Korwin–Mikke przypomniał, że czasem trzeba komuś dać w gębę. Nawet symbolicznie. Czy nadszedł czas podobnych oklasków?

fot. j. Michalski/tvn24/korwin-mikke
fot. j. Michalski/tvn24/korwin-mikke

Od razu powiem – nie jestem entuzjastą siłowych rozwiązań, nawet w intymnych okolicznościach. Ale od razu też powiem, że czasem trudno się dziwić, gdy wszelkie inne formy spowodowania honorowych rozwiązań zawodzą. Janusz Korwin–Mikke, jak wieść niesie, delikatnie, wręcz symbolicznie spoliczkował obywatela o nazwisku Michał Boni, a miejscem owego czynu były kuluary pałacyku Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Z jednej strony zabytkowe pomieszczenia, wyposażone w lśniące meble, marmury, pełne europejskich posłów, a może i wypomadowanych asystentek, z drugiej zaś przaśny gest sprzed lat, przypominający o obowiązku przeproszenia człowieka, jeśli kiedyś niesłusznie naupychało mu się publicznie od idiotów, tchórzy itp.

Jasne, Korwin miał czas na rozpoczęcie procesu sądowego przeciwko Boniemu, ale przecież widzi, jakie maniery mają niektórzy sędziowie. Wystarczy przypomnieć sędziego Tuleyę, Milewskiego, Chodkowskiego, czy wydających wyroki za strzelanie do robotników, stoczniowców, górników. Pewnie, ktoś może się upierać, że mógł podać Boniego do sądu i dopiero po ewentualnie uniewinniającym wyroku wykonać swój zamiar. Wszelkie oceny dopuszczalne. Ale nie zmienia to jednego, podstawowego – na najwyższych stanowiskach państwowych pełno dziś typów, dla których słowo prawość, honor, uczciwość znaczy tyle, co dla komunistów niepodległa Polska. Wszystko na pokaz, a prawda wychodzi dopiero na jaw, jeśli ktoś wtargnie w ich mętne środowisko, cuchnący klimat podstępnie, przy pomocy tajemnych mikrofonów. I wtedy ściga się nagrywających, a nie szmaciarzy.

Wszak Boni jest facetem z tej samej bajki, co ostatnio nagrani. Przecież wiadomo, jak rządził podczas informatyzacji instytucji państwowych. A potem swobodny wyjazd do Brukseli na prośbę zainteresowanego. Z motywacją, że będzie miał bliżej do nowej żony, która już jest zatrudniona w tamtych okolicach.

Korwin, delikatnym tylko klaśnięciem, przypomniał kim naprawdę jest Michał Boni. Przypuszczać można, że nie spowoduje to lawiny podobnych okoliczności, aczkolwiek ludzi pozbawionych grama honoru, poruszających się po państwowych przestrzeniach jest dość dużo. Gromadne klaskanie mogłoby to bagno nieco przefiltrować.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych