wPolityce.pl: Był Pan jednym z Polaków, którzy 1 sierpnia 1944 roku rozpoczęli walkę o wolną Polskę. Jak Pan wspomina ten okres?
Henryk Jerzy Chmielewski, „Papcio Chmiel”: Brałem udział w Powstaniu jako starszy strzelec podchorąży 7. pułku AK Garłuch o ps. „Jupiter”. Mieliśmy z oddziałem atakować lotnisko Okęcie. Szczegółowo przebieg swojej działalności w okupacji opisuję w w Archiwum Historii Mówionej, jakie gromadzi Muzeum Powstania Warszawskiego. Niestety w pierwszej godzinie naszej działalności zostałem zatrzymany przez niemieckich lotników. I całe Powstanie przesiedziałem w niewoli na Okęciu. Zostałem zmuszony do pomocy w ewakuacji lotniska i magazynów. Nie brałem udział w walkach, jakie toczyły się w mieście.
Jak Pan ocenia z obecnej perspektywy Powstanie?
Wychowywałem się w duchu patriotyzmu, i w szkole, i w harcerstwie. W czasie okupacji również we mnie narastała wielka zaciętość, chęć zemsty i pozbycia się Niemców. Wszyscy czekaliśmy na zryw, jednak rozkaz dotyczący Powstania był przedwczesny. Być może podjęto decyzję o rozpoczęciu walk z racji wiadomości, jakie do nas docierały. Mówiono, że 30 sierpnia w Otwocku widać było pierwszy czołg sowiecki. Wydawało się, że czekają nas godziny do ataku Rosjan na Warszawę. Wobec tego Polacy chcieli szybko przepędzić Niemców. Być może dowódcy pamiętali również doniesienia o roku 1918. Niemców wtedy rozbrajały nawet dzieci. Oni porzucali broń, uciekali. Dowódcy mogli sądzić, że i tym razem będzie podobnie, że Niemcy mają dość wojny i będą w odwrocie.
Tak jednak się nie stało. Dlaczego?
Okazało się, że to byli inni Niemcy, inaczej wychowani, inaczej zorganizowani. Oni byli nastawieni morderczo i wrogo do Polski.
Jak Pan wspomina godzinę „W”? Gdzie Pan zaczął walkę?
Mój odział miejsce koncentracji miał na ulicy Wspólnej. Tam przyszedł rozkaz, że mamy się udać na ulicę Grójecką. Mieliśmy pobrać granaty, dowiedzieliśmy się, że atakujemy Okęcie. Radość w naszej drużynie była wielka, ponieważ spodziewaliśmy się, że będzie desant aliancki i jako pierwsi dostaniemy broń. Na Okęcie jednak zostaliśmy skierowani niemal bez broni. Nasz kilkuosobowy oddział miał jeden pistolet. Miałem jeden sześciostrzałowy pistolet i cztery naboje. Byliśmy bez broni. Walki to była rzeź. Nasza akcja na Okęciu była bezsensowna.
Dowództwo jednak sądziło inaczej.
Dowództwo zmieniło zdanie. Wydany został rozkaz odwołania ataku na Okęcie. Jednak do nas już nie dotarł. Wyruszyliśmy wcześniej. W mojej ocenie Powstanie nie miało sensu, wybuchło za wcześnie, zostało wywołane pochopnie. Brakowało broni, szkolenia, wykształcenia, wojskowego przygotowania. Myśmy ćwiczyli się w rzucaniu granatami, rzucając kamieniami, oglądaliśmy jeden karabin. Konsekwencje rozpoczęcia walk nie były przemyślane.
W Pana ocenie zatem do Powstania dojść nie powinno?
Uważam, że do niego doszło za wcześnie. Być może lepiej byłoby walczyć z Niemcami w terenie. To nie było mądre. Jednak myśmy byli pełni zapału, mieliśmy około 20 lat, byliśmy żądni zemsty. My nie dojdziemy do tego, czy byłoby lepiej, gdyby Powstania nie było. Gdyby tego powstania nie było, być może nie doszłoby do tylu zniszczeń, nie byłoby tyle ofiar, nie byłoby tej straszliwej zemsty. Warszawa została zniszczona doszczętnie dopiero po Powstaniu Warszawskim. Być może gdyby nie Powstanie Armia Czerwona przeprawiałaby się przez Wisłę. Tego jednak nie da się sprawdzić.
W przeddzień 70. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego obchodzimy 10. rocznicę działalności Muzeum Powstania Warszawskiego. W Pana ocenie Powstanie Warszawskie zajmuje odpowiednie miejsce w polskim życiu publicznym?
Po 1944 roku wiele mówiło się o Powstaniu w Getcie. Tymczasem nasze Powstanie było przytłumione, wyśmiewane. Wyśmiewać to być może można było dowództwo, ale nie walczących żołnierzy. W ogóle nazwa powstania żydowskiego jest niesłuszna. To nie było powstanie. To była obrona determinacyjna. Żydzi nie mieli wyjścia. Oni musieli się bronić. Powstanie natomiast jest wtedy, gdy jest zorganizowana akcja, gdy atakuje się kogoś. Żydzi nie atakowali, oni się bronili, w sposób zdeterminowany. O Powstaniu Warszawskim do 1989 roku nie można było mówić ani pisać. Młodzież była wychowana na powstaniu żydowskim. W Warszawie jako pierwszy stanął również pomnik dot. powstania żydowskiego. Pomnik ku czci Powstańców Warszawy stanął później.
Jednak ostatnio z pamięcią o Powstaniu Warszawskim jest lepiej.
Rzeczywiście od czasów Lecha Kaczyńskiego, od chwili wybudowania Muzeum Powstania Warszawskiego zaczęto uświadamiać Polaków. Powstało wiele książek, jest wiele relacji ludzi walczących w Powstaniu. Widać, że Powstanie jest również motywem przewodnim dla wielu twórców. Coraz więcej tworzy się w oparciu o wiadomości dotyczące Powstania, powstają różne inicjatywy, np. organizowane są biegi powstańcze. To wszystko zawdzięczamy dyrektorowi Ołdakowskiemu oraz temu, że powstało Muzeum.
Jeden z Pańskich komiksów o Tytusie, Romku i A’Tomku opowiada o Powstaniu. Popkultura jest dobrym narzędziem promowania wiedzy o Powstaniu?
Dobrze, że to się dzieje. Jednak ważne jest również, by młodzi ludzie nie uczyli się historii tylko z takiej promocji. Należy liczyć, że młodzi sięgnął do innych źródeł — relacji, czy opracowań, właśnie dzięki temu, że zetknął się z dziełami kultury motywowanymi Powstaniem.
Rozmawiał Stanisław Żaryn
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/207432-tylko-u-nas-papcio-chmiel-wspomina-powstanie-mysmy-byli-pelni-zapalu-bylismy-zadni-zemsty