Piotr Cywiński dla wPolityce: Jedna baba drugiej babie… Niektórzy dziennikarze pojmują swą rolę i zadania jako misję tłumaczenia innym tego, czego sami nie pojmują

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

„Wolność prasy jest przydatna tylko wtedy, gdy istnieją niewygodni dziennikarze. Problemem nie są ci krytyczni, lecz ci mili, którzy opanowali sztukę uwiarygodniania wszystkiego, co rząd uważa za właściwe” — pisał ceniony, szwajcarski politolog i publicysta Gerhard Kocher.

Monika Olejnik była miła. Jej sympatia dla rządu Donalda Tuska nie budziła dotąd żadnych wątpliwości innych „miłych”. A tu nagle taki numer: po ujawnieniu zakulisowych rozmów polityków przez Wprost i wielogodzinnym okupowaniu tej redakcji przez wysłanników prokuratury i ABW, zszokowana redaktor Olejnik ośmieliła się skrytykować pana premiera. Niebywałe! Jak śmiała?

„Nie lubię dziennikarzy wrzeszczących na premiera”- zareagowała natychmiast w TVP Info oburzona koleżanka redaktor Janina Paradowska. W kwestii formalnej, nie tylko ja słyszałem wypowiedź Olejnik na prasówce z Tuskiem i nie tylko ja mogę poświadczyć, że z wrzaskiem nie miało to nic wspólnego. Było to wyrażenie dezaprobaty, notabene tonem łagodniejszym i mniej zaczepnym, niż w jej studyjnych rozmowach z przedstawicielami opozycji. Jednak w tych akurat przypadkach Paradowska niczego niestosownego nie widziała…

Mnie, owszem, irytowało, nie tyle czołganie na ekranie przez Olejnik przeciwników rządu PO, którzy sami pchali się do jej studia jak na rzeź baranów, ile - jak kiedyś pisałem - „lekceważenie rozmówców, arogancja, brak kultury i jaskrawa tendencyjność”, co stanowiło „doskonały materiał ilustracyjny dla studentów dziennikarstwa, czego należy wystrzegać się w tym zawodzie”.

Za te właśnie grzechy nazwałem Monikę Olejnik „bazarową królową Kropki nad i” i „kosztownym analogowym teleprompterem rządowym”. Tym razem jednak zdejmuje czapkę z głowy: w imię dobrze pojętego, nadrzędnego interesu, Monikę Olejnik stać było na solidarność ze zdecydowaną większością środowiska dziennikarskiego, choć z pewnością nie kocha naczelnego Wprost Sylwestra Latkowskiego. Najście prokuratury i ABW na jego redakcję było, i tak też jest odbierane w cywilizowanym świecie, bezprzykładnym od 1989 r. atakiem na wolność słowa i niezależność mediów w Polsce.

Ciekaw jestem reakcji Paradowskiej, gdyby za rządów PiS, w przeszłości czy w przyszłości, policjanci wtargnęli „zgodnie z prawem” - jak utrzymują kauzyperdy Tuska - do redakcji Polityki, wykręciliby Jerzemu Baczyńskiemu ręce i próbowaliby zabrać wszystkie „nośniki informacji”, w tym laptopa pani Janiny… Już słyszę uszami wyobraźni ten wrzask.

Tymczasem, zdaniem Paradowskiej, to Olejnik „wrzeszczy”. Mało tego, jak wytłuściła w tytule Gazeta Wyborcza: „Paradowska ostro o zachowaniu Olejnik w stosunku do Tuska: Pokazała chamstwo i agresję”…Do streszczenia tej publikacji wystarczy następujący cytat: „Nie rozumiem, dlaczego doświadczona dziennikarka wpisuje się w tę karczmę obrzydliwości i ten wiec, który się tam dział. Jak się jest emocjonalnym, to się nie chodzi na takie konferencje prasowe”…

A fuj! Zabrakło mi tylko stwierdzenia w stylu posła Stefana Niesiołowskiego, że Paradowska brzydzi się dziś brać do ust nazwisko gospodyni „Kropki nad i”. Gospodyni Superstacji i Dziennikarka Polityki zmarnowała okazję, by choć raz przez chwilę pomilczeć.

Afera podsłuchowa zatacza coraz szersze kręgi i wykracza daleko poza granice naszego kraju. Co znamienne, obcojęzyczne media koncentrują się przede wszystkim na kompromitujących wypowiedziach potajemnie nagranych polityków..

„Ten skandal podał w wątpliwość uczciwość i kompetencję rządu, wartości, którymi PO miała przekonywać do siebie wyborców (…)” - skwitował renomowany, brytyjski, dziennik The Economist. Pomijając karykaturalną nieudolność służb mających zapewniać bezpieczeństwo wewnętrzne w naszym kraju, w państwach należycie funkcjonującej demokracji takie zakulisowe machinacje i kupczenie publicznymi pieniędzmi z udziałem prezesa banku emisyjnego dla utrzymania się partii rządzącej u steru władzy spowodowałyby polityczne trzęsienie ziemi, byłyby powodem do natychmiastowego odwołania ze stanowisk poszczególnych ministrów lub do dymisji całego gabinetu.

Dla przypomnienia, podobna akcja policji w 1962 r. (sic!) w Niemczech, w redakcji tygodnika Der Spiegel, wywołała masowe protesty przeciw ograniczaniu wolności słowa i niezależności mediów (choć i wtedy rząd federalny miał swoich „miłych” w środowisku dziennikarzy), i skończyła się uwolnieniu autorów krytycznych publikacji oraz dymisją ministra obrony Franza Josefa Straussa. W kwestii formalnej, poszło o demaskatorski tekst na temat zdolności obronnej Bundeswehry i NATO, w której wykorzystano zdobyte przez dziennikarzy, tajne dokumenty.

Czym skończy się, jak napisał The Economist, „Polish politics Vistulagate”, rozpoczynając odredakcyjny komentarz od przytoczenia ultimatum Marka Belki, dotyczącego „hrabiego von Rostowskiego” - „MY CONDITION, excuse me, is the dismissal of the finance minister”? Dziennik zdziwił się „uderzająco nijakim” brakiem reakcji Rady Polityki Pieniężnej w Polsce, nawiązał też do słów premiera, który w ujawnionych nagraniach dopatrzył się „próby nielegalnego obalenia rządu” i odmówił odwołania ministra Bartłomieja Sienkiewicza.

„Czy Tusk jest w stanie uciszyć burzę bez dymisjonowania żadnego z uczestników afery?” - spytał retorycznie The Economist, bez próby udzielenia odpowiedzi, poza ogólnikowym sformułowaniem, że afera „położy się cieniem” na nadchodzących wyborach.

Jaki będzie jej skutek, zarówno w odniesieniu do blamażu polityków i podległych im służb, jak i respektowania wolności słowa i niezależności mediów w naszym kraju? Zależy to także od nas, dziennikarzy, od naszej determinacji i konsekwencji w walce z tego rodzaju wynaturzeniami, od właściwego rozumienia naszej publicznej misji. Tymczasem, zamiast merytorycznej postawy w tych fundamentalnych kwestiach, redaktor Paradowska odsądziła od czci i wiary koleżankę Olejnik, na zasadzie (z góry przepraszam za to porównanie, jednak jest ono adekwatne do niewybrednej krytyki pod jej adresem), jedna baba drugiej babie…

Niestety, wygląda na to, że w tych burzliwych chwilach niektórzy dziennikarze pojmują swą rolę i zadania jako misję tłumaczenia innym tego, czego sami nie pojmują. Że jeszcze raz wrócę do cytatu Kochera: „Wolność prasy jest przydatna tylko wtedy, gdy istnieją niewygodni dziennikarze. Problemem nie są ci krytyczni, lecz ci mili, którzy opanowali sztukę uwiarygodniania wszystkiego, co rząd uważa za właściwe”.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych