We wszystkich biogramach Małgorzata Fuszara jest nazywana twórczynią gender studies w Polsce. To prawda i ta właśnie życiowa rola najlepiej pokazuje, z kim mamy do czynienia. Opinie o studiach genderowych dzielą się, ogólnie rzecz biorąc, na trzy nurty. Pierwszy to ten, który twierdzi, że gender w sensie postulatów, dotyczących zmian społecznych, jest idiotyzmem w takim samym stopniu jak tzw. nauka o gender. Pod tym poglądem i ja się podpisuję. Drugi pogląd to ten, że o ile gender w sensie społecznym jest faktyczne zbyt radykalne i często bezzasadne, to jednak „nauka o gender jest już czymś innym – jest prawdziwą nauką”.
Trzeci pogląd to ten, że gender oraz gender studies są bardzo ważnymi i poważnymi prądami w sprawach społecznych i nauce.
Co do naukowości gender studies, sceptyczni – mówiąc delikatnie – pozostają również w ogromnej mierze pracownicy naukowi wielu kierunków, którzy uznają te studia za intelektualną hochsztaplerkę i paszport do wygadywania największych bzdur bez zachowania jakiejkolwiek umysłowej dyscypliny. Na niektórych uczelniach powstały nawet listy, krytykujące choćby pośrednio tę dziedzinę „nauki”. Przypomnijmy choćby list pracowników naukowych Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu z grudnia 2013 r.:
Od wielu lat obserwujemy powstawanie i funkcjonowanie gender studies na uczelniach wyższych. Nikt z nas, pracowników naukowych, nie protestował przeciwko ich obecności pośród dyscyplin humanistycznych. Bez sprzeciwu z naszej strony były i są podejmowane prace badawcze posługujące się teorią gender, bez przeszkód powstawały też i powstają jednostki naukowe związane z gender studies. Byliśmy bowiem i nadal i jesteśmy przekonani, że uniwersytet to miejsce nieskrępowanej wymiany myśli. Czyniliśmy tak mimo tego, że wielu z nas do teorii gender odnosi się krytycznie, bowiem jest ona oparta na dyskusyjnych hipotezach. Ze zdumieniem stwierdzamy, że obecność gender studies na uniwersytecie staje się argumentem przekształcającym owe dyskusyjne hipotezy w powszechnie obowiązujące dogmaty. Jednocześnie niepokojące jest, że w imię teorii gender dokonywane są odgórne zmiany prawne wpływające na kształt edukacji i relacji społecznych. Mimo, wydawałoby się, szlachetnych haseł antydyskryminacyjnych, zmiany te prowadzą, w naszej opinii, do rzeczywistej dyskryminacji osób o innych poglądach. Niektórzy z Państwa podejmowali z nami dyskusję, ale aż dotąd nikt nie odbierał nam prawa wolnego głosu i nie próbował oskarżać o sianie nienawiści. Okazuje się jednak, że „walka o postęp” nasila się wraz z postępami postępu. Jego rzecznicy nie żądają już wolności słowa dla siebie – której nikt im dotąd nie odmawiał – ale pragną wyłączności i próbują cenzurować tych, którzy mają odmienne poglądy. Dlatego, w związku z podpisanym przez Państwa oświadczeniem, dziwimy się, że zamiast podjąć otwartą dyskusję, co jest zgodne z duchem uniwersytetu, postanowiliście sprzeciwić się wygłoszeniu wykładu księdza profesora Pawła Bortkiewicza w murach Uniwersytetu Ekonomicznego w dniu 5.12.2013. Tym samym przychodzi nam ze smutkiem stwierdzić, że głos Państwa potwierdza nasze obawy co do dyskryminacyjnych konsekwencji teorii gender.
Warto również przypomnieć rewelacyjny film zrealizowany przez norweskiego satyryka Haralda Eia (całkiem jednak na poważnie), zatytułowany „Gender Equality Paradox”. Eia w rozmowach z prawdziwymi naukowcami oraz specjalistami od gender próbuje zweryfikować poglądy tych ostatnich. Wypadają oni nie tyle nawet blado, co po prostu żałośnie: nie są w stanie odwołać się do żadnych twardych danych, swoją argumentację opierają na zasadzie idem per idem, na koniec zaś – jakie to typowe – zaczynają oskarżać Norwega o uprzedzenia.
Pamiętam swoją wizytę w jednej ze stacji radiowych kilka miesięcy temu, gdzie z pewną zaangażowaną feministką dyskutowałem właśnie o gender oraz o gender studies. Pani ta argumentowała, że dowodem na naukowość gender studies jest fakt, iż znalazły one sobie stałe miejsce na uniwersytetach. Przypomniałem, że przez długi czas stałe miejsce na uniwersytetach miały takie „naukowe” dziedziny jak ekonomia polityczna socjalizmu czy marksizm-leninizm, co jednak w żaden sposób nie zmieniało faktu, iż była to ideologicznie motywowana pseudonauka – dokładnie tak jak ma to miejsce w przypadku gender studies.
A zatem nową panią minister od równości została w rządzie Tuska propagatorka kierunku uniwersyteckiego, który z nauką ma tyle wspólnego co Stefan Niesiołowski ze św. Franciszkiem.
Sekwencja Radziszewska – Kozłowska-Rajewicz – Fuszara – pokazuje doskonale, jak lider PO wykorzystuje całkowicie niepotrzebne zresztą stanowisko do poszerzania lewego frontu PO. Intencje premiera są dwojakie. Po pierwsze – przypochlebić się skrajnej lewicy, osłabić SLD i dobić Palikota. Po drugie – przy pomocy Fuszary stworzyć w odpowiednich momentach tematy przykrywkowe, które skutecznie zaangażują emocje drugiej strony i wytworzą należyty szum informacyjny, aby przykryć sprawy istotniejsze.
W tej sytuacji strona konserwatywna staje przed typowym dla siebie dylematem: pominąć ideologiczne wycieczki nowej pani pełnomocnik czy na nie reagować, ryzykując, że weźmie się w ten sposób udział w grze ustawionej przez rządzących i będącej częścią przemysłu przykrywkowego? Niektórzy twierdzą, że reagowanie jest bezzasadne, ponieważ Fuszara w swoich działaniach nigdy nie wyjdzie poza sferę werbalną lub jej poczynania będą miały nikłe znaczenie. Nawet jednak gdyby tak było i gdyby jej głównym zadaniem było nakręcanie przemysłu przykrywkowego, jest to i tak element wojny kulturowej, która oddziałuje na umysły, nie można więc w niej skapitulować.
Jak zatem się zachować? Dobrej odpowiedzi nie ma. Wydaje się, że najlepszą taktyką jest niepompowanie pani Fuszary poprzez poświęcanie jej nadmiernej uwagi. Z drugiej jednak strony warto obserwować jej działania i w razie potrzeby stawiać opór. Można jednak chyba założyć, że praktyczne znaczenie Fuszary będzie nikłe. Propagatorka gender studies zdecydowała się z pełną zapewne świadomością wystąpić w roli pacynki Tuska.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/206422-lukasz-warzecha-kim-jest-nowa-rzeczniczka-do-spraw-rownego-traktowania-i-dlaczego-akurat-na-nia-zdecydowal-sie-donald-tusk
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.