Afery, w której władza nielegalnie umawiała się z koncernem medialnym na zmianę prawa, by ów koncern mógł przejąć największą telewizję i zażądała za to łapówki nie nazywamy -– zgodnie z głównymi stronami dealu — aferą Millera—Michnika, ale — od imienia listonosza — „aferą Rywina”. I choć Sejm RP, w wyniku długiego i jawnego śledztwa, ustalił kto z kim dealował, panowie MM wylądowali miękko, dziś uznawani są za czyściochów.
Aferę, w której władza nielegalnie umawia się z szefem banku centralnego na złamanie konstytucji, w zamian za dymisje ministra finansów i zmiany w ustawie dające możliwości obchodzenia prawa (czyli zakup przez NBP obligacji na rynku wtórnym, skoro pierwotny zakazany) po to, by partia opozycyjna nie przejęła władzy — wciąż nie nazywamy -– od nazwisk głównych graczy „aferą Tuska-Belki”, ale „aferą „taśmową”, czy jakoś równie bezradnie. Znane choćby z paktu Hitler-Stalin, dla niepoznaki zwanego paktem Ribbentrop-Mołotow, operacje na języku są w lewackiej socjotechnicznej narzędziowni ważnym sposobem maskowania szwindli. Może jednak tym razem zauważmy wetkniętą nam w oko belkę, może nie damy po raz kolejny wmówić sobie, że to „afera taśmowa”, „afera podsłuchowa”, czy afera „Sowy i kelnerów” ? To „afera Tuska-Belki” i tak ją trzeba nazywać.
Po chwilowym szoku sprzed kilku dni, cyngle propagandy otrzepali się łajna pryskającego od rządowej strony i zakrzyknęli, że to przecież czysta ambrozja i perfumy. Niezawodni Jacek Żakowski, Janina Paradowska, Paweł Wroński czy Waldemar Kuczyński bija własne rekordy serwilizmu, rugają nierozważnych i lżą dociekliwych, w gorączkowym pośpiechu osłonę medialną stawiając na nowo.
A jest sporo do zamaskowania. Zwłaszcza, że nie ma pewności kto się z kim pod dywanem gryzie i kto wyznaczył Sylwestra Latkowskiego na męża opatrznościowego wolności słowa. Przypomnę, że po półrocznym „dziennikarskim śledztwie” Gazety Wyborczej i ujawnieniu korupcyjnej propozycji Lwa Rywina, ruszyła lawina (lewina?) –- powstała sejmowa komisja, której przewodniczący Tomasz Nałęcz, przy licznych zastrzeżeniach, dawał jednak możliwość realnego dociekania prawdy. Wydawało się, że działa u nas standard światowy, oczywisty model funkcjonowania demokratycznego państwa, które potrafi leczyć swą ciężką chorobę. Ale geniusz Donald Tusk stworzył nowy model komisji sejmowej, takiej, w której władza ma absolutną większość i -– przy pomocy całkowicie dyspozycyjnych, nie baczących na swą groteskowość, figur jak Mirosław Sekuła — korzysta z niej, by spektakularnie ukręcić łeb każdej sprawie. A „zaprzyjaźnione” media jej gorliwie potakują.
Czy w narodzie jest dziś energia, czy w opozycji jest dziś determinacja, by zmusić także partie rządzące do udziału w poszukiwaniu prawdy jak dekadę temu? By -– także wśród części polityków partii rządzących -– odnaleźć resztki przyzwoitości? A ich wyborcom pokazać jaki mają wybór?
Gdy jasne już było, że Mumia Wolności nie daje gwarancji trzymania okrągłostołowego urządzenia III RP i w swej sklerozie grozi fikołkiem całego układu, oficerowie SB zainspirowali powstanie Platformy Obywatelskiej. Znalazło się w niej wielu ludzi z patriotycznym entuzjazmem, wielu uczciwych państwowców (Płażyński, Gilowska, Rokita, Gowin…). Ale od roku 2004 PO przeszła potężną ewolucję i na lata stała się gwarantem trwania tego, co Adam Michnik, Wojciech Jaruzelski, Bronisław Geremek, Czesław Kiszczak i Lech Wałęsa w roku 1988 ustalili. Wielu jej wyborców nie zauważyło tego faktu. Pi-arowski geniusz Donalda Tuska, który kłamie tak skutecznie, jak nikt przed nim i rozmontowuje Polskę niepostrzeżenie dla większości Polaków stał się wielkim zwycięstwem szakali i sępów żywiących się ciałem jeszcze żywego organizmu.
Ale po latach żeru, zniszczenia są coraz większe. Wiarygodność Wodza Szakali i Sępów spadła poniżej progu bezpieczeństwa, stał się groteskowy. Stał się więc niebezpieczny. Zapadła decyzja o wymianie. Wymieniany jednak broni się, zapewne przekonuje, że wywracanie go może wywrócić całą konstrukcję. Stąd „opamiętanie” gazetowych pałkarzy, którzy już myśleli, ze jest rozkaz „zabić”, a nagle usłyszeli komendę „czekaj!”
Trwa próba sił. Dowodem skuteczności Wodza Szakali jest prosty fakt, że nadal jest skuteczny. Że rozgorączkowana dziennikarska gromada biega za ochłapem pt. ”szarpanina w redakcji”, a tymczasem Kulczyk przejął Ciech, Rosjanie przejęli Azoty, a ustalenia ministra Sienkiewicza i prezesa Belki są punkt po punkcie, być użyć ulubionego zwrotu premiera — „bardzo precyzyjnie” realizowane. Czyż to nie jest kolejny dowód skuteczności?
Afera Millera-Michnika tym więc różni się od afery Tuska-Belki, co rak zaleczony od gangreny niezauważonej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/201709-czym-rozni-sie-afera-millera-michnika-od-afery-tuska-belki-pierwsza-zatrzymano-druga-trwa-w-najlepsze
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.