Piotr Cywiński dla wPolityce.pl: Nowi sojusznicy Putina. Sukces wyborczy tzw. eurosceptyków oznacza de facto wzmocnienie prorosyjskiej opcji w UE i osłabienie pozycji Polski

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

O największym zwycięstwie w wyborach do europarlamentu mogą mówić partie skrajnej prawicy, ale - według naszych polityków i komentatorów - „nic się nie stało”.

Że chcą rozsadzić EU od środka i takie tam populistyczne dyrdymały? A niech sobie pokrzykują, za słabi są, by cokolwiek zrobić i w najgorszym razie spowolnią prace w PE… - wybrzmiewają opinie po ogłoszeniu rezultatów głosowania w Europie. Nic bardziej błędnego, jeśli ktoś ucierpi z powodu wyborczego sukcesu skrajnej prawicy, będzie to przede wszystkim Polska.

Co osłabia i dzieli Europę, to wzmacnia Rosję. Swego czasu montowana przez sławetną „trojkę” Gerharda Schrödera, Jacquesa Chiraca i Władimira Putina antyamerykańska oś Berlina-Paryża i Moskwy doprowadziła niemalże do pęknięcia Europy.

Jednak ich plany spaliły na panewce - w Niemczech rządy objęła kanclerz Angela Merkel, a francuskim prezydentem został Nicolas Sarkozy, którzy odgruzowali transatlantyckie stosunki. Prezydent Putin musiał na powrót zacząć mówić o stosunkach Rosji z UE, co nie znaczy, że zaniechał prób wsadzania kija w szprychy wspólnoty, prowadzenia wybiórczego dialogu z poszczególnymi krajami i ich skłócania. Tę taktykę stosuje notabene do dziś.

Przykładami można sypać jak z rękawa. Ostatnio wzbogacił ja nowy element: oto były komunista i szpieg KGB, dziś prezydent Putin zaczął występować w roli… obrońcy Zachodu przed samounicestwieniem, przed postępującą dekadencją, przed wynaradawianiem, przed zanikiem tożsamości, przed multikulti, przed degrengoladą moralną, homolobby i różnymi innymi wynaturzeniami…

Nie da się ukryć, po niedzielnych wyborach w UE Moskwa pozyskała w tej taktyce nowych sojuszników w samej Brukseli i Strasburgu. Są nimi właśnie skrajnie prawicowi beneficjenci, których wpływ na pracę europarlamentu może mieć bardzo poważne skutki.

Marine Le Pen, która swym triumfalnym pochodem na czele Frontu Narodowego zaszokowała nie tylko francuską scenę polityczną, otwarcie dzieli społeczeństwo swego kraju na Francuzów i „nie-Francuzów”, oraz zapowiada wystąpienie Francji z NATO i „pogłębienie kooperacji z Rosją”. Swe plany odnośnie do demontażu UE ma też lider Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) Nigel Farage, który liczy na większe poparcie także w naszym kraju. Jak powiedział w rozmowie z Onetem:

Kiedyś trzeba było walczyć ze Związkiem Radzieckim, teraz trzeba walczyć przeciwko Unii Europejskiej”…

Podczas, gdy we wspólnocie dyskutowano o nałożeniu sankcji na Rosję po aneksji Krymu, Marine Le Pen złożyła w Moskwie „solidarnościową wizytę” u przewodniczącego Dumy Państwowej, zaufanego przyjaciela Putina, Siergieja Naryszkina, by wyrazić mu swe głębokie oburzenie z powodu „zimnej wojny, wytoczonej Rosji przez Europę”.

Rosyjska telewizja nadała obszerne relacje z ich spotkania, jako dowód, że w rzeczywistości Moskwa nie jest izolowana na międzynarodowym forum. Ba, prorządowe media chętnie przytaczają takie wypowiedzi, jak np. włoskiego kolegi Marine Le Pen, Lorenza Fontany, posła partii Lega Nord, który podziwia kraj Putina za jego „modelowe społeczeństwo”, za „ochronę narodowej tożsamości i wartości rodzinnych”, czy Nikolaosa Michaloliakosa, szefa neofaszystowskiej partii Chrysi Avgi (mającej 18 deputowanych w greckim parlamencie), zadeklarowanego przeciwnika UE, który postuluje „naturalny sojusz Grecji z Rosją”.

W programie wyborczym niemieckich narodowców z NPD, znalazł się taki oto zapis:

Nie jesteśmy przeciw europejskiej współpracy, ale - tak samo jak prezydent Putin w Rosji - przeciw multikulturowemu państwu Europy.

Program prawicowej ekstremy w RFN pokrywa się niemal co do joty z postulatami austriackich wolnościowców z FPÖ.

Jeśli ktoś twierdził, że polski głos liczył się we wspólnocie, czemu akurat przeczą fakty - dość posłużyć się postawą Niemiec i Francji wobec Rosji w kwestii Ukrainy, musi zdać sobie sprawę, że po niedzielnych wyborach do europarlamentu nasz głos będzie jeszcze słabszy.

Hasło „nic się nie stało” jest zaklinaniem rzeczywistości. Owszem, stało się i powinno być przyczynkiem do konstruktywnej analizy polskiej polityki zagranicznej.

Piotr Cywiński

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych