Jedynym powszechnie szanowanym marszałkiem Sejmu po 1989 r. był Wiesław Chrzanowski -– marszałek Sejmu I kadencji (1991 – 1993). Pozostali nie mieli już tej klasy, choć niektórzy próbowali nawiązywać do stylu Chrzanowskiego (Józef Zych, Marek Borowski …). Inni nawet tego nie próbowali, a niektórzy stoczyli się na pozycję partyjnych funkcjonariuszy. Do tych ostatnich należy, moim zdaniem, pani marszałek Ewa Kopacz.
Chrzanowski dobrze rozumiał tę dwuznaczność nieuchronnie wpisaną w funkcję marszałka: z jednej strony jest reprezentantem większości izby, a z drugiej –- gwarantem równych praw dla wszystkich posłów. Ponieważ zaś większość z natury rzeczy ma w izbie łatwiej (bo prawie zawsze może przegłosować opozycję w komisjach i na plenarnych posiedzeniach), marszałek wypełnią tę funkcję gwaranta raczej wtedy, gdy zabiega o prawa mniejszości, niż wtedy gdy troszczy się o prawa większości.
W czasach Chrzanowskiego taka rola była, przyznajmy, łatwiejsza o tyle, że większość, która wybrała marszałka nie musiała w czasie kadencji pokrywać się z większością parlamentarną (popierającą rząd). Nadto większość parlamentarna była w tamtych czasach dość krucha. Stąd marszałek Sejmu jako postać politycznie po trochu ekumeniczna był czymś naturalnym (co naturalnie nie umniejsza osobistej klasy Chrzanowskiego). Dziś jest trudniej, bo większość parlamentarna działa jak czołg i tego samego wymaga od marszałka.
Stąd nie mam pretensji do pani marszałek, że nie forsowała zmiany regulaminu Sejmu tak, aby umożliwić wystąpienie w Izbie kandydatowi na premiera, wymienionemu we wniosku o konstruktywne wotum nieufności. Owszem, gdyby parła w tę stronę, byłby to miły gest -– być może tak właśnie zachowałby się Wiesław Chrzanowski -– ale nikogo bardzo nie dziwi, że Ewa Kopacz w tej sprawie była formalistką. Forsowanie tej zmiany byłoby niespodzianką, ale schowanie się za procedury też nie przynosi wstydu.
Natomiast nic nie usprawiedliwia komentarzy pani marszałek po środowej debacie. Gdy marszałek Sejmu idzie do mediów, musi pamiętać, że jest konstytucyjnie drugą osobą w państwie -– a nie niżej w partyjnej hierarchii od szefa partii—premiera. W jego wypowiedziach musi dominować ton państwowy. Marszałek kieruje pracami Sejmu, ten zaś reprezentuje suwerena: „naród polski -– wszystkich obywateli Rzeczypospolitej”, jak to ujmuje Konstytucja. Czyli reprezentuje raczej demokratyczne przedstawicielstwo narodowe niż swoją partię.
Kto oglądał występ pani Ewy Kopacz w środowym programie „Fakty po Faktach” w TVN24, to wie, że było to wystąpienie partyjne. Nawet stronniczo partyjne: inną miarą mierzyła pani marszałek sejmowe przemówienie Donalda Tuska (miał prawo do mowy politycznej, mało merytorycznej), a inną przemówienie (w Sejmie, ale nie na sali plenarnej) Piotra Glińskiego (ten powinien był, jej zdaniem, mówić bardzo konkretnie, nie politycznie).
Dosyć zawstydzające to było widowisko. Co pani marszałek dyktuje postawę „ruki po szwam”. No co?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/204355-ewa-kopacz-daleko-od-marszalka-chrzanowskiego-nic-nie-usprawiedliwia-komentarzy-pani-marszalek
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.