Te rozmowy pokazują jak faktycznie wygląda demokratyczne państwo prawa: ani "demokratyczne", ani "państwo", ani "prawa"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. sxc.hu
fot. sxc.hu

Gdy zdarzy się coś ważnego, w dodatku zagrażającego poważnym interesom, od razu gra orkiestra informacyjnego zgiełku. W takim zgiełku ziarna od plew często odróżnić nie sposób. Poszukującym proponuję zatem moją interpretację głośnych nagrań.

Metodologia

Mamy zapis obszernych fragmentów dwóch rozmów, w których uczestniczyło sześć osób. Istotne są cztery z nich: szef NBP Marek Belka, szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz, b. minister transportu Sławomir Nowak, b. wiceminister finansów, odpowiedzialny m.in. za pion skarbowy, Andrzej Parafianowicz.

Donald Tusk trafnie wskazał, że to sytuacja, gdy żadna z rozmawiających osób nie wie, że jest nagrywana. To daje większą autentyczność ich zapisanym wypowiedziom.

Dlaczego te rozmowy są tak ważne? Pokazują one, jak faktycznie wygląda tzw. demokratyczne państwo prawa.

Unieważnianie praworządności

Z państwem prawa mamy do czynienia, gdy instytucje kontrolne działają zgodnie z zapisanymi regułami, a przestępstwa są karane. Tymczasem Nowak z Parafianowiczem rozmawiają tak, jak gdyby ustalali unieważnienie niektórych prawnie zapisanych procedur. Na obawy Nowaka, że postępowanie skarbowe da efekty dla niego i żony niekorzystne, Parafianowicz mówi: „Zablokowałem to”. Gdy instytucje wykrywające przestępstwa są blokowane, można bezkarnie robić szkodliwe społecznie rzeczy – np. nielegalnie się bogacić. Ale gdy ludzie obozu władzy koncentrują swą energię na nieuczciwym bogaceniu się, wtedy jakość rządzenia jest podła i obywatele zaczynają odmawiać władzy poparcia.

Zawieszenie demokracji

O to poparcie chodzi w drugiej rozmowie. Istotą demokracji jest możliwość zmiany jednej ekipy rządzącej na inną drogą wyborów. Obywatele decydują o tym, komu udzielić poparcia, bazując na swej ocenie sytuacji w kraju, ocenie jakości pracy rządzących. Dokonując takich ocen, w znacznej mierze kierują się – jak trafnie minister Sienkiewicz zauważył – stanem swojego portfela. Biorą pod uwagę to, czy mają pracę i co są w stanie kupić za otrzymywaną płacę. Złe rządzenie, złe ustawy przyczyniają się do utraty miejsc pracy, do marnotrawstwa zasobów, do gospodarczego zastoju.

Ale rzeczywisty obraz sytuacji kraju można uszminkować, jeśli w gospodarkę zostaną wpompowane niewypracowane przez społeczeństwo środki finansowe. Banki i inne instytucje finansowe nie kupią nieograniczonej liczby rządowych obligacji, ale ten hamulec można usunąć, jeżeli obligacje kupować będzie bank centralny za drukowane przez siebie pieniądze. A to da rządzącym więcej czasu na nielegalne bogacenie się. O takiej właśnie metodzie „zawieszenia” demokracji rozmawiają szef MSW z szefem banku centralnego. Zmieniając ustawowe ograniczenia emisji pieniądza – służące zdrowej gospodarce i bezpieczeństwu finansów publicznych – można na jakiś czas stworzyć wrażenie, iż kondycja kraju jest lepsza niż w rzeczywistości.

Fikcyjne państwo

„Silna Polska w bezpiecznej Europie” – to hasło Platformy w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego. Ale minister Sienkiewicz w to nie wierzy:

Polskie państwo istnieje teoretycznie. Praktycznie nie istnieje, dlatego że działa poszczególnymi fragmentami. Nie rozumiejąc, że państwo jest całością.

Nasz prezydent?

O Biurze Ochrony Rządu minister Sienkiewicz, któremu to Biuro teoretycznie podlega, mówi:

Chodzi o instytucję, której się nikt nie dotykał przez lata. Wszyscy, którzy pracują w BOR-ze, mają syndrom sztokholmski. Niech to zostanie między nami, ale odebrałem 15 telefonów od najważniejszych ludzi w tym kraju, żebym broń Boże nie robił krzywdy, więc mam wykręcone ręce. I zbieram za ewidentne wpadki formacji. Nikt się nie interesował, jak wygląda szkolenie, jak są finansowani, bo syndrom sztokholmski zapewnia bierność i symbiozę, gdzie fakty się nie liczyły. Gdybym był ministrem spraw wewnętrznych na początku czteroletnich rządów, toby to wyglądało inaczej, ale ja nie bardzo mogę pozwolić sobie na głębokie reformy w służbie, od której dyskrecji zależy wiele, he, he, istotnych decyzji w tym kraju na kwartał przed wyborami, bo to jest samobójstwo, he, he.

W czerwcu 2011 r. prezydent Komorowski mianował szefa BOR-u gen. Mariana Janickiego na wyższy stopień generalski. W świetle słów Sienkiewicza rzecz nabiera przykrego sensu. Nasuwa się pytanie, czy mogła to być cena za milczenie Janickiego. Kto – i w jaki sposób – wykręcił ręce prezydentowi RP Bronisławowi Komorowskiemu? Czy bez wyjaśnienia tej sprawy prezydent może pełnić funkcję niezależnego arbitra stron politycznego sporu?

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych