Kolejne wystąpienie Janusza Mikke w Parlamencie Europejskim i kolejny skandal. Tym razem z powodu słowa „Murzyn”. Ale co tak właściwie usłyszeliśmy? Czy „murzyn”? Czy może wulgarne „czarnuch”? I tu zaczyna się problem posła Mikkego i jego angielszczyzny oraz chęci szokowania.
Od początku swojej kadencji usilnie, acz niezwykle nieudolnie stara się on wmówić wszystkim, iż mówi w języku angielskim. Tyle, że znać jakieś słowa w danym języku, ba! nawet w miarę poprawnie klecić z nich proste zdania, to jeszcze nie znajomość języka. Słuchając obu wystąpień można było raczej mieć przed oczami przysłowiowego pakistańskiego taksówkarza z Nowego Jorku, niż Shakespeare czy absolwenta Eton lub Oxfordu. Niestety. Jeśli do tego dodać wadę wymowy, jaką słychać w tym przypadku także w języku polskim (a której istnienie mówca winien mieć ciągle w świadomości), to zrozumienie sensu przekazywanej treści graniczy z cudem. Niestety to klasyczny przykład jak zgubne jest krańcowe zadufanie w sobie i jak krótkie nogi ma fałszywe przekonanie o umiejętności artykułowania myśli w danym języku. A przecież dla każdego zdaje się mówcy istotne jest to, aby jego słowa były jasno zrozumiane przez słuchaczy. Chyba, że narcystycznie słuchaczy ma on w przysłowiowym „poważaniu” a mówi jedynie dla siebie, podbudowując tym swoje ego (częsty przypadek u ludzi o niskiej samoocenie; ba, w zasadzie zawsze będący konsekwencją mniemania, że się jest niedocenianym). Jednak zawsze, aby coś wyrazić, dany język trzeba znać. Jeśli ja nie znam francuskiego (nie mówię w języku francuskim w sposób zrozumiały), to go nie używam, co najmniej z trzech powodów: po pierwsze, aby jednak nie stawiać słuchaczy w pozycji nic nierozumiejącej gawiedzi (czyli aby nie traktować ich niepoważnie), po drugie, aby nie kaleczyć czyjejś ojczystej mowy (bo to co przystoi w rozmowie przy piwie czy w metrze, to już jest o wiele za mało na wypowiedź publiczną) oraz aby samemu się nie ośmieszać. Jak widać poseł Mikke kompletnie tego nie rozumie lub zrozumieć nie chce. Niestety dla nas konsekwencją tego uporu jest ostatnio zdecydowany prymat Polski w szokowaniu i rozbawianiu Europy. Kończąc ten watek chcę jasno podkreślić, że dziwną jest niechęć do posługiwania się językiem polskim na forum PE, który jest tam wszak językiem równoprawnym. Szczególnie to dziwi, że w konsekwencji wybiera się śmieszność. To bardzo niepatriotyczne. Ale bale u Ambasadora… rosyjskiego, też takie nie są. Czego więc oczekiwać.
Drugi ważny wątek całego wydarzenia to jest to, co Janusz Mikke powiedział. Teoretycznie tłumaczy nam, że mówił o ”murzynach Europy”. Problem w tym, że nikt tak tego w PE nie odebrał.
Po pierwsze, bowiem taki erudyta, na jakiego kreuje się pan Mikke (ba, zdaje się nawet uznawać za specjalistę językowego ciągle karcąc i czyniąc uwagi innym) winien wiedzieć, że niestety w języku angielskim występują dwa bardzo podobnie wymawiane, acz mające zupełnie inne znaczenie słowa. Pierwsze to negro – murzyn, wymawiane jako „ni:grou”, drugie zaś to nigger – pogardliwie czarnuch, wymawiane, jako „niger”. O ile są one łatwo rozróżnialne w formie pisanej, to już w formie mówionej różnica jest zdecydowanie subtelniejsza (oczywiście dla znających dobrze ten język nie jest to problemem). Znaczenie zaś zdecydowanie inne. I naprawdę trzeba być niebywale zadufanym w sobie, aby z tak fatalną wymową angielską (para-angielską) silić się na używanie tych słów, a później lamentować, że chciało się powiedzieć coś innego. Zresztą cała ta sytuacja jest dość typowa dla wypowiedzi posła Mikkego. Od lat mówi on rzeczy szokujące lub obraźliwe dla konkretnych osób lub grup społecznych, a później rzesza jego wyznawców dokonuje egzegezy myśli mistrza, udowadniając, czego nie chciał on powiedzieć, jednocześnie to mówiąc lub co chciał powiedzieć, mówiąc coś zupełnie odwrotnego (np. że wyrazem estymy i szacunku wobec kobiet jest twierdzenie, że są głupsze). Polska niestety przechodziła nad tym do porządku dziennego. Europa nie przejdzie i stąd nasz poseł jest dziś w Europie traktowany od lewa do prawa jak „trędowaty” (co sam podkreślił w wywiadzie dla tygodnika „Do Rzeczy”). Summa summarum zreflektowawszy się jak zostanie ukarany (kasa przepadnie) sam zaczął mgliście tłumaczyć się, że nie powiedział tego, co powiedział czy też, że wszyscy na sali zrozumieli inaczej niż on rozumiał swoje słowa (tu egzegezy internetowych wyznawców nie wiele by pomogły). A mi się wydaje, że jak zawsze powiedział dokładnie to, co chciał powiedzieć, tylko, że tym razem nikt oka nie przymknął i powstał bardzo wymierny (policzalny) problem.
Po drugie zaś, że naprawdę trzeba być ignorantem i miłośnikiem bezcelowego szokowania by nie orientować się, iż dziś w Europie czy USA oba wspomniane wyżej słowa są odbierane w kontekście negatywnym I czy to nam się podoba czy nie (mi „murzyn” wcale źle się nie kojarzy, za to „czarnuch” jak najbardziej) osoba chcąca być poważnie traktowana ogranicza ich używanie w debacie publicznej. W języku człowieka cywilizowanego jest cała gama słów, które pozwalają ominąć takie wpadki. Tylko pytanie czy dany człowiek umie lub jest zdolny do takiego intelektualnego wysiłku by tych wpadek uniknąć, albo czy chce ich uniknąć by być traktowany poważnie? Czy też PE traktuje jako kolejną odskocznię do autokreacji. Do budowy wizerunku eurosceptyka, jako oszołoma. Bo tak to dziś niestety odbierają inni. A postawa tak jest idealnym rozwiązaniem dla wszelkiej maści euroentuzjastów, którzy tylko czekali na idealnego kreatora wizji eurosceptyków, jako czarnej sotni lub szokujących komediantów, rasistów czy co tam im się jeszcze wydaje.
Na dodatek, w całej tej kompromitacji wisienką na torcie jest powoływanie się na wychowanie na dziwiętnastowiecznej prozie w typie Marka Twaina. A może to budzić tylko śmiech. Każdy bowiem wie, że świat się zmienia i zmieniają się także, na lepsze lub gorsze, zasady i formy. W tym także pojmowanie znaczenia słów. Naprawdę nie sądzę, aby dziś jakaś kobieta z radością przyjęła nazwanie ją „dziewką” (a kiedyś nie miało to wydźwięku negatywnego). W efekcie kolejne ewolucje intelektualne posła Mikkego nie przyćmią delikatnie mówiąc poważnej wpadki.
Reasumując - wielkie brawa pośle Mikke. Kawał dobrej roboty dla euroentuzjastów już Pan odwalił. Tylko tak dalej a nagroda jakaś też się trafi i zrekompensuje kary. Pomoc dla nich zawsze się opłacała. I tylko Polski żal w tym całym cyrku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/205660-mikke-angielski-i-murzyni
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.