Od tygodnia (może dłużej) przeróżne media epatowały mnie informacjami o skandalicznym zamachu na wolność słowa, wypowiedzi artystycznej i cenzurze prewencyjnej rodem z najczarniejszych czasów Świętej Inkwizycji. Z drugiej strony czytam i słyszę o bluźnierczej sztuce, ataku na Kościół, szydzeniu z wartości religijnych.
Wszystko za sprawą przedstawienia „Golgota Picnic” lewicowego argentyńskiego artysty Rodrigo Garcii. Spektakl nie został pokazany na festiwalu Malta. Nie doszło też do jego prezentacji w Lublinie. A to na skutek pogróżek środowisk kibicowskich. A to za sprawą protestów ze strony Kościoła. Spektakl wyprzedziła bowiem fama o jego obrazoburczej treści.
Odwołanie spektaklu - (wydarzenie umówmy się niewielkiej rangi w skali kraju) stało się pretekstem do histerycznych protestów lewicowego establishmentu. Że zamach na wolność twórczą, że cenzura, że Ciemnogród..W porannych dyskusjach publicystów w TOK FM temat Golgoty był motywem przewodnim, czasem nawet przed sprawą afery taśmowej.
Ostatecznie część oburzonego światka artystycznego doprowadziła do odczytania tekstu niewystawionej sztuki na placu Defilad w Warszawie. Nie byłam na tam ale, ponieważ uczono mnie przez wiele lat mojej okołoteatralnej edukacji, że każde dzieło podlega ocenie, ale podstawą tej oceny jest jego znajomość - zadałam sobie trud i wysłuchałam owego odczytania za pośrednictwem radia. (RDC zorganizowało dziś transmisję na żywo).
Szumnie anonsowane wydarzenie rozpoczęło się z kilkunastominutowym opóźnieniem. W tle słychać było trąbki, gwizdy, fragmenty pieśni religijnych. W końcu rozpoczęło się czytanie tekstu. Szczerze mówiąc po wszystkich zapowiedziach, których nasłuchałam się w prywatnych i państwowych telewizjach, a dziś szczególnie w TVP Info, które uczyniły z Golgoty – temat dnia - spodziewałam się jakiegoś ostrego antyreligijnego manifestu.
Tymczasem to co usłyszałam było dość patetycznie przeczytanym … bełkotem. Ciąg słów, budujących obraz zdegenerowanego świata, choć bez przekleństw i nachalnych odniesień religijnych. Były wzmianki o Pasji św. Mateusza, ale raczej jako o utworze muzycznym, za to głębszego sensu trudno się było w tym dosłuchać.
Ten postmodernistyczny strumień świadomości po prostu męczył. I nudził. Zaskakiwała jedynie emfaza i patos z jakimi interpretowali go warszawscy aktorzy. Oczywiście to był tylko fragment. Ale, że taki właśnie zaistniał w przestrzeni publicznej – mam prawo go oceniać.
Być może, gdyby Garcia napisał taką sztukę 100 lat temu byłby wielkim wizjonerem obalającym mury i łańcuchy zmurszałych konwencji. Nie ma jednak nic mniej twórczego niż kolejna sztuka postmodernistyczna w zdominowanym przez postmodernizm świecie. Jak gdyby artyści zapomnieli o starej zasadzie, że ten kto pierwszy przyrównał kobietę do róży – był poetą. Ale setny jest już tylko grafomanem…
Pod całej tej prezentacji poczułam się tak jak w trzecim akcie Mrożkowego Tanga. Gdy wszystko jest obalone i nie ma już nic do obalenia… Nie ma nic bardziej męczącego niż ten wieczny – przepraszam za modne słowo – dekonstrukcjonizm i wszechobecny nihilizm. Oczywiście nie widziałam całego dzieła, choć znam dość bulwersujące fotosy z jego francuskiej edycji. Nie mam pewności czy obrażają moje uczucia religijne, ale poczucie dobrego smaku - na pewno.
Tym bardziej groteskowy jest awans tego właśnie spektaklu do symbolu sztuki przez wielkie „S”. Wydarzenia przez, które ludzie wychodzą na ulicę.
Choć jest też jasna strona tego nieszczęsnego eventu. Właściwie należałoby się cieszyć, że w naszym dość zobojętniałym społeczeństwie, ganionym za ten tak ponoć piętnowany w utworze Garcii konsumpcjonizm – ludziom chce się spierać i kłócić w sprawie wartości najwyższych. Sztuka, wolność słowa, Bóg, uczucia religijne – jeśli te pojęcia potrafią oderwać kogoś od serialu, gazety, czy kolejnej gry komputerowej to znaczy, że nie jest jeszcze z nami tak źle. A oburzeni protestami artyści powinni się cieszyć, że wywołali takie emocje. Wszak o ich budzenie chodzi podobno w sztuce…
Problem w tym, że jest nurt współczesnych twórców, który z jednej strony uwielbia szokować, z drugiej strony nie toleruje rezultatów takiego szoku… Czym innym są bowiem manifestacje, transparenty, pikiety? Czyli my was po głowie, a wy klaszczcie, bo inaczej jesteście nietolerancyjni…
Szkoda tylko, że do takich przejawów społecznego zaangażowania sprowokowało dzieło o tak marnej – jak się wydaje – wartości artystycznej…
A może nie o sztukę tu chodzi. Wszak tak naprawdę poznała ją dotąd wąska grupa osób. Być może to rzeczywiście starcie dwóch kultur? Tej tradycyjnej i tej neoliberalnej? A sztuka to tylko mimowolny pretekst…
Być może przeciwnicy spektaklu przesadzają przypisując mu jednoznacznie bluźnierczy charakter. Ale nie sposób nie zgodzić się z argumentami, że gdyby użyto w nim symboli innych religii – islamu, czy religii żydowskiej – zapewne głosy protestu posypałyby się dzisiaj z tych samych kręgów, które dziś wynoszą ją na piedestał.
W całym tym zamieszaniu najbardziej bulwersuje mnie fakt, że trzeciorzędny spektakl, stał się medialnym wydarzeniem nr 1 - zaledwie dwa tygodnie po wybuchu największej w III RP afery na najwyższych szczeblach władzy. W dwa dni po przegłosowaniu wotum zaufania dla skompromitowanego rządu. Nie przepadam za spiskowymi teoriami, ale zaczyna wyglądać to na jakąś celową przykrywkę.
Niestety w scenariusz ten mimowolnie wpisują się też przeciwnicy Garcii, przysparzając mu swoimi pieśniami i transparentami niezasłużonej reklamy. Warto walczyć o wartości i przekonania. Ale szkoda energii na promowanie kiczu. W tym absurdalnym spektaklu czas najwyższy, by spadła już kurtyna. Kurtyna milczenia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/202728-golgota-dobrego-smaku-i-piknik-histerii-czyli-absurdalna-reklama-trzeciorzednego-dziela
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.