Mam nadzieję, że przy pomocy Sikorskiego uda się zneutralizować kandydaturę pani Mogherini (…) na rzecz jakiejś trzeciej osoby
— komentuje polskie aspiracje do stanowisk w Unii Europejskiej Konrad Szymański, były poseł Prawa i Sprawiedliwości do Parlamentu Europejskiego.
wPolityce.pl: - Jak Pan ocenia obecny szczyt Unii Europejskiej z punktu widzenia polskich interesów? Czy możemy być usatysfakcjonowani jej wynikami?
Konrad Szymański: - Przede wszystkim proces doboru kandydatów jeszcze się nie zakończył, więc na zbiorczą ocenę przyjdzie czas, kiedy poznamy pełny garnitur nazwisk na wszystkich kluczowych stanowiskach, nie tylko na czele Komisji Europejskiej, czy Rady Europejskiej, ale również w ramach Komisji i w ramach podziału tek.
Natomiast problemy zaczęły się dużo wcześniej. Podstawowym jest to, że Polska zupełnie biernie przyjęła do wiadomości, że to Juncker będzie przewodniczącym Komisji.
To zły przewodniczący, który, jeśli brać poważnie jego deklaracje, nie ma żadnych istotnych ofert dla Polski i Europy Środkowej.
A czy po tej wstępnej przymiarce kandydatów możemy już coś powiedzieć o wynikach naszych negocjacji? Startowaliśmy przecież z dużymi aspiracjami, że przypomnę spekulacje nawet w sprawie szefa KE dla Tuska, teraz szefa Rady Europejskiej, czy szefa unijnej dyplomacji dla Sikorskiego. Czy zostaliśmy ograni, czy raczej zignorowani?
— Dla mnie dużo ważniejsze jest to, że ignorowane są nasze interesy, nasze problemy, które chcemy rozwiązywać przy pomocy Unii Europejskiej, przy pomocy unijnych polityk.
Cała gra o polskie nazwiska, w moim przekonaniu od początku była ustawiana jako trik propagandowy, jako element wizerunkowy dla czołowych postaci Platformy Obywatelskiej. To nigdy nie miało jakiegoś głębszego zakorzenienia w realiach polityki Unii Europejskiej, więc trudno mieć dzisiaj poczucie jakiejś klęski, gdyż od początku była ta pusta operacja.
A jak Pan ocenia postawę i strategię walki o polskie interesy samego Donalda Tuska?
— W moim przekonaniu delegacja Platformy Obywatelskiej i PSL bardzo biernie i zupełnie naiwnie przyglądała się procesowi wyłaniania ich własnego kandydata na przewodniczącego Komisji Europejskiej. To jest jedyny personalny konkret, który mamy dzisiaj w ręku.
Jestem zaskoczony, że dopiero teraz niektórzy politycy Platformy Obywatelskiej się budzą i zwracają uwagę na to, że z Junckerem mamy problem. Na tego typu refleksje był czas kilka miesięcy temu, kiedy na ich własnym zjeździe Juncker otrzymywał poparcie Europejskiej Partii Ludowej.
A gdzie według Pana został popełniony błąd? Jak powinien wówczas zachować się Tusk, czy powinna negocjować polska dyplomacja?
— Powinniśmy, już na etapie wyłaniania kandydatów naciskać na to, żeby każdy potencjalny kandydat wyłaniany przez EPL, złożył odpowiednie deklaracje i dał odpowiednie gwarancje dla naszych głównych polskich celów w Unii Europejskiej - czyli w zakresie polityki wschodniej oraz wspólnego rynku.
Tego nie uczyniono. A skoro już stało się tak, że zasada Spitzenkandidaten została obroniona, głównie przez Parlament Europejski w procesie wyłaniania kandydatów na główne stanowiska unijne, to powinniśmy bardziej aktywnie temu przeciwdziałać.
W obu przypadkach polski rząd przyglądał się biernie temu procesowi, no i dzisiaj mamy problem, ponieważ Jean-Claude Juncker jest jak do tej pory osobą, która okazuje najgłębsze désintéressement wobec tego, co jest z polskiego punktu widzenia w Unii ważne.
A wracając do nazwisk - dzisiaj premier Tusk powiedział, że Sikorski wciąż ma szanse na objęcie funkcji szefa unijnej dyplomacji, choć ma jedną, poważną wadę - nie jest kobietą…
— To, że w Unii Europejskiej dobiera się na najważniejsze stanowiska osoby pod kątem płci pokazuje głupotę parytetów. Unia ma inne zmartwienia niż płeć kandydatów, np. ich kwalifikacje do pełnienia przywództwa w trudnym czasie, bez względu na płeć, czy kolor oczu. Ale zostawmy to na boku, to są takie brukselskie problemy i mamy dzisiaj tego konsekwencje.
Natomiast widzę jedną pozytywną stronę podtrzymywania kandydatury Sikorskiego - mam nadzieję, że przy pomocy Sikorskiego uda się zneutralizować kandydaturę pani Mogherini, która byłaby drugim kataklizmem po Junckerze, jeśli chodzi o dobór najważniejszych osób w Unii na najbliższe lata.
Mam nadzieję, że przy pomocy kandydatury Sikorskiego, Tusk i inni przywódcy Europy Środkowej zdołają uniknąć katastrofy, jaką byłby wybór włoskiej, niedoświadczonej, prorosyjskiej minister spraw zagranicznych na stanowisko Wysokiej Przedstawicielki ds. Polityki Zagranicznej ogromnej Unii Europejskiej.
Ale czy Sikorski jest najwłaściwszą postacią, żeby przeciwstawić się tej pani? Może powinniśmy też wystawić kobietę, wiedząc, że takie argumenty na temat parytetów w Brukseli się liczą?
— Ale rzecz polega na tym, żeby przy pomocy kandydatury Sikorskiego nie tyle wygrać to stanowisko dla Polski, ile żeby zneutralizować dziś o wiele poważniejszą kandydaturę Włoszki. Krótko mówiąc, żeby wyjść z tego wyboru na rzecz jakiejś trzeciej osoby.
Tusk nie wyklucza, że w przypadku porażki Sikorskiego w walce o stanowisko szefa unijnej dyplomacji, będzie on też ubiegał się o inne stanowiska. Czy według Pana Sikorski jest przygotowany do pełnienia funkcji dowolnego komisarza, np. ds. energii?
— Wydaje mi się, że to nie jest dobra metoda proponowania tego samego nazwiska na zupełnie różne obszary polityki Unii. Jeśli my cokolwiek jeszcze możemy ugrać w tym rozdaniu personalnym w zakresie Komisji, Rady, Wysokiego Przedstawiciela, to powinna to być kandydatura ściśle gospodarcza. A do takiej ściśle gospodarczej teki trzeba przedstawiać osoby, które mają oczywiste, wysokie kwalifikacje w zakresie zarządzania gospodarczego. W moim przekonaniu ważne teki gospodarcze to: wspólny rynek, polityka konkurencji, być może energetyka, która, swoją drogą jest dzisiaj już sprawą zamkniętą.
Jednak, jeśli mielibyśmy serio ubiegać się o taką tekę, to musiałaby być zgłoszona zupełnie nowa osoba, która nie budziłaby pytań o to, jaki do tej pory miała związek z zarządzaniem gospodarką.
Sikorski akurat tej karty w swoim życiorysie nie ma.
Czy to oznacza, że forsowanie przez Tuska Sikorskiego skazane jest na porażkę, a w konsekwencji całej jego strategii?
— Nie widzę żadnej strategii. Widzę propagandowe zaklinanie rzeczywistości i załatwianie problemów wizerunkowych rządu. Dlatego w tym sensie trudno mówić o porażce, bo nie ma mowy o strategii, nie było żadnego planu.
Rozmawiał Krzysztof Karwowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/205422-konrad-szymanski-walka-rzadu-o-stanowiska-w-ue-trik-propagandowy-element-wizerunkowy-dla-czolowych-postaci-po-nasz-wywiad
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.