Żyje jak król, ale zjeść woli za cudze pieniądze. O skąpstwie Radosława Sikorskiego krążą legendy

Fot. PAP/Bartłomiej Zborowski
Fot. PAP/Bartłomiej Zborowski

Skąpy jak Sikorski. Minister spraw zagranicznych nie chce oddać 500 złotych za kolację zjedzoną z Jackiem Rostowskim w luksusowej restauracji Amber Room. Gdy sprawa wyszła na jaw, obiecał że zapłaci, ale tylko za alkohol. Obaj panowie opowiadając sobie sprośne dowcipy raczyli się frykasami za 1352 zł. Za publiczne pieniądze!

Radosław Sikorski nie może uskarżać się na biedę, a przejedzona przez niego kwota to drobne w porównaniu z posiadanym przez niego majątkiem. „Fakt” opisuje wartą 4 mln posiadłość ministra oraz jego gigantyczne oszczędności.

Sikorski mieszka w XIX dworku w Chobielinie. W mającym 800 mkw domu ustawił sobie zabytkowe organy, a na ścianie powiesił portret gen. Władysława Sikorskiego twierdząc, że to jego stryj, choć - jak przypomina tabloid - generał nie miał brata.

Pałacyk otacza 14 ha ziemi. Czego tam nie ma! Można tam znaleźć zagrodę dla danieli, staw, ogród i leśniczówkę. Jest również lądowisko dla helikopterów, kort tenisowy oraz trawiaste boisko do siatkówki.

Radosław Sikorski zdołał także sporo oszczędzić. Na funduszach oraz kontach zgromadził blisko 1,3 mln złotych.

Fakt” przytacza również historię, która sporo mówi o ministrze spraw zagranicznych.

Do legendy przeszła historia, kiedy Sikorski zaprosił elitę prawicowych polityków i „podarował” każdemu swoją książkę „Prochy świętych”. Prezent miał szczególny charakter, bo każdy z gości poproszony został o… datek!

— opisuje gazeta.

Wiele o skąpstwie Sikorskiego mogą opowiedzieć również politycy.

Zaprosił mnie na obiad do hiszpańskiej knajpy

— wspomniał w wywiadzie dla tygodnika „Wprost” Witold Waszczykowski, wiceminister spraw zagranicznych w rządzie PiS.

Kiedy dobiegł końca, Radek zapytał, czy mam jeszcze kartę służbową z ministerstwa. Powiedziałem, że tak. „To zapłać” - powiedział mi, a właściwie polecił Sikorski

— opowiadał Waszczykowski.

To Sikorski w 2005 r. wprowadził w MON służbowe karty kredytowe. Jak wyliczył „Newsweek”, w ciągu roku na wizyty w restauracjach wydał ponad 20 tys. zł.

Inna historia pochodzi z roku 1992, kiedy Radosław Sikorski został wiceministrem obrony w rządzie Jana Olszewskiego. W kontekście najnowszych kulinarnych szaleństw szefa MSZ przypomina ją TVN24.

Zaprosił wtedy na obiad legendę bydgoskiej Solidarności Jana Rulewskiego, wówczas posła. Poprosił o wstawiennictwo u Adama Michnika - chciał, aby „Gazeta Wyborcza” - niechętna rządowi Olszewskiego - nie eksponowała tego, że nowy minister ma brytyjski paszport. Zaproszony Rulewski zamówił drobną przystawkę, a Sikorski trzydaniowy obiad. Na koniec rzucił: „No to co, Janku? Po połowie?”

— czytamy na tvn24.pl

Niebawem jednak Sikorski nie będzie musiał się tłumaczyć z przejadania publicznych pieniędzy w luksusowych lokalach gastronomicznych ani z posyłania funkcjonariuszy BOR po pizzę, bo - jak z kolei donosi „Super Express” szykuje sobie restaurację w… podległym mu ministerstwie. Właśnie został ogłoszony przetarg w tej sprawie.

Kucharze mają mieć doświadczenie w pracy w knajpach 4- lub 5-gwiazdkowych. Dania będą przygotowywane w resorcie, ale restauracja ma dostarczyć elegancką zastawę stołową, kieliszki oraz koniecznie świeże kwiaty

— czytamy w „SE”.

Nie zabraknie również wykwalifikowanego sommeliera, który będzie doradzał gościom w wyborze win.

MSZ tłumaczy to potrzebami organizacji „codziennych spotkań służbowych członków kierownictwa oraz przedstawicieli komórek organizacyjnych Ministerstwa Spraw Zagranicznych”.

Brzmi bardzo zawile. A nie lepiej byłoby przyznać, że chodzi po prostu o smaczne żarcie za pieniądze podatników z dala od dyktafonów i aparatów fotograficznych?

bzm/”Fakt”/”Super Express”

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.