„Tam gdzie są bramki, tam są korki”, czyli moje brzydkie podejrzenia

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Adam Warżawa
Fot. PAP/Adam Warżawa

Czytamy i słuchamy bez przerwy o korkach, które tworzą się na nowych polskich autostradach przed punktami poboru opłat. Teraz, w sezonie wakacyjnym, potrafią być nawet ponad dwugodzinne. Zdecydowanie zmniejsza to sensowność korzystania z płatnych autostrad.

Jako jedyne remedium na ten niemożliwy oczywiście do przewidzenia dopust boży przedstawiciele władz (i, co ciekawe, również większość mediów) zachwalają ultranowoczesny system elektronicznego pobierania opłat i bramek elektronicznych. To miała zapewne na myśli wicepremier Bieńkowska, kiedy po rzuceniu słynnego już „tam, gdzie są bramki, tam są korki” (ulubienica premiera uznała, jak widać, że błyskotliwym „sorry, taki mamy klimat” podbiła serca ludności, i postanowiła twórczo rozwijać podobne bonmoty…) powiedziała, że konieczna jest zmiana systemu poboru opłat.

A ja bardzo przepraszam, ale czegoś nie rozumiem. Nie jestem bardzo bywałym w świecie automobilistą, ale jednak kilkakrotnie jeździłem –- i w letnie wakacje, i w czasie ferii zimowych -– po płatnych autostradach we Włoszech i w Austrii. I nigdy nie spotkałem się tam z korkami tego rzędu wielkości, co teraz w Polsce. Dlaczego? Bo po prostu w punktach poboru opłat jezdnia rozszerza się bardziej niż na polskiej autostradzie, i stoi tam nawet ze dwa razy więcej bramek.

Pomińmy już litościwie pytanie, dlaczego przy projektowaniu polskich autostrad nie przewidziano prawidłowo natężenia ruchu, jaki na nich zapanuje. Ważniejsze -– dlaczego nie planuje się poprawić tego błędu za pomocą prostego, szybkiego w realizacji i tańszego niż to, co zachwalają rządzący i media sposobu.

Rozszerzenie jezdni w dwudziestu czy trzydziestu miejscach w skali Polski, zamontowanie nowych bramek i zatrudnienie do nich operatorów to jednak z pewnością kwota o kilka rzędów wielkości niższa, niż stworzenie, zakup i implementacja supernowoczesnego systemu elektronicznego. Który oczywiście też powinien powstać, ale przecież nie jest pierwszą potrzebą.

Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to zapewne chodzi o pieniądze…

A może właśnie o to chodzi, że nowe bramki byłyby tańsze? A może wprowadzenie systemu elektronicznego tak kusi kogoś właśnie dlatego, że będzie to kontrakt upiornie drogi? Z wszystkimi miłymi okolicznościami, które często są udziałem podejmujących przetargowe decyzje decydentów. Narzucają się niestety takie przykre przypuszczenia.

Ale rzecz jasna każdy, kto wie cokolwiek o Polsce i o ludziach nią rządzących wie doskonale, że są one całkowicie nieprawdopodobne…

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych