Premier postępuje racjonalnie – ma większe szanse przetrwania broniąc obu ministrów, niż rzucając ich na pożarcie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. KPRM / M. Śmiarowski
Fot. KPRM / M. Śmiarowski

Przez tzw. „naszą stronę” przetacza się fala tryumfu. Przekonanie, że tym razem to demoniczny Tusk jest już naprawdę skończony, a gwoździem do jego trumny była decyzja o niedymisjowaniu Sienkiewicza i Sikorskiego – spośród czynnych polityków PO jak dotąd najbardziej skompromitowanych w aferze podsłuchowej. Przestrzegam przed takimi emocjami i takimi wnioskami.

Oczywiście, taktyka pt. „zęby w tynk” i utrzymywanie na stanowiskach ludzi, którzy ewidentnie powinni je stracić (szef MSW za to, że podległe mu służby dopuściły do podsłuchów, a szef MSZ za zakwestionowanie fundamentalnej linii polskiego rządu w polityce zagranicznej) bardzo wielu się nie spodoba, i Platforma odnotuje zapewne straty sondażowe. Być może dotkliwe.

Ale znacznie ważniejsze jest to, że dymisjonując obu ministrów Tusk dopuściłby do zadania dotkliwego ciosu w samo jądro swojej wewnętrznej grupy. I Sienkiewicz, i Tusk to nie są jacyś tam byle platformerzy. To ludzie pełniący niezwykle ważne funkcje, z premierem osobiście związani. W dodatku wiedzący bardzo wiele, więc trudno kontrolowalni po ewentualnym wyautowaniu.

Co jednak chyba najważniejsze – owo wyautowanie obu szefów resortów oznaczałoby wysłanie do i tak zaniepokojonego obrotem sytuacji aparatu Platformy sygnału „nikt nie może być bezpieczny”. A to mogłoby uruchomić procesy, nad którymi Donald Tusk mógłby już nie zapanować. System, już i tak słabnący, zacząłby się dekomponować w przyspieszonym tempie. Jedni zaczęliby się oglądać na Komorowskiego (na razie to zjawisko jest bardzo ograniczone, bo w Polsce to premier, a nie prezydent ma możliwość wiązania z sobą polityków i urzędników przeróżnymi konfiturami), inni – na opozycję. Jeszcze inni chcieliby się zabezpieczyć w odmienny sposób, i zaczęliby po prostu kraść już bez oglądania się na cokolwiek. Czego nie dałoby się ukryć.

Wszystko to razem nie ułatwiłoby, tylko utrudniło Tuskowi opanowanie sytuacji. Teraz jeszcze ludzie władzy w sporej części wierzą w to, że premier da radę. Mówi im to ich zbiorowa pamięć z ostatnich siedmiu lat. „Przecież już tyle razy wydawało się, że jest koniec, a za każdym razem Donald nas wyprowadzał z każdej opresji, z każdej zasadzki” – myślą. Ale gdyby premier poddał się histerii i nastrojom kapitulanckim, gdyby zaczął potęgować wrażenie, że afera jest monstrualna a system się wali (zaś ewentualne zdymisjonowanie ministrów byłoby właśnie tak odbierane) – sami platformersi zaczęliby popadać w panikę.

Straty sondażowe, przy sporej dozie szczęścia i zręczności, może dać się odrobić (ludzie mają krótką pamięć…). Zaś utrata kontroli nad aparatem – to pewna zagłada.

Tusk postępuje racjonalnie. Nie wiem, czy opanuje kryzys. Ale z pewnością ma na to większe szanse, utrzymując obu skompromitowanych ministrów, niż dymisjonując ich. Takie są dziwne zasady polskiej polityki.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych