Graczyk dla wPolityce.pl: „ Tylko w Europie dla nas nadzieja”. Czy Ewa Wójciak wie, o czym mówi?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Przeczytałem rozmowę z Ewą Wójciak na stronie Krytyki Politycznej. Pouczająca lektura. Dyrektor Teatru Ósmego Dnia wypowiada w nim wprost to, co inni zwolennicy inżynierii społecznej mówią między wierszami. Pani Wójciak powiada:

Dla mnie projekt Europa jest projektem na życie. Jestem gotowa o to walczyć wszędzie. Na ulicach i w parlamencie. Mam wrażenie, że Europa jest jedynym sposobem, żeby ucywilizować nasze życie społeczno—polityczne. Im bardziej obnaża się słabość i miałkość polskiej sceny politycznej, głupota posłów, ich niekompetencja i nieuleczalnie niska świadomość prawdziwych problemów społecznych, tym bardziej jestem przekonana, że tylko w Europie dla nas nadzieja. Tylko dzięki Brukseli i zobowiązaniom Polski jako członkini EU możemy liczyć na wprowadzenie dobrej legislacji w naszym kraju. Należy wykorzystać legislacyjne mechanizmy europejskie do wprowadzenia w Polsce zmian poniekąd odgórnie, ponieważ na polskich posłów nie ma co liczyć.

Gdyby tak rzeczywiście było, to trzeba byłoby z Unii uciekać. W rzeczywistości Unia nie ma kompetencji, żeby w szeregu spraw -– i to właśnie w dziedzinach, w których pani Wójciak ubolewa nad zacofaniem Polaków -– cokolwiek decydować ponad głowami władz narodowych. A więc także ponad głowami władz Polski.

Federalizm? Owszem, ta wizja Unii i dla mnie jest kusząca, tyle, że nie polega ona na totalnym podporządkowaniu państw członkowskich Brukseli. Polega jedynie na tym, że:

1) większa niż dotąd ilość spraw wchodzi do zakresu kompetencji Unii (wspólne polityki);

2) dziedziny, które pozostają poza zakresem wspólnych polityk, w większym stopniu podlegają większościowym (a nie jednogłośnym, czyli z prawem weta) regułom podejmowania decyzji.

Dyskutuje się nad włączeniem do wspólnych polityk np. energii. Gdyby do tego doszło, nie byłoby już narodowych polityk w tej dziedzinie, tak jak ich nie ma w dziedzinie rybołówstwa czy ceł zewnętrznych. Dyskutuje się nad większą koordynacją polityk obronnych i polityk zagranicznych. Natomiast trudno sobie wyobrazić w perspektywie krótszej niż kilkadziesiąt lat, zgodę Europejczyków na sensu stricto wspólną politykę obronną i sensu stricto wspólną politykę zagraniczną. Dlaczego? Bo do tego potrzebny byłby naród europejski, a przynajmniej jakaś jego namiastka. Nic takiego na razie nie nadchodzi.

Nie dyskutuje się wszelako nad narzuceniem państwom członkowskim zmian w dziedzinie obyczajowej –- to jest i pozostanie domeną władz narodowych. Albo więc pani Wójciak stawia projekt rewolucyjnej zmiany charakteru Unii, albo nie wie, co mówi.

Roman Graczyk

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych