Teren atomowego gruzowiska. "Szukamy wzorców, ale nie sięgamy do polskiej tradycji"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Ostatnia dekada zapisała wiele wydarzeń w Polsce. Wybierzmy więc trzy z nich: pogrzeb gen. Wojciecha Jaruzelskiego, przyjazd prezydenta USA Baraka Obamy  i obchody rocznicy solidarnościowej. Wszystkie są z sobą powiązane, choć może wydawać się inaczej. Zanim jednak przejdę do meritum, jak zwykle, konieczne są odpowiednie zastrzeżenia i wstęp. Bez nich bowiem interpretacja może okazać się zupełnie odmienna od intencji autora.

Wstęp i zastrzeżenia

Obserwując wydarzenia w Polsce, dwie rzeczy aż biją po oczach: język, krótka perspektywa i bezradność. Język odwołuje się do opisu głównie emocjonalnego (z takim mamy do czynienia od początku PRL) i doraźnej terminologii. Nie trzeba dodawać, że ten typ reakcji werbalnej wyłącza zdrowy rozsądek, szeroko otwiera drogę wszelkiemu populizmowi, zwykłej głupocie, chęci popisywania się lub obronie tych interesów, które nie maja nic wspólnego z polską racja stanu. Gdy zaczynamy analizować ów język (zwłaszcza medialny), dochodzimy do wniosku, że zatracił on potrzebę subtelności, a ci którzy się nim posługują porzucili intencję dialogu, odniesień do przeszłości, a także potrzebę samej wiedzy. Na takim poziomie nasza rozmowa traci sens, przeradza się w krzyk, a w pamięć zapada wyłącznie to, co powiedziano dosadnie, przy czym owo „dosadnie” nie oznacza trafnie. Prostackie to!

Krótka perspektywa (opis narzucony przez dwie ostatnie epoki, przez regionalizm, małe ojczyzny, brak znajomości własnych dziejów itd.) ściśle wiąże się z bezradnością. Zależność jest następująca: nie odwołujemy się do przeszłości nie znamy recepty na przyszłość. I koniec! Dalej jest już biała plama, grille i piwo. Brak wiedzy historycznej utrudnia analizę dziejową i zaciemnia właściwą perspektywę widzenia i osądu. Klasycznym przykładem są dyskusje na temat II RP. Dosadnie mówiąc, stary komunistyczny filtr dziś jest bardziej skuteczny niż społeczne wyczucie proporcji kulturowych, a nawet sama wiedza historyczna na ten temat. Stosunek wielu dyskutantów do okresu międzywojennego przypomina topografię pionową w trzecim sektorze na „Łączce”, gdzie szkielety UB-SB-eków blokują dalsze prace ekshumacyjne. Świat II RP oraz świat PRL i III RP, to dwie zupełnie odmienne i nieporównywalne ze sobą rzeczywistości. Tak nieporównywalne, jak niepodległość i podległość, jak człowiek wolny i niewolnik. Wszelka, tak dziś nie wymagająca wysiłku relatywizacja, ośmiesza rozmówcę. Likwidacja polskiej tradycyjnej inteligencji w czasie II wojny miała cechy wojny prewencyjnej. Dziś nasi wrogowie nie muszą już się zbytnio wysilać.

W tym ogólnym klientelizmie”, „pójściu w zaparte” lub głośnym „hura”, zupełnie nie zauważamy, że zatracamy istotę naszego powodzenia, a nawet bytu; że waląc się po łbach, stwarzamy intelektualną i gospodarczą próżnię, którą będzie musiał wypełnić ktoś inny – oczywiście nie w naszym interesie. Nie zauważamy, że nasze wewnętrzne sprawy rozgrywają się na bezpańskim gruncie politycznym, ba, że powoli stajemy się „ludnością zbędną”. Brak sensownego głosu i potencjału oznacza niebyt. Naszej uwadze uchodzą kolejne fakty, że kapitalizm oznacza nieustającą wojnę ekonomiczną. Brak oporu oznacza powrót do XIX-wiecznych metod. Nie chcemy przyjąć do wiadomości, że w takiej sytuacji nie można pozwolić na powrót feudalizmu czy nawrót do oligarchizmu. Do głowy nam nie przychodzi też inny fakt, że w stanie takiej wojny jesteśmy od 1945 r.: komunizm atakował kulturę i tradycję, teraz atakuje się system gospodarczy i samego człowieka. Nie zdajemy sobie sprawy, że tę powszechną wojnę cywilizacyjna przegrywamy z kretesem.

Wydarzenia na Ukrainie ujawniły „rzeczywistą oczywistość”, że każde państwo chcąc obronić swój byt i niezależność musi dysponować gospodarką narodową i świadomością obywateli na odpowiednim poziomie. Dziś w świetle międzynarodowych roszad nie reprezentujemy żadnej siły. Zostaliśmy rozpracowani pod każdym względem. I to jest bilans ostatniego 20-lecia.

Ale to jeszcze nie koniec. Nie zauważamy, że po cofnięciu się ZSRR, Europa Środkowo-Wschodnia, jak zawsze, okazała się terenem do zdobycia. Przez jakiś czas UE wydawało się, że obszar ten jest jej kolonialnym rynkiem zbytu. Nie zauważamy również, że Polska staje się polityczną próżnią na mapie Europy, że nasza dyskusja polityczna nie wychodzi poza ramy regionalne, krótkiej perspektywy i klientelizmu (szczegóły prof. A. Zybertowicz). Większość naszych elit, opłacanych z budżetu państwa, nie jest w stanie obronić godności Polski – najjaskrawszym przykładem są „polskie obozy koncentracyjne”. Warto raz jeszcze podkreślić, że wszyscy poruszamy się nie na tej płaszczyźnie co trzeba i nie na tym poziomie, który gwarantuje nam postęp. Mój przyjaciel niedawno zauważył, że „mamy do czynienia z wieloma trafnymi diagnozami, ale nic z tego nie wynika”.

Pogrzeb Generała

Na samym wstępie chcę zaznaczyć, że dla interesu Polski nie ma znaczenia, czy „generał” napiszę dużą literą, dodam imię, które nosił przez całe życie lub odwołam się do funkcji którą pełnił. Ocena Jaruzelskiego, jak zresztą wszystko co dzieje się w Polsce, wymaga wydłużenia perspektywy do przynajmniej 300 lat, ponieważ sam PRL był przedłużeniem zaboru rosyjskiego (pisałem o tym wielokrotnie). Natomiast III RP, pozbawiona wpływu tradycyjnej inteligencji, jest bezprzykładnym wydarzeniem w historii Polski. Po utracie państwowości istnieli carscy zausznicy, prorosyjskie stronnictwa oraz indywidualności (familia Czartoryskich, Stanisław August Poniatowski, Wielopolski, gen. Zajączek). Wśród neoendeków po dziś dzień słychać prorosyjskie ciągoty. Skalę winy Jaruzelskiego trzeba zobaczyć na tle właśnie takiego okresu i rozsądzić co musiał, a czego nie musiał, i jak swoje stanowisko wykorzystał dla Polski. Przy okazji, na zasadzie advocatus diaboli warto zauważyć, że stał on na czele rządu w przełomowym dla Polski okresie, że choć ocena jego działań podlega ogólnym normom moralnym, to jednak poruszał się w obszarze, gdzie moralność ma znaczenie głównie polityczne; że poznał armię sowiecką tak samo, jak generałowie napoleońscy Rosję. Generałowie odmawiali udziału w powstaniu listopadowym, on prawdopodobnie nie miał wyboru. Oczywiście nie mógł mieć wpływu na to, czy Rosjanie wejdą, czy też nie, ale trzeba zauważyć, że w stanie wojennym, mimo wszystko zginęło niewielu ludzi, a polscy patrioci nie wylądowali na Sybirze. Warto też zauważyć, że fala jego krytyki wynika z pewnego przyzwolenia politycznego. Wszyscy wychodzimy z obszaru ciemności i zbydlęcenia.

Podstawowy zarzut wprowadzenia stanu wojennego za kilka lat okaże się nie do obrony. Musimy powiedzieć szczerze, że w tamtym czasie polskie społeczeństwo nie było przygotowane do żadnych zmian ustrojowych: zaczynały się sztandary i pomniki, Solidarność bała się faktu przejęcia władzy. Polska myśl niepodległościowa i niezależnie myślący patrioci przestali niemal istnieć. Rosyjsko-sowiecki tryumf był faktem. Kolejny zarzut zdławienia polskiego entuzjazmu, też jest nieco naciągany, bo jeżeli za entuzjazmem nie idzie myśl – klęska jest pewna, a entuzjazm w takiej sytuacji gasi się krwią. Wydaje się, że polskie przepustnice szczelniej zamknął Balcerowicz. Najgorsze jest jednak to, że Polska na zmiany nie jest przygotowana także dziś.

Najlepszym natomiast tłem do oceny Generała będzie jego stosunek do płk Ryszarda Kuklińskiego oraz pytanie: co zrobił lub zamierzał zrobić, aby uratować Polskę przed rolą atomowego gruzowiska? (To pytanie kilka ta temu postawiłem w jednym z artykułów). Drugim, które warto było zadać, dotyczy parku maszynowego i zaniedbywania jego konserwacji? Odpowiedź nie obciąża wprawdzie Jaruzelskiego, ale rzuca światło na sowiecką strategie w Polsce.

Natomiast to, co się działo wokół pogrzebu, jest dowodem na obniżenie poziomu społecznego współżycia. W kulturze polskiej takie zachowania są naganne. Nie mniej jednak należy rozumieć tych ludzi. Dlaczego? Dlatego, że to wszystko zaczęło się 10.04.2010 r. I tu panie i panowie postkomuniści i wszelkiej maści wrogowie i prześmiewcy Polski, w skromnej postaci macie to, na co zasłużyliście. Umarł wasz symbol, ale mur oddzielający PRL od II RP został przebity. Tym murem okazała się „Łączka”. Nie boicie się tych kości, które tam leżą (dla niektórych są obojętne), ale boicie się niezależnej idei, która tam została zakopana. Kuriozalne jest, że boicie się na podobnej zasadzie, jak Niemcy i Sowieci w 1939 r. bali się nie państwa polskiego, lecz jakości, którą ono stworzyło. To bardzo podobny strach, ale zupełnie irracjonalny, bo jest on nadal trwającym niedźwiedzim uściskiem, który nie pozwala dostrzec nic poza sierścią. Musicie wreszcie zrozumieć, że PRL-em nie sposób zawrócić 1000-letnich dziejów.

Jest też druga strona medalu. Oczywiście przebiliśmy się do skarbca swojej tradycji i swojej siły. Idea Niepodległej została wprawdzie odsłonięta, ale nie oznacza to, że jest zrozumiała i szeroko dostępna. Zasłona, którą pieczołowicie budowano przez 70 lat jest wciąż żywa i wszechobecna: w szkole, mediach, w głowie, przyzwyczajeniach. Obrońcy komunistycznego systemu tę zasłonę będą maić kwiatkami, używać w różnych happeningach, a ciekawskich odciągać na różne sposoby. Jedno jest jednak pewne, że bez kontynuacji przedwojennej myśli, w oparciu o którą walczyli nasi bohaterowie, Żołnierzy Wyklętych lub może lepiej – Niezłomnych, nigdy nie wyciągniemy z grobu. Panteon Narodowy jest jak najbardziej potrzebny, ale bez „infrastruktury”, jaką powinniśmy nosić w głowach i sercach, będzie on bezużyteczny. Postkomuniści nie są jeszcze bez szans. Ich akumulatorami są lemingi i ludzie naiwni. I to właśnie oni mogą pomóc im w blokadzie przesmyku, który wyłamaliśmy za płotem cmentarza. Panteon musi być zobowiązaniem do kontynuacji tamtego racjonalnego dzieła. Polski nie można zbudować na bazie samych trupów. To powinni zrozumieć wszyscy. Ten festiwal chamstwa, jaki miał miejsce po katastrofie smoleńskiej nie może się powtórzyć.

Wizyta Baraka Obamy

Powinniśmy docenić przyjazd prezydenta USA, ale nie powinniśmy przeoczyć faktu, że w Warszawie miała miejsce próba ocieplenia stosunków amerykańsko-rosyjskich. Oznacza to, że rozumiemy, że Ameryka ma swoje interesy, ale to Polska leży pomiędzy Niemcami a Rosją, które ponownie mają się mocno ku sobie. Położenie Polski, a co za tym idzie, całej Europy Środkowo a także Wschodniej, ma znaczenie strategiczne i może przeszkodzić w realizacji idei połączenia Rosji z Unia Europejską oraz, że to my będziemy nadstawiać karku w rozgrywkach rosyjsko-amerykańskich i rosyjsko-chińskich (też pisałem o tym wcześniej). Nie możemy też zapomnieć, że w niewyjaśnionych okolicznościach zginęło wielu wysokich rangą oficerów polskich szkolonych w USA – właśnie tych, którzy mogliby stworzyć dobrą polska armię. Zginął również Prezydent RP. Gdyby nie słynny reset, losy tych ludzi mogłyby potoczy c się inaczej.

Przylot Obamy jest więc testem nie tyle dla polskiej demokracji, która ugrzęzła w okresie jagiellońskim i II RP, ale raczej dla polskiej świadomości: narodowej i politycznej. Instytucji kontroli władzy nie stworzy sama władza, lecz musi stworzyć je społeczeństwo. Jeżeli jakość gruntu, na którym stanął przywódca najsilniejszego państwa świata będzie taki sam, jak dotychczas, to ponownie okażemy się kolejny raz „pożytecznymi idiotami”, lecz tym razem w skali światowej. A takich się nie nagradza. Jeżeli mieszkańcy tej ziemi wykażą wolę życia, to teren atomowego gruzowiska może zacząć żyć.

Racja chwili jest taka, że wszyscy musimy postawić krok do tyłu. Wszyscy, bo inaczej stracimy wszystko i staniemy na takim samym gruncie, na jakim dziś stoi Ukraina – bez zaplecza, jakim może być polska diaspora i z nienawiścią podaną na tacy. Co to oznacza wiedzą ci, którzy znają historię. Miejsca między Niemcami a Rosją nie obronimy ani na kolanach, ani klientelizmem, ani kunktatorstwem. Obronimy ją niezależną myślą, własną pracą i solidarnością. Dekorowanie państwowymi orderami drewnianych piersi idzie w złym kierunku.

Polska stanęła przed zadaniem dokonania radykalnych zmian na bardzo wielu poziomach. Wyłom dokonany na „Łączce” zobowiązuje nas do niezależnego spojrzenia na miarę II RP. Toczy się bowiem światowa walka o strefy wpływów, o światowe i regionalne przywództwo oraz o nową myśl. Przed instrumentalizacją się nie obronimy, ale rzecz w tym, aby ją jak najbardziej zminimalizować. Natomiast platformą, do której możemy się odwołać jest neutralny i znany na całym świecie okres Solidarności. Przy pomocy archiwów IPN jesteśmy w stanie oddzielić ziarno od plew. I na tej podstawie stworzyć jeżeli nie faktyczny, to alternatywny sztab kryzysowy. Jest jednak jeden warunek – życie społeczne musi (!) wejść we właściwy obszar działania, a społeczeństwo wybudzić z hipnozy. Ono jest podmiotem i dla niego przeznaczone są wszystkie działania. Obrażanie się na Polskę jest dowodem niedojrzałości. Państwo jest takie, jacy są jego obywatele! Zmienić je możemy nie ucieczką, lecz walką o wspólne i swoje.

Zakończenie

W ostatnich kilku latach wielkie dyskusje toczyły się wokół Wałęsy, książek Zychowicza, a teraz czeka nas kolejna –- wokół Jaruzelskiego. Te dyskusje nie były potrzebne nam, lecz starej ekipie rządzącej. Jałowy drenaż nie może odbierać nam energii i odwracać uwagi od spraw najistotniejszych: toczącej się wojny o nowy podział świata, konieczność odbudowy polsko-myślącej inteligencji i zmiany sposobu myślenia Polaków o sobie samych. Ta praca wymaga ogromnego wysiłku, poświęcenia i skupienia. To geopolityczny warunek trwania.

Szukamy wzorców, ale nie sięgamy do polskiej tradycji. Sięgają za to do niej Ukraińcy. To oni, a nie my, korzystają z polskiego doświadczenia okresu zaborów. Oczywiście mają do tego pełne prawo i szczęść im Boże. Nie może jednak ujść uwadze pewien szczegół, że wprawdzie razem byliśmy w sowieckim obozie, ale to Ukraina, która ma niewielkie tradycje państwowe, znacznie lepiej rozumie co to jest państwo, niż Polacy, którzy swojego króla mieli już w 1025 r. Ukraińcy swoje elity kształcą na całym świecie, tworząc w ten sposób kadry przyszłego swojego państwa. Ośrodkiem myśli jest zapewne diaspora kanadyjska. Jedni pracują fizycznie, ale zdolna młodzież wysyłana jest na studia do Berlina, Monachium, Lublina. Wyjeżdżają z kraju nie z pogardą dla niego, lecz z patriotyzmem i zamiarem powrotu. To nie Polacy tworzą swój archipelag, lecz robią to dla siebie Ukraińcy. Dochodzą wieści, że swoje kadry administracyjne kształcą praktycznie poprzez prace w administracji portugalskiej. Ukraińscy żołnierze biorący udział w wojnie w Afganistanie tworzą elity przyszłej armii państwowej. Majdan zademonstrował wprawdzie bezwzględną próbę radzenia sobie z opornymi, ale takie są prawa wojny.

Wielonarodowa I RP nie poradziła sobie z geopolitycznym położeniem, ale Ukraińcy rozumując w taki sposób szansę taką mają. Oni świadomie budują swoją odrębną siłę, gdy dojrzeje, nic nie będzie w stanie jej powstrzymać. Czy Polacy zdają sobie sprawę, że mogą zostać potraktowani tak, jak w polityce traktuje się słabszego? Na tym poziomie przyjaźń ma cechy domków z kart i mieści się w kategoriach naiwności. Dziś już polskich panów nie ma, ale symbolicznie warto zauważyć, że ukraiński chłop staje się mądrzejszy od polskiego pana. I to jest właśnie dziedzictwo PRL.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych