Ludwik Dorn podlizuje się Komorowskiemu. „Najbliżej mi do Pałacu Prezydenckiego. Z PiS nie chcę mieć nic do czynienia”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Andrzej Grygiel
Fot. PAP/Andrzej Grygiel

„Ziobro i Gowin nie pchają się do tego muchotłuku, którym jest seraj sułtana. Dokonują wymuszonej przez okoliczności rezygnacji z podmiotowości politycznej i gotowi są do hołdu lennego” - mówi Ludwik Dorn w rozmowie z „Polska The Times”.

Dwór to seraj, bezpośrednie otoczenie sułtana. Jak rozumiem, panowie Ziobro i Gowin chcą wynegocjować takie warunki, aby uzyskać gwarancje dla swoich zespołów ludzkich, i to nie tylko na poziomie poselskim, ale także dla ludzi, którzy chcą być aktywni w polityce lokalnej, czyli w samorządach wszystkich szczebli. Jeżeli nie dostaną gwarancji, to potem terenowe struktury PiS z pełnym przyzwoleniem pana Kaczyńskiego, lecz bez jego udziału, bo on nie chce się w tym babrać, po prostu lokalnych działaczy SP i PR zarżną

—uważa były marszałek Sejmu. Według niego Jarosław Kaczyński stawia obecnie obu potencjalnym partnerom tak naprawdę dwa podstawowe, powiązane ze sobą warunki.

Po pierwsze, łączna liczba posłów wywodzących się z SP i PR w przyszłym Sejmie nie może być większa niż 7-10 osób. Po drugie, obaj panowie muszą pozdradzać siebie nawzajem oraz pozdradzać własnych ludzi - tych w Sejmie, a przede wszystkim tych na poziomie lokalnym i regionalnym. To zagwarantuje, że w przyszłym Sejmie pan Kaczyński będzie miał do czynienia ze zbiorem złamanych, zatomizowanych jednostek, które, gdyby PiS zaczął trzeszczeć, na pewno odrębnego klubu nie założą

—przekonuje Dorn. Jego zdaniem chętniejszy do wejścia w grę na takich zasadach jest Gowin, a Zbigniew Ziobro okazuje się o wiele bardziej oporny. Sam nie chce mieć nic wspólnego z jednocząca się obecnie prawicą.

Z PiS nie chcę mieć nic do czynienia. Nawet gdyby mnie chcieli, a nie chcą. (śmiech). Z tej mąki chleba nie będzie, nawet gdyby zdobyli władzę. Jestem oprócz Jarosława Kaczyńskiego jedyną chyba osobą, która uważnie przeczytała program PiS i wie, co autor ma na myśli, bo dobrze go zna. A po tej lekturze dochodzę do wniosku, że realna praktyka polityczna PiS po zdobyciu władzy byłaby równie chaotyczna i niewzmacniająca państwa, jak działania dotychczasowe pana premiera Donalda Tuska. Przyczyny byłyby inne, ale skutki podobne

—podkreśla były szef MSWiA. I dodaje:

O ile ze słabością państwa pan premier Tusk się godzi, traktując ją jako trwały i niezmienialny element rzeczywistości, to pan Kaczyński się z tym nie godzi, ja zresztą też. Jednakże obecnie jedyną odpowiedzią na problem słabego państwa jest w koncepcji politycznej PiS - Jarosław Kaczyński. Tam wprost wyłożono zamysł, że Rzeczpospolita pod premierostwem pana Kaczyńskiego ma być rządzona i kierowana tak jak PiS pod prezesurą prezesa Kaczyńskiego. [..] Jeśli PiS będzie więc u władzy, to efektem będzie bardzo przaśna, siermiężna, chaotyczna praktyka rządzenia, a skutki będą żałosne

—ciągnie Dorn dalej. I tłumaczy, że jeśli chodzi o diagnozę stanu państwa ministra Sienkiewicza, to „ona jest bliska mojej”.

Jeżeli robił to, co mówił, czyli dążył do tego, żeby tłuste misie nie czuły się bezkarne, to jest to też mój program. [..] Tylko że nagrana rozmowa jest zabawna, bo z jednej strony Sienkiewicz mówi o koordynacji, o walce z tłustymi misiami, co leje się niczym miód na moje serce. Ale okazuje się, że to są jedynie wino i frukta, a potem jest jak to w życiu i rosyjskim dowcipie „wodka i ogórcy”, czyli „załóżmy, że PiS będzie miał 43 proc., to podsypiecie kasy. [..] Tu niby mówimy o wzmocnieniu państwa, ukróceniu tłustych misiów. A okazuje się, że „konkrietno” to chodzi nam nie o nich, tylko o to, jak załatwić Kaczora. Więc będę głosował za wotum nieufności dla ministra Sienkiewicza, bo kusił Belkę

—przekonuje były marszałek Sejmu. Pod wnioskiem o Trybunał Stanu dla niego się jednak nie podpisze.

Z tego względu, że deliktu konstytucyjnego nie ma. Przy panu Marku Belce delikt jest jak malowany

—mówi. Według niego Jarosław Kaczyński nie uznaje partnerstwa.

Każda jego relacja ma charakter taktyczny, zawsze transakcja może zostać unieważniona. Wtedy władza jest rzeczywiście nieuwikłana, bo jest w próżni. Jest oświeconym rozumem politycznym, który świeci w próżniowej żarówce, a nie żywym płomieniem w ognisku, które czasami dymi, a czasami śmierdzi, parzy i sypie popiołem, co dla miłośników sterylności i nieuwikłania jest nieestetyczne albo patologiczne

—uważa Dorn. Jego zdaniem, to, że Jarosław Kaczyński nie uprawia polityki transakcyjnej, czyni go niezdolnym do rządzenia.

Ktoś, kto odrzuca wymianę społeczną, może być albo rewolucjonistą, albo twórcą chaosu

—tłumaczy. Oraz podkreśla, że mimo tego jednoczącej się prawicy życzy dobrze.

Z tego powodu, że jeśli adaptacyjny oportunista Donald Tusk czuje, że do rzeczywistości nie można się dostosować, bo ta była przyjazna, a nagle zrobiła się trudna i wroga, to jest szansa na to, że zacznie się z tą rzeczywistością mierzyć. [..] Że pojawi się pewien element sprawstwa politycznego, nie poprzez dostosowanie się , ale przez walkę. Jednocząca się prawica zwiększa siłę bodźca i może okazać się przydatna, bo Donald Tusk i Platforma przestraszą się bardziej. A jak się przestraszą bardziej, to zwiększa się szansa, że dojdzie do korekty i modyfikacji praktyki rządzenia obecnego i być może przyszłego obozu władzy

—zauważa były marszałek Sejmu.

Ryb, Polska The Times

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych