Państwo wyjeżdżają, ale nietęgie miny mają. Pani wicepremier odmienia słowo sukces przez wszystkie przypadki, lecz swojej „sukceśnej” przyszłości wcale nie jest taka pewna.
Nie boję się. Czuję respekt. Muszę poznać całość rzeczy. Muszę dowiedzieć się, jak to działa, bo ja polską administrację znam bardzo dobrze. I stąd też częściowo mój sukces, że ja jednak… mnie nikt nie zrobi w konia w polskiej administracji
— powiedziała w pałacu prezydenckim po przyjęciu przez Bronisława Komorowskiego dymisji rządu.
— A tam? – dopytywali dziennikarze
A tam – zobaczymy. Bo ja tam nigdy nie pracowałam, więc to… wypróbujemy się.
I czuć, że marzy jej się, by za kilka lat też mówić o swoich sukcesach:
Ja zarządzam w tej chwili dobrze ułożonym ministerstwem, każdy wie, co robi. Stąd jest mój sukces, ten sukces to ich sukces, całego ministerstwa i moich zastępców.
Zagadnięta, że nie wygląda na zbyt radosną wyżaliła się:
Pracował pan kiedyś siedem lat w takich warunkach w otoczeniu tych samych ludzi? Ja się oczywiście cieszę, ale to jest pewien moment refleksji. Nie smucę się z tego powodu, co mnie czeka w przyszłości. (…) Spędziłam siedem lat, w większości w napięciu, z tymi samymi ludźmi. Ten resort uważam trochę za swoje dziecko, włożyliśmy wiele wysiłku w jego klejenie. I to się szybko jak dla mnie kończy. Lubię planować na przyszłość, jeszcze chwilę mam, mniej więcej dwa tygodnie, więc chyba to nie jest powód, by wybuchać radością…
Pełne zrozumienie wypowiedzi pani komisarz pozostawiamy Czytelnikom.
Jedno jest pewne – z jej skromnością i umiejętnością dobierania słów w wypowiedziach publicznych, sukces jest murowany!
znp
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/213334-malo-optymistyczny-poczatek-bienkowska-zobaczymy-czy-nie-zrobia-mnie-tam-w-konia