Powiało Bareją: „Worst case scenario” ministra Sienkiewicza, czyli trup w wannie

Fot. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych RP/flickr.com/CC/Wikipedia
Fot. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych RP/flickr.com/CC/Wikipedia

Autorzy kodeksu karnego nie uwzględnili poczucia humoru ministra Bartłomieja Sienkiewicza i przygotowań do przestępstwa nie potraktowali jak zabawy

Wyobraźmy sobie taką sytuację. Ktoś planuje morderstwo, ale policja wpada na jego trop i zdobywa dowody, że delikwent zaczął przygotowania do popełnienia przestępstwa. Podejrzany zostaje zatrzymany i jest przesłuchiwany. Ale ani nie jest skruszony, ani przestraszny całą sytuacją.

Rozpatrywałem „worst case scenario” [najgorszy scenariusz]

— mówi pewny siebie.

To powszechnie stosowana w biznesie metoda analityczna, która sprowadza się do tego, że tworzy się hipotetycznie jak najtrudniejszą sytuację. I wtedy się testuje, co można w takiej sytuacji zrobić

— tłumaczy policjantom.

Po prostu zatrzymany testował wariant morderstwa, żeby wiedzieć, jak zachowywałby się potencjalny zabójca. A robił to, żeby nie dopuścić do przestępstwa i wszystkich jego skutków. Teoretycznie, bo przecież żadnego realnego przestępstwa  nie miało być. I żeby „worst case scenario” był jak najbardziej wiarygodny oraz pouczający, musiał sam się wcielić w planującego morderstwo i przedsięwziąć różne kroki. Ale przecież nie popełnił żadnego czynu zabronionego, tylko wniósł swój twórczy wkład w zapobieganie najcięższej przestępczości. Zatrzymany był wyraźnie z siebie zadowolony.

Równie zadowolony z siebie jest szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz, którego słowa przypisałem przesłuchiwanemu w komisariacie. To Sienkiewicz w naszej hipotetycznej scenie mógłby przekonywać policjantów, że planowanie przestępstwa nie jest przestępstwem. W restauracji „Sowa i Przyjaciele” Sienkiewicz został nagrany, jak snuje scenariusz utrzymania PO u władzy, gdyby opozycyjny PiS miał w sondażach 43 proc. poparcia. I częścią tego planu jest dodrukowanie pieniędzy, żeby kupić przychylność wyborców. Dodrukować może NBP, więc Sienkiewicz pyta jego prezesa Marka Belkę, jak można by to zrobić. Ale Belka stawia swoje warunki, m.in. odwołanie ówczesnego ministra finansów Jacka Rostowskiego oraz ograniczenie uprawnień Rady Polityki Pieniężnej. Po tej rozmowie Rostowski zostaje odwołany, a stosowne projekty dotyczące zmian w ustawie o NBP przygotowane i prace nad nimi wdrożone.

Po kilku tygodniach od ujawnienia nagrań pewny siebie minister Sienkiewicz peroruje dziennikarzom:

Moja rozmowa z prezesem Belką była czysto teoretyczna, fakty są obok tej rozmowy. To tak jak ze słynną opowieścią, że ja pod rękę z Belką układam scenariusz polityczny, aby NBP wykupując obligacje rządowe pomogło Platformie wygrać wybory. Gdybym rozmawiał z antropologiem kultury o zwyczajach ludożerców, to czy byłbym w zamiarze kanibalem? Rozpatrywaliśmy “worst case scenario’”.

A gdyby chodziło o planowanie morderstwa, żeby przetestować podobny scenariusz, to też nie byłoby problemu? Jakoś autorzy prawa karnego nie mieli poczucia humoru ministra Sienkiewicza, mówiącego o antrolpologu, ludożercach i kanibalu.

Oto artykuł 13 paragraf 1 kodeksu karnego głosi:

Odpowiada za usiłowanie, kto w zamiarze popełnienia czynu zabronionego swoim zachowaniem bezpośrednio zmierza do jego dokonania, które jednak nie następuje.

A jeszcze w artykule 16 paragraf 1 ustawodawca stwierdza:

Przygotowanie zachodzi tylko wtedy, gdy sprawca w celu popełnienia czynu zabronionego podejmuje czynności mające stworzyć warunki do przedsięwzięcia czynu zmierzającego bezpośrednio do jego dokonania, w szczególności w tymże celu wchodzi w porozumienie z inną osobą, uzyskuje lub przysposabia środki, zbiera informacje lub sporządza plan działania.następuje.

Rostowski został odwołany, projekt zmian w ustawie o NBP sporządzony, zatem „przygotowanie zachodzi”. Mało tego: są też „czynności mające stworzyć warunki do przedsięwzięcia czynu” oraz jest wejście „w porozumienie z inną osobą”. Albo zatem autorzy kodeksu karnego nie przewidzieli erystycznych sztuczek takich ludzi jak Bartłomiej Sienkiewicz, albo przewidzieli, a wtedy mamy do czynienia nie z „worst case scenario”, tylko z zupełnie realnymi przygotowaniami do popełnienia przestępstwa.

Podobną metodę wykręcenia się sianem chciał zastosować niejaki Zdzisław Mroczkowski (grany przez Janusza Rewińskiego) w czwartym odcinku serialu „Zmiennicy” Stanisława Barei. Ów Mroczkowski upił się, przyprowadził do domu poznaną gdzieś kobietę, potem zasnął, a rano znalazł ją martwą w wannie. Przerażony zadzwonił do znajomego adwokata mówiąc:

Całą noc czytałem książkę i mam do ciebie sprawę. Chodzi o to, bo to kryminał był, wiesz. Tam było tak, że facet się po prostu upił i urwał mu się film. I rano się budzi, patrzy i jest trup w szafie, w tym - w wannie. Chodzi o to, ile on by dostał, jak by go złapali? Chodzi o to, że oni go złapali, ale nie napisali, nie było napisane, ile on by dostał, bo on się nie przyznał, wiesz, bo on nic nie pamiętał.

No to proces poszlakowy, ja myślę, że ze 20 lat

— odpowiedział adwokat.

Jak to? 20 lat za to, że się upił?

— nie dowierzał Mroczkowski.

Jak to? Mam być winny rozpatrywania „worst case scenario” w rozmowie zakrapianej alkoholem?

— zdaje się pytać minister Sienkiewicz, zachowujący się tak jak Zdzicho Mroczkowski. Na nieszczęście Mroczkowskiego i Sienkiewicza kodeks karny nie przewiduje zabawy w „worst case scenario”.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych