Alfabet Szczerego Przywódcy: "S" jak Sawicka, Schetyna, Sekuła i Sienkiewicz

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
Fot. YouTube
Fot. YouTube

Znany bloger Seaman co tydzień przedstawia na wSumie.pl „Alfabet Szczerego Przywódcy”. Dziś litera S.

Sawicka Beata

Niewinna i niemoralna – tak w skrócie brzmiało orzeczenie i ja tu nie będę się głowił, co wysoki sąd miał na myśli. Niezbadane są bowiem umysłowe meandry rozgrzanego wymiaru sprawiedliwości, że się tak poetycko wyrażę. Według jej wersji została uwiedziona, zmanipulowana i porzucona, jak nie przymierzając Stefcia Rudecka. Z tym że w roli ordynata Michorowskiego wystąpił tajny agent Kaczmarek. A na imię miała właśnie Beata, zupełnie jak w tej piosence, tylko lat liczyła sobie dużo więcej. Ale romansowa była jak siedemnastolatka i to ją sprowadziło na uczuciowo-biznesowe manowce.
Jednak nie można narzekać,  w sumie wykręciliśmy się tanim kosztem, a na tym przedstawieniu w telewizji z potokiem łez skrzywdzonej niewinności, to nawet zyskaliśmy. A przecież mogło być gorzej, na tych taśmach CBA mogło się nagrać, kto jest ową frontmenką kręcenia lodów w służbie zdrowia. Paweł, który mi zerka przez ramię, gdy to piszę, to aż się wzdrygnął na samą myśl. Brrr! Tak, tak, nie ma co wybrzydzać na los, wtedy nam się upiekło. Ale tej piosenki Laskowskiego to już do końca życia nie będę mógł słuchać.

Sawicki Marek

Paweł uważa, że on jest fizycznie podobny do przedwojennego gangstera zwanego Tata Tasiemka. Sprawdziłem w internecie, faktycznie, gdyby wąsy zapuścił, to śmiało można za nim wysłać list gończy. Nie mam pojęcia, skąd Paweł zna przedwojennych gangsterów, ale on jest niepowtarzalny w rozległości swojej wiedzy, jak zresztą we wszystkim. Sawicki odszedł z mojego rządu z powodu taśm swojego kolegi Serafina, a wrócił do rządu z powodu afrykańskiego pomoru polskich świń. A minister Kalemba, jego poprzednik i jednocześnie następca, wręcz przeciwnie – przyszedł do rządu z powodu taśm, a odszedł przez chore świnie. Takie związki przyczynowo-skutkowe wprawiają normalnego człowieka w nastrój melancholijny, gdy pomyśli o meandrach polityki. Poza tym Sawicki to jest człowiek renesansowy, jak zresztą każdy chłop z ulicy Wiejskiej w Warszawie. Jest rolnikiem, posłem, ministrem, doktorem prawa; był specjalistą od telekomunikacji w ministerstwie łączności, inspektorem w cukrowni, nauczycielem, wójtem, strażakiem. Jeszcze a propos tych taśm – Paweł mówi, że niedługo przyjdzie ze świecą szukać członka naszej ekipy, którego nie obciążają żadne taśmy. Fatum jakieś taśmowe nad nami ciąży czy co?

Schetyna Grzegorz

Wszyscy się mnie pytają, dlaczego z powodu afery hazardowej Grzesiek był nie do przyjęcia w rządzie, którego byłem szefem, a już dwa dni po dymisji nadawał się na szefa klubu parlamentarnego partii, której także szefowałem? Jaka  w tym logika? Otóż to jest właśnie logika rządzenia w czasach postpolitycznych. Jako szef klubu parlamentarnego Grzesiek miał decydujący wpływ na prace komisji hazardowej, a po drugie nikt się tak nie stara, jak człowiek po czubek głowy uwikłany w sprawę, którą ma wyjaśnić. Solidarność uwikłanych, nic więcej nie powiem, a kto się nie domyśli, to jego strata. I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o udział Grześka w aferze hazardowej. Szkoda mi go jednak z powodów ściśle pragmatycznych, mało jest bowiem w Polsce ludzi, którzy tak dobrze jak on pojęli istotę obywatelskiej demokracji sterowanej. Samorodny talent - mruczał czasami Paweł z podziwem, a to już jest wyraz najwyższego uznania z jego strony. Paweł miał na myśli region dolnośląski, który Grzesiek szczególnie umiłował jako swój matecznik i ojcowiznę. Jakie tam żniwo żeśmy zbierali w wyborach; jakie talenty polityczne się narodziły pod ręką Schetyny! Wystarczy wspomnieć Wrocław, Wałbrzych, Świdnicę, Chlebowskiego, Misiaka, Sobiesiaka, Ludwiczuka, Kruczkowskiego, Protasiewicza. To wszystko wyszło spod opiekuńczych skrzydeł Grześka, kiedy on tam szefował. Niestety, chłop doznał jakiegoś urazu, bo zamiast przeczekać tę hazardową wrzawę, to wziął sobie do serca. I to w dodatku mnie upatrzył jako sprawcę i winowajcę swoich konfuzji. No i zaczęło się publiczne zgorszenie, bo kto widział, żeby w ugrupowaniu o najwyższych standardach etycznych były różnice zdań w kwestiach fundamentalnych? Partia obywatelska powinna być jak zaciśnięta pięść obywatela, którą zamykamy usta niedowiarkom. Tymczasem on zaczął kwestionować moje przywództwo, a wiadomo, że słabe przywództwo nie kojarzy się nikomu z pięścią, raczej z niedowładem kończyn. Nie pozostało więc nic innego, jak odesłać Grześka do rezerwy strategicznej, potem do partyjnej nomenklatury kadrowej, wreszcie do spraw zagranicznych w parlamencie. A ciąg dalszy tej rozgrywki ze Schetyną nastąpi wkrótce i to nie będzie pokój, lecz raczej przedpokój. Psychika mu się zdarła niczym brzozowa miotła od tych obsesji, więc ja mu nic nie poradzę, skoro nie chce się leczyć. Teraz niby się przymila, ale jak mówi mój przyjaciel Jędrek Biernat, Schetyna jest  jak krokodyl włożony do butów. Aha, sorry, Paweł mi podpowiada, że Jędrkowi chodziło raczej o skorpiona. Jakieś to dziwne wszystko, kot w butach, to owszem, słyszałem, ale żeby skorpion?

Sekuła Mirosław

Bardzo pożyteczny towarzysz, na każde skinienie i do najczarniejszego zadania. Zawsze fidelis - mówi o nim Paweł. Dlatego między nami zyskał właśnie łaciński przydomek Miras Fidelis. Nie zna słowa „niemożliwe” i udowodnił to podczas szefowania komisji hazardowej. Numer z oracją do pustych krzeseł przejdzie do annałów parlamentaryzmu. Charyzmą co prawda nie grzeszy i to jest delikatnie powiedziane. Mógłby bez żadnej charakteryzacji zagrać steranego referenta do spraw skupu, a dodatkowo cierpiącego na lumbago, taki ma wyraz twarzy z natury. Po tym sejmowym hazardzie chcieliśmy go dać na prezydenta Zabrza, ale zabrzanie po raz drugi nie dali się nabrać. No, to daliśmy go na rzecznika dyscypliny finansów publicznych, bo skoro sobie poradził z hazardem, to i w korupcji sobie poradzi. Teraz jest podobno marszałkiem na Śląsku, Paweł mi przypomina. A niech sobie będzie i na księżycu, co mi tam. Jak będzie potrzebny, to przyleci w te pędy z każdego miejsca w kosmosie. Taki z niego Miras Fidelis.

Siedem dźwigni wzrostu

Patrz hasło: jesienna ofensywa legislacyjna

Sienkiewicz Bartłomiej

Z takim nazwiskiem i rodowodem, obejmując stanowisko państwowego szeryfa, był murowanym kandydatem na Kmicica ery postpolitycznej. Tymczasem wyszedł z niego Papkin w całej swojej błazeńskiej okazałości. Chociaż młodzież nowoczesna, nie gustująca we Fredrze ani w Trylogii, skłonna jest upatrywać w nim raczej inspektora Clouseau. Natomiast telewidzowie starsi widzą w nim kapitana Sowę z peerelowskiego serialu, co się zresztą pięknie komponuje z restauracją Sowa i Przyjaciele. Na pewno nie jest to Bartek Zwycięzca ani ten Bartosz, co czapką gasił lonty armatnie pod Racławicami. Każde pokolenie ma swojego symbolicznego Papkina. Do tej pory muszę oczami świecić na spotkaniach, bo rzecz jasna,  to mnie się każdy pyta, kiedy Sienkiewicz w końcu dojdzie do tego Białegostoku i wyłapie skinów. Przydomek „Idący Po Was” chyba już na zawsze do niego przylgnie. Co prawda, ludzie dzisiaj już inne pytania mi zadają, bo nagrania kelnerów przyćmiły tamte papkinowskie odzywki. Co ja się z tym człowiekiem mam! A tak się dobrze zapowiadał, ale jak tylko przyszedł do rządu, to jakby piorun w niego trzasnął, od razu zaczął gadać od rzeczy! Paweł zawsze powtarza, że najgorzej z takimi, co się wzięli za pisanie, zanim nauczyli się czytać ze zrozumieniem. Bo też takiego numeru w dziejach Trzeciej Rzeczpospolitej nie było, żeby zgraja kelnerów latami za nos wodziła ministra spraw wewnętrznych i służby specjalne. Podsłuchiwali człowieka, który miał nas zabezpieczyć od podsłuchów. To się nie mieści w pale – mówi trochę kolokwialnie Paweł.

W każdym razie muszę przyznać dość niechętnie, że nasz Bartek więcej ma wspólnego z Fredrą niż z Sienkiewiczem. Ale za to klnie jak papuga marynarza ze starych żaglowców. Czyli tu wychodzi raczej związek duchowy z Conradem Korzeniowskim. Narzucają się także w sposób oczywisty szewcy z Witkiewicza. No ale Paweł mówi, że najważniejsze pytanie w sprawie Bartka brzmi: Po co nam taki bohater literacki o wielu twarzach? W końcu rząd to nie jest jakaś uniwersytecka katedra literatury, tu trzeba myśleć.

Seaman

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych