Polska spełnia warunki państwa upadającego. Infrastruktura strategiczna została sprzedana…

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Paweł Supernak
fot. PAP/Paweł Supernak

Człowiek został tak psychicznie skonstruowany, że, jeżeli nawet nie chce, to i tak zmuszony zostanie przez innych do prowadzenia jakichś wojenek.

To specyfika ludzkiego padołu. Człowiek najpierw walczył o przetrwanie z fauną i florą. Gdy w tej materii osiągnął jakiś standard, zaczął walczyć między sobą – o więcej pożywienia, o więcej wody, o bogactwo. Walka między sobą prowadziła do idealizacji lub racjonalizacji: wysubtelniania myśli - najpierw kulturowej i religijnej, potem strategicznej, a więc doskonalenia narzędzi ataku i obrony (w takiej kolejności). Potem pojawiły się narody, państwa, bloki kulturowe i wreszcie cywilizacje. Dziś świat jest poukładany, ale ludzka natura pozostała niezmienna. I jest ona największym zagrożeniem dla człowieka i tego wszystkiego, co sam stworzył. Czy narodziny i śmierć, to dychotomia skłonności ludzkich? A to, co po nim pozostało należy do tej części, której nie zdołał zburzyć?

Człowiek nie bardzo rozumie, że urodził się w świecie zastanym. Z jednej strony wszedł do towarzystwa na określonych warunkach, poza których ramy nie powinien wychodzić, bo zginie, a z drugiej został, porwany przez nieustanny ruch bez którego życie przestałoby istnieć. Idąc dalej: z jednej strony pragnie stabilizacji, a z drugiej staje przed koniecznością ciągłego wysiłku, bez którego wypada z rytmu. Z tej zasady wyłączeni są kloszardzi i lemingi. Do starca nikt nie może mieć pretensji, bo każdy nim będzie.

Po co nam kultura?

Człowiek przychodząc na świat wchodzi w tak nieznane mu otoczenie, że musi uznać, i to niezależnie od cywilizacji, iż prawa które nim rządzą mają charakter naturalny, a więc boski. A jeżeli nawet nie jest w stanie uwierzyć, to dysproporcja, pomiędzy wiedzą człowieka a nieokreślonością natury, jest tak nieporównywalna, że nie pozostaje mu nic innego, jak przyjąć ten fakt do wiadomości. Ponadto przyjście na świat oznacza również konieczność pracy – bo głód, bo system trawienny, bo konieczność przetrwania itd. Te elementy zmuszają człowieka do stworzenia nie tylko własnego systemu przetrwania, ale również rozwoju dla siebie i swoich dzieci. W tym rozwoju swoje miejsce musi mieć też sens istnienia i rozrywka. Człowiek nosząc w sobie element boski, zmuszony został do wypracowania własnych – ludzkich zasad życia i współżycia. W taki sposób zaczął tworzyć własną kulturę, której religia jest częścią.

Kultura ściśle związana jest z walką o pożywienie i schronienie. Inna będzie w klimacie chłodnym, inna w tropikalnym, gdzie bieda nie ma perspektywy śmierci głodowej. Inna będzie w obszarze kontynentalnym, w którym dominuje kultura rycerska, a inna w morskim, gdzie kwitnie handel. Inna też będzie na terenie, którym tylko religia może zorganizować państwo, czy społeczeństwo, a jeszcze inna tam, gdzie struktury społeczne i religijne stworzyły określoną symbiozę współdziałania. Tu przykładem jest I RP. Kultura, która przez wieki wypracowywała i tworzyła zasady ładu społecznego jest potrzebna człowiekowi w takim samym stopniu, jak powietrze dla funkcjonowania organizmu. Odłączenie człowieka od macierzystej kultury jest pozbawieniem go punktu oparcia, odebraniem mu wszelkich praw najpierw obyczajowych a w dalszej kolejności konstytucyjnych, ponieważ człowiek znikąd jest nikim. A jeżeli jest nikim, nie istnieje ani werbalnie, ani kulturowo. Przestaje być faktem dokonanym, a jego życie zaczyna być obciążeniem dla drugich. Perspektywa garnka jest perspektywą kloszarda: nie ma garnka, nie ma kloszarda. Nie ma kultury, nie ma człowieka. Odejście samodzielne od zasad kulturowych, jest bombą z opóźnionym zapłonem.

W tym miejscu warto jeszcze wspomnieć o kulturze rycerskiej i mieszczańskiej, a więc kulturze honoru i kulturze handlu. W Europie kultura rycerska zaczęła się kończyć wraz z symbolicznym odkryciem Ameryki, a więc początkiem kolonializmu (XV w.). Od tego czasu państwa kolonialne zaczęły bogacić się na cudzej własności, tanich surowcach i niewolnictwie. Rozwój państw, kultur i narodów w oparciu o taką zasadę prowadził do nieproporcjonalnego rozwoju i uzależnienia się od dostaw taniego surowca i taniej siły roboczej. Dziś podtrzymywanie takiego modelu, te same państwa, zmusza do kontynuacji starych uwarunkowań i przyzwyczajeń. Są więc jednym wielkim nieporozumieniem, które sprawia, że świat kolonizowany nie jest w stanie porozumieć się z kolonizującym. Świat kolonizujący nie jest w stanie zrozumieć świata kolonizowanego na tej samej zasadzie co bogaty biednego. Z jednej strony staje pycha, tradycja bogactwa i kolonializm, a z drugiej – zawiść i chęć poprawy dotychczasowego losu. Obydwa światy są we wzajemnym klinczu, dzieli wspólny strach przed biedą.

Strach przed biedą po obu stronach ma oczywiście różne standardy. Nie zdają sobie sprawy, że zupełny upadek kultury rycerskiej oznacza kompletny upadek kultury mieszczańskiej. Gdy handlarz pozbawi się, albo zrezygnuje (bądź zostanie zmuszony do rezygnacji), z zasad przyzwoitości, to wraca na poziom walki człowieka z człowiekiem, człowieka z żywiołem, państwa z państwem i cywilizacji z cywilizacją. Do ogólnej świadomości jakoś nie może przebić się podstawowa informacja, że wolny rynek nie może funkcjonować w oderwaniu od zasad, które ogólnie można nazwać kultura rycerską. Tak samo zresztą, jak PRL, a zwłaszcza III RP nie jest w stanie funkcjonować w oderwaniu od wartości i zasad, jakie wypracowała II Rzeczpospolita. Odejście od wypracowanych przez wieki zasad i norm moralnych jest zejściem na poziom robactwa, któremu jedynym argumentem przetrwania pozostał instynkt.

Dzisiejsza wojna

O wojnie uczymy się w szkole. Wojnę wspominamy. Wojnę widzimy w kategoriach klasycznych i zdawałoby się, że wojna należy do przeszłości. Nie! Wojna jest stałym elementem historycznym. Wojna siedzi w głowach ludzkich, i to pod dwoma skrajnymi postaciami: 1. rządzą zysku lub utrzymania standardu, 2. lenistwa, niewiedzy, naiwności, a niekiedy zwykłej głupoty. Te uwarunkowania wzajemnie się przeplatają i antagonizują. Naiwność lub głupota ośmiela chciwość i agresję; niewiedza prowokuje wiedzę; siła potrzebuje demonstracji i ofiary.

Wojna od początku ludzkiego istnienia stała się elementem rozgrywek najpierw międzyludzkich, potem międzypaństwowych, międzykulturowych, a teraz staje się zakładnikiem roszad cywilizacyjnych. Z jednej strony są beneficjenci systemu, z drugiej ofiary Porozumienie jest możliwe tylko na poziomie zysku. Stratami obarczani są słabsi i ofiary.

Dziś wojna toczy się na innych zasadach: najpierw w oparciu o zasadę dewastacji przeciwnika, a potem o drugą zasadę - jego wykorzystania lub likwidacji. Przeciwnikiem może być większe państwo lub potencjalny rywal. Strategia polega na wyszukaniu obszarów słabości. Czechosłowacja została podzielona w oparciu o stary antagonizm Słowaków z Czechami; Jugosławia na zasadzie rozbudzenia antagonizmów wewnątrznarodowych, Ukraina – w oparciu o słabość państwa. Kolejnymi ofiarami mogą być kraje przybałtyckie – ze względu na swój niewielki potencjał. Poza Europą: Libia, Egipt, Syria, Iran itd. Wachlarz destrukcji obejmuje więc cały świat. Pierwsze dwie wojny (1914 i 1939), ze względu na brak wyobraźni nazwane zostały światowymi, ale dopiero ewentualna – przyszła, będzie spełniać jej kompletne warunki. To nie człowiek stawia światu i przyrodzie warunki, lecz odwrotnie: spotyka się on z problemami przerastającymi jego doświadczenie i możliwości. W takich sytuacjach reaguje siłą, a więc tym wszystkim, co zdołał zgromadzić i czym może uderzyć w przeciwnika, jako ofiarę swojej frustracji. Ale dramat swojej pełni nabiera dopiero wówczas, gdy uświadomimy sobie, że żaden z agresorów, ani ofiar, nie jest w stanie przewidzieć skutków wybuchu takiej wojny. Dramat jest w głowach ludzkich, a sensacyjny model nakręca nieobliczalne skutki: łączy głupotę z nieprzewidywalnością.

Co z Polską?

Ramowy scenariusz nakreślony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego wcale nie musi się sprawdzić. Bardzo wiele wskazuje na to, że realizacja scenariusza związku Unii Europejskiej i Rosji właśnie zaczęła wchodzić w życie. Warto zwrócić uwagę, że przejmowanie ziem wschodnich Ukrainy następuje podobnie, jak w okresie pierwszego rozbioru Rzeczypospolitej. Najlepiej ujął to prof. Rymkiewicz: „Rzeczpospolita od początku XVIII w., traciła swoje ówczesne Kresy Wschodnie – traciła, początkowo jeśli nie nominalną, to polityczną, faktyczną władzę nad wschodnimi i północnymi województwami, bo chodziły po nich obce armie – ale wielkie polskie rody nadal miały tam swoje majątki. Ziemia była polska, lecz władza obca. I taki oto sposób w XVIII w. otworzyła się droga zdrady. Kto chciał utrzymać swoją kresową własność, kto chciał tam jakoś żyć, mieć tam swoje władztwo, swoich chłopów i swoje bydło musiał kolaborować z tymi, którzy – powoli, powoli, bo to wszystko trwało bardzo długo – stawali się faktycznymi władcami tamtych ziem. Wprzód z oficerami moskiewskiego imperium, dowódcami stacjonujących tam wojsk, a potem z dworem w Petersburgu. W Ten sposób zdrada stała się sposobem na utrzymanie bogactwa”. Ten fragment bardzo łatwo przełożyć na współczesne czasy ukraińskie, a polską magnaterię zamienić na ukraińskich oligarchów. Stare sprawdzone scenariusze powielane są jak amerykańskie seriale.

W nakreśleniu dalszego scenariusza bardzo pomocny będzie okres zaborów, a zwłaszcza rok 1939. Związek Unii z Rosją też ma dwie strony: niemiecką i rosyjską. Współczesna III RP związana jest z NATO, ale niewiele z tego wynika, bo realizacja rosyjskiego-niemieckiego scenariusza musi iść z dwóch stron.

Taką polską Republiką Krymską czy obwodem donieckim i Łużańskim nazwanym już Republiką Noworosyjską, może okazać się Śląsk, który na podobnej zasadzie może zacząć dewastować nasz kraj. I może to się stać zanim Rosja przejmie Liwę, Łotwę i Estonię. Dlaczego? Dlatego, że fakt ten byłby zbyt jaskrawym dowodem na jednowymiarowy rosyjski imperialistyczny interes. W tym względzie warto zacytować list liderów ZLNŚ z 17.12.2013 r. skierowany do ambasadora Federacji Rosyjskiej w Polsce: „W związku z informacjami prasowymi, o umieszczeniu przez wojska rosyjskie w Obwodzie Kaliningradzkim rakiet Iskander-M, przystosowanych do przenoszenia głowic nuklearnych, w imieniu Związku Ludności Narodowości Śląskiej zwracamy się do Waszej Ekscelencji, o przekazanie władzom Federacji Rosyjskiej naszej prośby […] o niekierowanie ewentualnych rakiet z głowicami jądrowymi w kierunku terytorium Śląska. Za Związek Ludności Narodowości Śląskiej Rudolf Kołodziejczyk i Andrzej Roczniok”. (Cały tekst: http://www.zlns.ubf.pl/print.php?type=N&item_id=81). I tu nie chodzi o poziom, lecz fakt do politycznego wykorzystania.

W związku z tym rodzi się pytanie podstawowe, w jaki sposób przygotowani jesteśmy na test słabości, od którego zależy dalszy rozwój wydarzeń w naszym kraju? I tu musimy zejść na ziemię, bo odpowiedź nasuwa się wręcz tragiczna: Polska spełnia warunki państwa upadającego. Wystarczy przytoczyć powtarzające się opinie polskich obywateli: „państwo nie działa”, „W tym kraju niczego nie można załatwić. Wszystko jest problemem”, „tylko nam wojny brakuje”. O opiniach niemieckich i rosyjskich na temat Polski, nie warto wspominać. Czy pomoże nam NATO? Według art. 5 traktatu NATO zareaguje w taki sposób, jaki „uzna za konieczny”. A jak może on wyglądać pokazali nam sojusznicy w 1939 r. i dziś pozakazują struktury zachodnie wobec Ukrainy.

Przesada? A jaką mamy pewność, że jest inaczej? Najlepsze czołgi, o których się ostatnio powiada, reklamowane są pewnie na podobnej zasadzie, jak Pendolino. Samoloty mogą je nakryć czapkami. Państwo wciąż się zadłuża, a gospodarka nie wytrzymuje dzisiejszego obciążenia, nie mówiąc o warunkach zagrożenia lub wojennych. Infrastruktura strategiczna też została sprzedana. Największy potencjał obronny, jaki kryje się w świadomości narodowej i poczuciu odpowiedzialności jest zdewastowany chyba najbardziej. Pracowano nad nim przez ponad 20 lat. Od ponad 20 lat toczy się wojna przeciwko Polsce i innym krajom dawnej strefy Związku Sowieckiego, ale tylko niewielka część polskich obywateli samodzielnie doszła do takich wniosków. A gdzie pozostali? Titanic już od dawna zaczął dryfować z braku paliwa, a zabawa wciąż trwa!

Pierwszy festyn wyborczy zakończył się. Był tak niemrawy, że koryto w tle okazało się bardziej dobitne swoim milczeniem, niż trele poszczególnych kandydatów. Brak myśli, koncepcji wyłaziły, jak troki z kaleson. Po 20 latach nadal nie wiemy po co idziemy do parlamentu europejskiego. Nadal nie mamy spójnej koncepcji państwa. Tak było w okresie zaborów. I tak jest obecnie.

To wszystko przekłada się na naszą pozycję na nowej liście proskrypcyjnej. Ale też na jakość naszych czołgów, na ilość F-16, na ceny leków, długość urlopów macierzyńskich, świadomość, wiedzę, jakość życia, pracę, wiek emerytalny itd. – a więc na wszystko to, co pracowaliśmy przez 1000 lat swojego istnienia. Stajemy się narodem „zbędnym” – takiego terminu używają w Niemczech. Stajemy się narodem bez przeszłości i przyszłości. Stajemy się ofiarami manipulacji politycznych, a rodzimy rząd, ani nasze elity nie uważają za stosowne zaprotestować np. przeciwko kłamstwu oświęcimskiemu. Nasze wysiłki nie prowadzą do wysubtelnienia myśli. Nie zdajemy sobie sprawy, że niewolnicza praca nie decyduje o wysokości własnym zarobku. Decyduje o niej własna myśl i konsekwencja w działaniu. Zdumiewa fakt tak bezrefleksyjnego odejścia od własnej kultury i skłonność do jej wyśmiewania. Człowiek wprawdzie wciąż otrzymuje nowe zabawki w postaci komórek, smartwonów, dyktafonów i zupełnie nie zauważa, że ma do czynienia z narzędziami. Fascynacja nowymi technologiami jest tak powszechna, że nie ma komu zajmować się kulturą. A kultura, czyli świat który człowiek stworzył dla swojego bezpieczeństwa, umiera wraz z nim. Człowiek powoli upodabnia się do swoich zabawek i staje się gadżetem. Taką też produkuje kulturę. Kultura, podobnie jak życie, wymaga ciągłego napięcia i twórczego wysiłku. Rolnik musi orać ziemię, a artysta z podobnym mozołem uprawiać swoją twórczość. Nie musi niczego nowego wymyślać, wystarczy, że utrzyma poziom. Resztę przyjdzie samo. Szok natomiast nie kojarzy się z kulturą, lecz z bezradnością i prostactwem.

W swym ogólnym wymiarze kultura przejęła wirus sensacji – uwierzyła w niego i na oczach, w coraz większym stopniu, staje się profanem. Zerwany łańcuch cywilizacji zaczyna człowieka dusić, a rozluźnione normy powodują dewastację jego świata pojęć i uczuć. Człowiek zamiast wolności doznaje poczucia zapędzenia do klatki absurdu. Będąc w takiej kondycji jego walka jest walką z wszystkimi – i tak naprawdę sam nie wie dlaczego?

Ryszard Surmacz

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych