Krzysztof Feusette: Lepiej pilnujcie, Saramonowicze, własnych kapci i własnego języka, bo o godności to z panną Sokołowską raczej nie porozmawiacie

fot. TV Republika
fot. TV Republika

Ileż by było zachwytów nad 17-letnią Marysią Sokołowską, gdyby zdecydowała się na swój zdecydowany gest nie wobec premiera Tuska, a wobec prezesa Kaczyńskiego.

Dość przypomnieć wielką (jak i horyzonty) karierę Henryki Krzywonos, która wyła wniebogłosy podczas rocznicy Sierpnia, że brat staje przeciw bratu, Jarosław przeciw Lechowi, a ona, wielka tramwajara musi bronić dziedzictwa prezydenta Kaczyńskiego! Tego samego, na którego pomyje nienawiści wylewali najbliżsi, i to nie tylko politycznie – przyjaciele Tuska i Komorowskiego, z którymi z kolei konsultowała wtedy Krzywonos coś w ostatniej chwili przed swoim wystąpieniem.

CZYTAJ TAKŻE: Parówkowy portal pogrzewa atmosferę wokół Marysi Sokołowskiej, licealistki, która nazwała premiera Tuska zdrajcą. Dlaczego? Bo można mieć tylko słuszne poglądy

A żul na Dworcu Centralnym, pan nikt mamroczący pod nosem coś nieprzyjemnego pod adresem prezydenta Kaczyńskiego? Czyż nie był objawieniem społecznego buntu, głosem pokoleń i całej cywilizacji zachodniej – w sprzeciwie wobec terroru darmowego dorsza i czasu niekarania stron internetowych kpiących z władzy? Nawet wywiady z nim robili!

Tyle, że to były, proszę Państwa, słuszne odruchy społecznego niezadowolenia, wstydu z takiej ojczyzny i władzy, stanowiące zdrowy przejaw głębokiego pojmowania patriotyzmu jako kasowania biletów czy terminowego wywozu nieczystości. Czyli wszystko to, czego nie można powiedzieć o kilku zdaniach 17-letniej Marysi Sokołowskiej z Gorzowa Wielkopolskiego, skierowanych przez nią na ręce premiera, a nawet prosto w oczy.

Sprawa jest znana – dziewczyna zapytała Tuska podczas jego przedwyborczej wizyty na terenach niezdecydowanych, dlaczego udaje patriotę, a jest zdrajcą Polski. On zaś udał, że uznaje to za żart, ale po wyborach pojechał, by sprawę ostatecznie wygasić i spotkać się z tą strasznie trudną młodzieżą raz jeszcze.

I nagle – tzw. zonk! Dziewczyna nadal uważa, co uważa, a pijar przymusu bezpośredniego w postaci kilku badyli na nią nie działa – więc mu rzekła, że od zdrajców kwiatów nie przyjmuje.

Jak widać – albo ktoś czegoś nie dopatrzył i nie zorientował się, że na zamknięte spotkanie wpuszczono kogoś „z zewnątrz”, by nie rzec nawet – z drugiej strony barykady, albo nie da się już dziś w Polsce zapewnić premierowi odpowiedniej ochrony ideologicznej, gdyż wrzenie w narodzie staje się naprawdę niebezpieczne. A wtedy - jeśli nie Sokołowska, to ktokolwiek inny, gdyż nie są to po prostu dobre czasy na pytanie „za co kochasz pana Donka?”.

Cóż jednak robi salon mainstreamu w odpowiedzi na ten gest niezadowolenia, wyraz wolności i niezależności myślenia, także od tego, co tłucze on do głów swoich odbiorców? Jak reaguje na przypływ odwagi dziewczyny z Gorzowa?

Wpada we wściekłość, trzęsie portkami i wytacza swoje największe szambiarki. Portal naTemat.pl w swoim najbardziej parówkowym stylu, a przy okazji wykorzystując wzorce z telewizji stanu wojennego, urządza nagonkę. Zgraja tchórzy rzuca się na pannicę z charakterem i jedzie aż do jej szkoły, by próbować zrobić z niej albo wariatkę, albo tzw. nawiedzoną.

Tolerowaliśmy jej skrajnie prawicowe i katolickie poglądy, ale teraz postąpiła niekulturalnie i bez szacunku. Szukała sposobu, by się wylansować i znalazła

-– mówią ludziom Lisa jacyś „szkolni koledzy”. Pewny narybek dla prorządowego mainstreamu, gdyby ten miał potrwać dłużej niż potrwa w istocie.

Choć nawet tym „szkolnym kolegom” (o ile nie zostali z palca wyssani) będzie niezwykle trudno osiągnąć w przyszłości stany aż takiego oślinienia na punkcie ludzi trzymających władzę, jakie po raz kolejny są udziałem reżysera Saramonowicza (dlaczego tak nie lubię żartować z nazwisk?!).

Kiedyś pytał Jarosława Kaczyńskiego, czy badając różne hipotezy dotyczące przyczyn tragedii w Smoleńsku zbada także i tę, że… sam zlecił to zabójstwo („A może to brat zabił brata?!” – pytał S.). Potem nazywał go „ch…”. Teraz zaś rzucił się z publicystycznymi pięściami na licealistkę z Gorzowa, bo ta ośmieliła się zapytać premiera, dlaczego udaje patriotę, będąc zdrajcą Polski.

Pozwólcie Państwo, że z przykrością zacytuję kilka zdań reżysera „Lejdis”, który w doradztwie politycznym czuje się chyba jeszcze lepiej niż za kamerą. A może po prostu liczy na to, że i u nas kiedyś kinematografia będzie potrafiła tak pięknie odpowiadać na wyzwania władzy, jak w Korei Północnej?

Inwestuje więc ten czołowy Saramonowicz z tych Saramonowiczów - w swoją przyszłość w sposób następujący:

W tych swoich medialnych umizgach Tusk się znowu zagubił. Zamiast olać idiotkę, która nazywa go zdrajcą albo - co znacznie lepsze - opierdolić ją tak, żeby jej szkolne kapcie spadły, usiłował jej wcisnąć kwiaty. (…) Moim zdaniem po nazwaniu premiera RP zdrajcą (mówię o przypadkach wcześniejszych, nie o napuszonej małolacie z mieściny, gdzie nauczycielem był ongiś Kazio Marcinkiewicz) powinno zareagować państwo; i wcale nie chodzi mi o osobisty honor obywatela Tuska, tylko o godność urzędu, który pełni.

Jak widać, potwierdza się stara prawda: szewc bez butów chodzi, piekarz chleb od sąsiada pożycza, a facet topiący własną godność w pomyjach wylewanych na siedemnastolatkę, której w życiu na oczy nie widział, chce innych uczyć, jak mają zachować… godność.

Wybaczcie mi, Saramonowicz, ale wyście chyba kompletnie na łeb upadli. Od razu widać, żeście z tych początkujących. Przydupas zaawansowany wiedziałby, że nazywanie „idiotką” kogoś od siebie mądrzejszego ośmiesza go jeszcze bardziej niż nieporadne komedie. A co do wyskakiwania z kapci, to i tu zalecałbym wam jednak pewną wstrzemięźliwość.

Wiecie, jak to bywa, „idiotka” może mieć chłopaka, chłopak może mieć cierpliwość, cierpliwość może mieć swój koniec, ale koniec może nie mieć happy endu. I będziecie mieli taki testosteron, że wam nawet wewnętrzne lejdis wtedy nie pomoże.

Krzysztof Feusette

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych