, ale przede wszystkim pozbawieniem dostępu naszego kraju do międzynarodowego finansowania. Co wtedy trzeba będzie obiecać, by nie ogłosić bankructwa i utrzymać na powierzchni gospodarkę i finanse oparte na długu.

Jakby tej zadłużeniowej katastrofy było mało, samorządy polskie, które mają się dokładać tylko do domów seniorów wymienionych w expose, mają już teraz ok. 70 mld zł. długu. Największe polskie miasta, wraz ze swymi spółkami miejskimi mają już blisko 20 mld zł długu, żeby więc samorządy w ogóle mogły skorzystać z unijnych pieniędzy muszą znaleźć co najmniej kolejne 60 mld zł. czyli na nowo i jeszcze bardziej zadłużyć się w bankach lub emitując nowe obligacje pod zastaw resztek majątku komunalnego.

Nawet te rzekomo genialnie sprywatyzowane w Polsce banki  na rzecz kapitału zagranicznego, a w rzeczywistości oddane za dopłatą mają długi, głównie u swych zagranicznych właścicieli na kwotę pomiędzy 180-200 mld zł, w zależności od kursu walut. Również dług prywatny, a więc dług gospodarstw domowych i firm to już ponad 860 mld zł, z czego blisko 70 mld zł zadłużenia to długi nieściągalne. Codziennie polskie zadłużenie rośnie o 270 mln zł, a na przeciętnego Polaka od noworodka do starca ten dług wynosi już ponad 30 tys. zł. Mimo, że podobno mamy stabilne finanse publiczne, zadłużone w Polsce jest praktycznie wszystko, długi szpitali to blisko 10 mld zł, długi górnictwa i firm z branży górniczej to ok. 13 mld zł, PKP ok. 3 mld zł, zaś Krajowego Funduszu Drogowego to już ok. 50 mld zł. Kontynuowanie budowy całych autostrad, z pewnością zwiększy ten dług do kwoty 100 mld zł wyemitowanych obligacji drogowych. Wielce zastanawiającym i bulwersującym pomysłem wydaje się emisja długu pod postacią euro-obligacji, zarówno na ratowanie polskich kopalń, jak i dalszą budowę dróg i autostrad. Czyli ten kto przejmie długi - obligacje polskich kopalń i autostrad, będzie ich właścicielem.

Stąd też obietnica w expose wydania do 2020 r. 93 mld zł na dokończenie budowy dróg i autostrad musi napawać wielkim strachem, co do skali wzrostu polskiego zadłużenia. Warto też pamiętać, że blisko 700 tys. głównie młodych Polaków jest zadłużonych  w ramach kredytów hipotecznych - mieszkaniowych we franku szwajcarskim na kwotę blisko 160 mld zł. Są oni wieloletnimi zakładnikami kursu walutowego, który może eksplodować, jeśli sytuacja militarna i geopolityczna na Ukrainie czy Bliskim Wschodzie znacząco się pogorszy. Wtedy z pewnością, nie tylko obietnica walki z jedzeniem śmieciowym w szkołach nie zostanie zrealizowana, ale całe polskie państwo może pójść w arendę za długi.

Gigantyczne długi mamy przecież też w zagranicznych instytucjach finansowych. Od czasu urzędowania obecnej koalicji PO-PSL, od 2007 r. pożyczyliśmy z Europejskiego Banku Inwestycyjnego blisko 25 mld euro. Lekko więc licząc, tego jawnego, oficjalnego długu mamy na ponad 2 bln zł, tego zaś ukrytego długu na kolejne 3 bln zł. Razem, więc nasza góra długów to ok. 5-6 bln zł, w sytuacji gdy roczny polski PKB to zaledwie 1,6 bln zł, zaś polskie rezerwy dewizowe to równowartość zaledwie ok. 330 mld zł.

Jesteśmy dziś niewątpliwie totalnie uzależnieni od naszych zagranicznych wierzycieli niczym narkoman od kolejnej dawki. Wiadomo jak się to kończy i jak ciężki bywa odwyk. Czas już więc zdjąć z Polski, nie tyle klątwę nienawiści, co klątwę groźby, coraz bardziej realnego bankructwa. Nie ma już „Zielonej wyspy”, ale coraz bardziej realnie grozi nam Sahara, a dobrymi intencjami i obietnicami bez pokrycia piekło jest wybrukowane, a o tym słowa w expose nie było.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych