W najbliższych kilkunastu dniach będziemy mieć wysyp arcyciekawych przemyśleń związanych z ćwierćwieczem III RP i wspomnień z czasów jej transformacji z PRL. Jednym z częściej odpytywanych będzie zapewne Lech Wałęsa – jeden z głównych „negocjatorów” tamtego czasu i architektów zmian w Polsce. A według niego samego – główny, niemal jedyny, a na pewno najbardziej zasłużony.
Tak też przedstawia się w okolicznościowe rozmowie z Polską Agencją Prasową.
Wygraliśmy tylko trochę. W tym momencie można było jeszcze wszystko przegrać, gdybym nie zrobił następnych ruchów
— już na wstępie były prezydent wprowadza temat własnych zasług. O co chodzi?
Otóż generał Wojciech Jaruzelski ładnie kombinował: dopuśćmy ich trochę, grzeczni zostają - niegrzeczni nie, bo zrobili już brudną robotę. Pięknie zagrał Czesławem Kiszczakiem (szef MSW, desygnowany na premiera - PAP) po to, żeby dać nam satysfakcję, bo wiedział, że Kiszczaka nie przepuścimy. Wtedy wystawił Romana Malinowskiego (prezes ZSL - PAP). To był jego plan. Ale ja go przejrzałem: wyciągnę mu Malinowskiego i Jerzego Jóźwiaka (prezes SD - PAP) i miałem większość! Dlatego generał przegrał. No, ale tyle bitew z nim przegrałem, że wojnę musiałem wygrać.
I narzeka na krótkowzroczność innych:
Sprawdziło się to, co przypuszczałem: nasze elity nie miały żadnego pomysłu, żadnego programu, nie wiedziały, co zrobić dalej. Przyspieszałem walkę, bo myślałem, że w szufladach są rozwiązania, myślałem, że ktoś nad tym popracował. Przychodzi zwycięstwo, a tu nie ma nic.
Niedoszły „mędrzec Europy” znajduje w sobie odrobinę skromności:
Nikt nic nie miał. Ja też nie miałem, bo ja się nie czułem na siłach; byłem nieprzygotowany, niewykształcony, więc ja się za to nie brałem. Z tego punktu widzenia byłem przerażony, nastawiłem się na to, że ho, ho! A tu kompletne zero. To jesteśmy przegrani, myślałem, bo nie wiemy, co zrobić, bo nas podkupią, przeciągną.
Jakie wątpliwości targały Wałęsą w tamtym czasie?
Wie Pan, zależy, jak na to patrzeć. Czym się kierowałem, że przesądziłem o tym, że walczymy i zwyciężamy? Otóż myślałem tak: mamy papieża, nasze pokolenie, i jeszcze paru ludzi wciąż pamięta kapitalizm, paru ludzi pamięta demokrację przedwojenną, a już następne pokolenia nie będą miały papieża czy świadków demokracji. To naszym dzieciom będzie jeszcze trudniej, jeszcze gorzej cokolwiek zrobić. Ja sobie pomyślałem - no cholera!, to zostawię to naszym wnukom, a oni będą mieli gorzej. I dlatego nie, jedziemy do przodu! Strącam generała. Ludzie odebrali, że robię to z ambicji. No nie - przecież ja zgromadziłem 10 milionów ludzi, a teraz muszę to podzielić na demokrację, muszę to pokłócić, a przecież to było straszne. Ale jakie było inne wyjście? Ja w to wierzyłem i dlatego to wykonywałem. Natomiast dzisiaj się zastanawiam, czy nie można było dalej pojechać, takim zorganizowaniem, taką siłą?
Odpowiadamy: można, zdecydowanie można było pojechać. A nawet trzeba było! Byli i tacy, którzy wtedy to mówili, ale wówczas nie chciano ich słuchać. Dziś podając rękę zbrodniarzom, wybierając się na ich pogrzeby odprawiane z honorami i dywagując na temat możliwych radykalniejszych posunięć przed ćwierćwieczem nie odbuduje się wiarygodności.
Zwłaszcza, że Wałęsa de facto nie chciał „jechać dalej”, co potwierdza dwa zdania dalej:
W tych dużych rzeczach nic bym nie zmienił - chodzi o koncepcję. Jak już wybrałem koncepcję, to w tych dużych sprawach poprawić się nic nie da; one już potem kierują się swoją logiką. Jak już pan je uruchomi - to koniec. Tylko problem - czy było to właściwie uruchomione? Czy to, że opowiedziałem się za podziałem, za odejściem od monopolu? Jak to uruchamiałem, to wiem, że to był koniec mojej wielkości. Ale ja to robiłem świadomie. Bo chciałem coś zbudować.
O rozpadzie „drużyny Lecha”, były prezydent powiedział:
<Musiała. A jak pan chciał demokrację budować? Monopol zostawić? Wszystkie monopole w świecie zawsze przegrywały - Stalin, Kim Ir Sen, Lenin - przegrali, bo monopol trzymali. Monopol jest, na jakiś moment, w walce z drugim monopolem - OK. A potem trzeba szybko od tego uciekać. A jak miałem to powiedzieć inaczej? Na ucho? Adaś Michnik, chodź, pokłócimy się. Geremek - rozstaniemy się… No nie żeby był rozwód, to musi być kłótnia. I była kłótnia. My się różniliśmy. Adaś i ja do dziś jesteśmy przyjaciółmi, jak rzadko, jednak on ma inny światopogląd, inną religię - i fajnie. A ja mam inną. Jeśli demokracja jest, to musimy trochę inaczej być…
Ciekawie Wałęsa opowiada też o rzekomości skończenia się komunizmu:
Jak się skończył?! Przecież generał miał nas w garści. Wystarczyło tylko powołać się na wcześniejsze uzgodnienia: tak, zgodziliśmy się na 35 proc. Wałęsa zgodziłeś się? Zgodziłeś, no to znajdź swoje miejsce w szeregu w 35 procentach. Mógł wygrywać, jak chciał. Prawdopodobnie zabraniem Malinowskiego i Jóźwiaka go załamałem. Choć oczywiście jeszcze próbował. Do połowy mojej kadencji prezydenckiej byłem na podsłuchu, inwigilowany, komuna wciąż jeszcze wszystko miała.
Dalej następuje wątek geopolityczny i futurystyczny, który w przypadku tak wybitnego myśliciela należy przywołać w całości:
PAP: Mamy 25 lat po tym - co dalej Panie prezydencie?
L.W.: Panie, nie było nas, był las, nie będzie nas… Właśnie. Pytanie jest inne: ile guzów sobie nabijemy, ile krwi upuścimy za to, co jest tak oczywiste? I tutaj można się zastanowić i robić tak, żeby jednak mądrość zwyciężyła. Ale czasami się nie da, czasami idzie to nie tak. Mają nauczkę z Ukrainą - jak wyglądają? Dlaczego jeździli, podpuszczali, i co? I uruchomili Putina, który może się zatrzymać na Warszawie.
PAP: Aż tak to chyba nie.
L.W.: A kto stanie za panem? Kto? Uruchomią broń nuklearną? No coś pan… Budują solidarność w Europie, ale na razie nie pchają się. Musi być grupa, która przelicza: ile Putin ma? 300 miliardów? W porządku - to 600 uzbieramy. Ale w pojedynkę jak będziemy walczyć, to nie, Putin będzie się przesuwał. Noty będziemy pisać, a on będzie robił swoje.
I tu akurat trudno się z Lechem Wałęsą nie zgodzić.
mt, PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/198082-walesa-o-michniku-adas-i-ja-do-dzis-jestesmy-przyjaciolmi-jak-rzadko-jednak-on-ma-inny-swiatopoglad-inna-religie-i-fajnie