Kopacz w panice, czyli chaotyczne gaszenie pożaru wokół Ostachowicza i Wasiak

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Marcin Obara
PAP/Marcin Obara

Niektórzy komentatorzy twierdzą, że afera z Ostachowiczem i Marią Wasiak wyjdzie Ewie Kopacz na dobre. W końcu to ona miała zmusić byłego piarowca Tuska do rezygnacji z intratnej posady w zarządzie PKN Orlen, a informacje o tym, jak ostro rozmawiała z obojgiem pojawiły się najpierw w mediach silnie wspierających nową szefową rządu. To jednak błędna rachuba. Efekt kozy i rabina tutaj nie zadziała. Sprawa była zbyt bezczelna, a sama Kopacz jest zbyt mocno związana z Tuskiem, aby mogła w jakiejkolwiek sprawie - przynajmniej na razie - grać na własny rachunek.

Przez długi czas Tuska i jego ekipę otaczał mit analogiczny do tego, otaczającego Jarosława Kaczyńskiego: że nic się tam nie dzieje przypadkowo, że każdy ruch jest zaplanowany i celowy, a w dodatku musi wyjść na korzyść. Ani w przypadku jednej, ani drugiej formacji i lidera nie była to nigdy całkowita prawa, a dziś w przypadku PO nie jest w szczególności.

Gdyby spojrzeć na sprawę Ostachowicza i Marii Wasiak z tego punktu widzenia, trzeba by uznać, że zagranie miało od początku na celu zaprezentowanie Ewy Kopacz jako twardej szefowej rządu, uczulonej na punkcie publicznych pieniędzy i politycznej korupcji. Cała sprawa opierałaby się zaś na schemacie jak z kultowego szmoncesu: rabin najpierw doradza Szmulowi, aby wziął sobie na głowę wszystkie możliwe obciążenia z kozą włącznie, a następnie każe mu kozę sprzedać, co sprawia, że Szmul staje się człowiekiem szczęśliwszym niż kiedykolwiek. Ten trik politycy stosują całkiem często, choćby zapowiadając niekorzystne dla obywateli zmiany podatkowe, które w końcu okazują się nie aż tak dramatyczne, choć nadal uciążliwe.

Żeby jednak uznać, iż taki właśnie schemat został tu wykorzystany, musielibyśmy poczynić kilka założeń. Raz, że Kopacz była gotowa wziąć na siebie ryzyko związane z ewentualnym niepowodzeniem akcji, czyli fatalnym mimo wszystko odbiorem całej sytuacji (który ostatecznie, moim zdaniem, będzie właśnie dominował). Dwa, że histeryczna i rozemocjonowana zausznica byłego premiera będzie w stanie na zimno skoordynować skomplikowaną akcję piarową, dotyczącą dwojga osób. Trzy, że ktokolwiek w otoczeniu Kopacz lub Tuska miał w tym momencie czas i chęć, aby tego typu działania planować. Żadne z tych założeń nie może być prawdziwe. Dla wierchuszki PO sytuacja jest zbyt dynamiczna, skomplikowana i zbyt gorączkowo fastrygowana na poczekaniu, aby możliwe było w tym momencie realizowanie ryzykownych i subtelnych gier wizerunkowych.

Mamy zatem do czynienia z niczym innym jak dość chaotycznym gaszeniem pożaru. W wymiarze zarządzania strukturami Kopacz nie tylko nie jawi się tu jako zwycięzca, ale przeciwnie - jako ewidentnie pokonany. Nowa premier - po pierwsze - jak się okazało, nie ma kontroli nad swoim otoczeniem; po drugie - nie jest w stanie przewidzieć, dojrzeć i na czas zneutralizować pojawiających się zagrożeń. Kopacz bowiem albo nie wiedziała, jaką posadę ma objąć Ostachowicz, albo, jeśli wiedziała, nie uświadamiała sobie, jaką może to wywołać reakcję medialną. Co warto zaznaczyć, poza najwierniejszymi z wiernych (Lis, Giewu), obsadzenie Ostachowicza w zarządzie Orlenu było krytycznie oceniane przez wszystkie media. Przy czym naprawdę ostre głosy płynęły również z głównego nurtu. Albo - co bardzo prawdopodobne - ani nie wiedziała, ani nie umiała przewidzieć reakcji, gdyby nawet wiedziała.

To samo dotyczy Marii Wasiak. Tu sprawa powinna zresztą być jeszcze bardziej ewidentna, ponieważ temat odpraw w spółkach skarbu państwa był wałkowany wielokrotnie i wiele razy wzbudzał irytację opinii publicznej. Nie było wielką sztuką przewidzieć, co będzie oznaczało odejście Wasiak z PKP.

Dlaczego reakcja Kopacz nie zostanie jej policzona na plus? Dlatego, że była zbyt późna i wyraźnie wymuszona przez powszechne oburzenie. Kopacz nie będzie tu występować jako czujna pani premier, pilnująca publicznego grosza i piętnująca bezczelność z własnej inicjatywy, ale jako osoba słaba, która ugina się pod naciskiem opinii publicznej.

W dodatku (co może z punktu widzenia publiczności będzie już mniej obciążające, bo do poczynienia tego spostrzeżenia konieczne jest większe wyrobienie, jednak swój wpływ może mieć) Kopacz nie zadziałała w najmniejszym stopniu systemowo. Punkty mogłaby zarobić, gdyby natychmiast po zmuszeniu Ostachowicza do ustąpienia zapowiedziała chociażby ogłoszenie przez PO jakiegoś „kodeksu dobrych praktyk”, rodzaju zobowiązania, że do zarządów spółek skarbu państwa będą wyznaczani ludzie wyłącznie według klucza komepetencji. To byłoby minimum, bo lepszym pomysłem byłaby zapowiedź odpowiednich zmian ustawowych. To samo dotyczy Wasiak. Tutaj w sprawie odpraw w spółkach skrabu państwa konieczne byłyby regulacje ustawowe i takie mogłaby premier Kopacz zapowiedzieć. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Ostachowicz po prostu ustąpił, a za kilka miesięcy dostanie pewnie po cichu coś równie intratnego. Wasiak - co jest już doprawdy komiczne - oddała swoją gigantyczną odprawę na cele społeczne, bo formalnie nie mogła się jej zrzec. Za chwilę podobne pieniądze - kilkaset tysięcy złotych - otrzyma jakiś inny menadżer, odchodząc ze spółki skarbu państwa do rządu.

Działanie Kopacz w sprawie Ostachowicza i Wasiak jest dalszym ciągiem jej fatalnego wystąpienia na Politechnice. Chaos i niekompetencja w parze. Przy czym - co niezwykle ważne - są to chaos i niekompetencja dotyczące sfery wizerunku, w której poprzednik obecnej premier był czempionem i na której oparł sukces swojego siedmioletniego panowania. Jego następczyni wróży to jak najfatalniej.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych