Wielka bitwa o Pałac Prezydencki. Bronisław Komorowski swoją kampanię rozpoczął już w dniu pogrzebu Wojciecha Jaruzelskiego

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Lech Muszyński
PAP/Lech Muszyński

Wybory prezydenckie zbliżają się wielkimi krokami – późną wiosną 2015 roku Polacy będą wybierać ponownie głowę państwa. I o ile Platforma Obywatelska ma już kandydata, to reprezentant PiS, czy w ogóle prawicy nadal pozostaje zagadką. Jeżeli obóz konserwatywny zamierza podjąć skuteczną walkę z Bronisławem Komorowskim powinien jak najszybciej zacząć promować swojego kandydata.

Bronisław Komorowski swoją kampanię rozpoczął już w dniu pogrzebu Wojciecha Jaruzelskiego, gdy w czasie przemówienia w kościele w ciepłych słowach wyrażał się o zmarłym generale, co było ewidentnym zwróceniem się do elektoratu postkomunistycznego. Kilkanaście dni później podczas wystąpień z okazji 4 czerwca, w tym przemówienia przed Zgromadzeniem Narodowym, zapowiedział szereg inicjatyw ustawodawczych, co z kolei było skierowane do elektoratu centrowego i prawicowego. Jeżeli dołożyć do tego ogromne wsparcie medialne, jakim jest obdarzany obecny prezydent, pokonanie Komorowskiego wydaje się rzeczą trudną choć wcale nie niemożliwą.

Aby realnie powalczyć o zwycięstwo prawicy trzeba dwóch rzeczy: dobrego kandydata oraz mocnej, zdecydowanej kampanii i to rozpoczętej jak najszybciej. Wiadomo już niemal ze 100% pewnością, że Jarosław Kaczyński nie będzie ubiegał się o urząd prezydenta RP. Jego celem jest objęcie teki premiera po przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. I tu pojawia się pytanie: kto zatem będzie kandydatem prawicy? Piszę prawicy, bo jest dla mnie oczywiste, że powinien to być jeden, kompromisowy kandydat.

Jak się kończyły rozłamy widać bowiem po ostatnich wyborach do europarlamentu. Kiedyś takim kandydatem byłby najpewniej Zbigniew Ziobro. Jeżeli nie wróci do PiS i nie nawiąże z tą partią współpracy w jakiejkolwiek formie, to można się spodziewać, że wystartuje w wyborach z ramienia Solidarnej Polski. Najprawdopodobniej, jeśli dojdzie do współpracy Gowina z Kaczyńskim, to Polska Razem nie wystawi swojego kandydata, tylko poprze tego, którego wskaże PiS, a w zamian, o czym się mówi, partia Jarosława Kaczyńskiego miałaby poprzeć kandydaturę byłego ministra sprawiedliwości w walce o fotel prezydenta Krakowa.

Największym problemem będzie rozpoznawalność kandydata prawicy, a najgorsze co może się powtórzyć, to podzielenie losu Czesława Bieleckiego. W 2010 roku startował on jako bezpartyjny kandydat na prezydenta stolicy popierany przez Prawo i Sprawiedliwość. Niewielka rozpoznawalność Bieleckiego (skądinąd bardzo dobrego kandydata) przyczyniła się do porażki PiS w stolicy. Wynik w okolicach 23% był z pewnością dotkliwym policzkiem, a na powtórkę Jarosław Kaczyński nie może sobie pozwolić.

Newsweek napisał w tym tygodniu, że w grze o prezydenturę z ramienia prawicy jest kilka nazwisk, wśród nich: prof. Piotr Gliński, Marek Jurek, prof. Zyta Gilowska, prof. Zdzisław Krasnodębski i Andrzej Duda. Choć do doniesień Newsweeka należy podchodzić z dużą ostrożnością, to można znaleźć w nich punkt zaczepienia. Myślę też, że trzy ostatnie nazwiska można odrzucić. Zyta Gilowska jak wiadomo borykała się z problemami zdrowotnymi, a poza tym może przydać się w przyszłym rządzie, podobnie jak Andrzej Duda, który był wymieniany jako potencjalny minister sprawiedliwości. Z kolei profesor Krasnodębski jest zbyt mało rozpoznawalną osobą, a przy tym dużo bardziej pasuje do niego rola naukowca niż prezydenta. Poza tym nie wykazywał do tej pory większych politycznych aspiracji.

W ten sposób na placu boju zostają dwaj potencjalni kandydaci: prof. Piotr Gliński i Marek Jurek. Obaj mają opinię opanowanych, rzeczowych ludzi, nie budzących negatywnych emocji, na których ciężko znaleźć coś kompromitującego, choć z pewnością Glińskiemu będą mogli wytykać jego dwuletni epizod w UW i spróbuje się go przedstawić jako marionetkę prezesa. Z kolei Jurkowi będą próbować wytykać jego zdecydowane poglądy na temat rodziny i roli Kościoła w życiu publicznym. Jednak takie zarzuty dla większości opinii publicznej na zrobiłyby większego wrażenia. To, co obu łączy to także problem wciąż stosunkowo małej rozpoznawalności, stąd tak pilna jest sprawa jak najszybszego wyłonienia kandydata i rozpoczęcia kampanii.

Większe szanse na start w wyborach prezydenckich ma jednak prof. Gliński. Marek Jurek jest teraz w europarlamencie i z tej pozycji trudno byłoby mu prowadzić kampanię. Gliński jest na miejscu, a poza tym prezes już kilkakrotnie wskazywał, że to on będzie kandydatem PiS. Dystyngowany profesor socjologii może się okazać strzałem w dziesiątkę: odpowiednio zaprezentowany elektoratowi PiS, może zyskać jego całkowite poparcie, może przyciągnąć centrum, a nawet część środowisk liberalnych i jako taki będzie silną konkurencją dla Komorowskiego, co z pewnością wyjdzie w organizowanych debatach przed wyborami.

Warto przypomnieć, że w 2005 roku były sondaże, które dawały Donaldowi Tuskowi zwycięstwo w pierwszej turze. Ostatecznie zwyciężył wówczas Lech Kaczyński. W 2010 roku po rozpisaniu przedterminowych wyborów prezydenckich sondaże także (jeszcze częściej niż w 2005 roku) dawały zwycięstwo w pierwszej turze Bronisławowi Komorowskiemu. Jarosław Kaczyński z poziomu niskiego poparcia zdołał jednak nawiązać równorzędną walkę. Skończyło się na drugiej turze i to ostatecznie z zaskakująco niewielką różnicą. Zatem zwycięstwo kandydata prawicy w 2015 roku leży w zasięgu możliwości. Jedno jest pewne: trzeba się śpieszyć, bo każdy dzień zwłoki gra na niekorzyść opozycji. W pewnym momencie obóz Komorowskiego może uzyskać taką przewagę, że nawet najlepsza, pozbawiona jakichkolwiek wpadek kampania kandydata prawicy może okazać się do niczego nieprzydatna.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych