Nasz „dom publiczny”. Język polskiej polityki siegnął dna. Kto bydłem wojuje, ten od bydła ginie…

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. sejm.gov.pl
fot. sejm.gov.pl

Szaleńcy, paranoicy, durnie, prostaki, ćwoki, kanalie, chamy, dziady, szkodnicy, plugawcy, ścierwojady, nikczemni obłudnicy, świńskie ryje, karły moralne, pornogrubasy, katolickie cioty, obrzydliwi, załgani hipokryci, zdrajcy, zera… - oto, kto reprezentuje nasze partie i zasiada w sejmowych ławach. Tak w każdym razie charakteryzują sami siebie polscy politycy, bo wszystkie te epitety zaczerpnąłem z ich leksyki.

„Naćpana hołota” z Ruchu Palikota, pardon, Twojego Ruchu (licentia poetica - Leszek Miller, SLD), „zera” z Solidarnej Polski, polityczne trupy z Polski Razem, dowodzone przez „katolicką ciotę” Jarosława Gowina (autor: Palikot), „pornogrubas” Ryszard Kalisz - ostatnio Dom Wszystkich Polska, po kądzieli z Europą Plus (autor: Stefan Niesiołowski, PO), ludowcy z Polskiego Stronnictwa Ludowego - „grzyba, który pasożytuje na polskim życiu politycznym” (znów Palikot), „obrzydliwi, załgani hipokryci z Sojuszu Lewicy Demokratycznej (też Niesiołowski), Platforma Obywatelska z „dziadowskim premierem” (Joachim Brudziński z PiS o Donaldzie Tusku), no i „hołota” wywołująca u Niesiołowskiego „pogardę i obrzydzenie” - niedobita „wataha” (minister Radosław Sikorski, PO) z Prawa i Sprawiedliwości - tak w skrócie wygląda nasza scena polityczna w oczach jej głównych aktorów.

Czym jest dla nich polityka? Odpowiedzi udzielił swego czasu, a dokładnie na marginesie zadymy z porozumieniem ACTA, współtwórca Polski Razem, europoseł Marek Migalski, który wyznał, co cytuję, bo to rzadka gratka:

Dzisiaj rano dowiedziałem się, że głosowałem za ACTA. Serio. I nie mam zamiaru się tego wypierać. Czy wiedziałem, za czym głosuję? Nie. Czy zawsze wiem, za czym głosuję? Rzadko. Czy inni posłowie i europosłowie wiedzą więcej? Nie”.

Oto politolog z tytułem doktora, wykładowca paru uczelni, wiceprezes (były już) partii z Polską w nazwie, która niby jest najważniejsza, usprawiedliwiał się, że nie czyta tego, co sam uchwala w europarlamencie, gdyż:

Musi bywać w mediach, musi jechać do swojego okręgu wyborczego, musi knuć w swojej partii, żeby go koledzy partyjni nie obeszli z lewa i z prawa.

W pojęciu Migalskiego, to właśnie jest „polityka”. Zamiast merytorycznych dyskusji, zamiast rozwiązywania nabrzmiałych problemów w kraju, nasi politcelebryci biegają od studia do studia i sączą swój jad. Język polskiej polityki sięgnął dna. Niezaprzeczalny wkład w upowszechnianiu ich chamstwa mają obsceniczno-estradowe kauzyperdy różnych partii i zinstrumentalizowani dziennikarze, którzy swą stronniczość mają za zawodową misję.

Kiedyś dziennikarze mieli służyć prawdzie, dziś mają po prostu służyć. Jak kelnerzy lichych knajp, którym chce się rzygać na widok tego co sami serwują. Medialnymi bohaterami stają się takie postaci, jak niegdyś ceniony aktor Daniel Olbrychski, dziś wyliniały intelektualnie Kmicic-„Biedronka”, czy podstarzały rockman w stanie uwiądu twórczego Zbigniew Hołdys. Usłużni „dziennikarze” nawet tak - zdawałoby się - poważnych mediów, jak np. miesięcznika Press, z radością przygłupów powielają ich „mądrości”; dość wspomnieć wydrukowanie bez wykropkowania przez ten branżowy periodyk „opinii” Hołdysa, że były premier, prezes PiS Jarosław Kaczyński to „ponury chuj”, co ówczesny redaktor naczelny tygodnika „Wprost”, obecnie szef „Newsweeka” Tomasz Lis skwitował:

Zamykamy oczy, niech Hołdys pisze, co chce…

Były muzyk-samouk, który szczyci się, że nie ma matury, urósł do rangi politycznego komentatora. Ba, stał się wzorcem dla samego Lisa, absolwent dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim i stypendysty Uniwersytetu Loyola w Nowym Orleanie, który zaczął dopuszczać do publikacji np. takie teksty, jak ten, w którym europoseł i prezes Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro jakoby powiedział, że odwdzięczy się za internetowe pochlebstwa kolegi z PE, Janusza Wojciechowskiego (kiedyś w ZSL, potem PSL, później PSL „Piast”, dziś kandydata PiS w wyborach do europarlamentu) i „zrobi mu loda”.

Multimedialny serial ze słomą w butach bohaterów z ul. Wiejskiej i ich statystami trwa.

Zamiast rzeczowych debat i dyskusji, mamy powielanie prostactwa, wulgaryzmów, arogancji, ordynarnych połajanek, braku odpowiedzialności za słowa, podgrzewanie nastrojów, a przede wszystkim permanentne dzielenie Polaków. Tzw. wojna polsko-polska nie jest wytworem naszego społeczeństwa, została rozpętana właśnie przez nie mających żadnych hamulców, żądnych władzy polityków.

I oto mamy jej kolejną odsłonę. Głównym tematem radiowo-telewizyjnych dyskusji i gazetowych czołówek stała się ostatnia wypowiedź posłanki PiS, dla której były szef polskiej dyplomacji Władysław Bartoszewski to „pastuch”.

Pan Bartoszewski parę lat temu nazwał nas, Polaków, bydłem. Więc zareagowałam. I jako obrażona i dotychczas nie przeproszona, w imieniu tego bydła, określiłam go pastuchem

— tłumaczy się Krystyna Pawłowicz. Ma to być jej spóźniona reakcja na następującą wypowiedź Bartoszewskiego:

Stało się dla mnie jasne, że jego wizja (Jarosława Kaczyńskiego) budowy lepszej Polski, której zaufały miliony Polaków, okazała się jednym wielkim oszustwem. Dlatego też postanowiłem nazwać rzeczy po imieniu i - jak ujął to jeden z przedwojennych satyryków - przestać uważać bydło za nie bydło.

Można rzec, kto bydłem wojuje, ten od bydła ginie. Nie zamierzam usprawiedliwiać posłanki Pawłowicz, notabene skarconej przez prezesa Kaczyńskiego, ale jednemu zaprzeczyć się nie da: ów cytat Bartoszewskiego pochodzi z 2007r., czyli z okresu, gdy mowa nienawiści rozpętana przez przeciwników politycznych wobec PiS osiągnęła apogeum.

Negatywne skutki sprymitywienia i schamienia naszej „klasy” politycznej odczuwamy do dziś. Do Sejmu trafiły takie gejzery intelektu, jak słynna z „kurwików w oczach” Renata Beger, która zdobyła mandat poselski w 2001r. (sic!), pełniła m.in. funkcje wiceprzewodniczącej parlamentarnej Komisji Etyki, wchodziła w skład Komisji Finansów Publicznych, oraz Komisji Gospodarki, Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej, była też wiceszefową Komisji Nadzwyczajnej ds. programu rządowego „Przedsiębiorczość-Rozwój-Praca”, a maturę zdała w… 2004r.

Podobnie jak Danuta Hojarska, która mandat poselski uzyskała w 2001r., a świadectwo maturalne w 2004r. a w międzyczasie miała kilka skazujących na więzienie wyroków sądowych za różne przewiny oraz orzeczenia około 30 egzekucji komorniczych na sumę 2 mln złotych.

Słowo należy w połowie do tego, kto je wypowiada, a w połowie do tego, kto słucha

Pisał średniowieczny francuski filozof, eseista i polityk Michel Montaigne. To, co w cywilizowanym świecie polityki jest niedopuszczalne stało się naszą codziennością. W cywilizowanym świecie polityki partie same i to jak najszybciej rozprawiają się ze skandalistami z własnych szeregów, którzy po prostu szkodzą ich wizerunkowi, w naszym świecie stają się oni szermierzami, którym podsuwane są mikrofony. Co gorsza, ci ostatni powołują się potem na uzyskanie „społecznych mandatów” i krzewią swą dyktaturę głupoty.

Polityczny plankton w naszym kraju wręcz przykuwa uwagę mediów i gości na okładkach ilustrowanych magazynów, jakby reprezentował najważniejsze partie, a gburowatość i prostactwo stanowiło wypadkową ilorazu inteligencji całego społeczeństwa.

O paranojo! Janusz Korwin-Mikke chce ulokować swą córkę Korynnę w burdelu. Córka dowiedziała się o tym m.in. z internetu, bowiem ojciec, prezes Kongresu Nowej Prawicy umieścił ją na liście kandydatów swego ugrupowania w wyborach do europarlamentu, gdzie - jego zdaniem - zasiada „banda durniów”, który należy sprzedać i „zrobić tam dom publiczny”. Czy Korynna Korwin-Mikke ma wystąpić w roli burdelmamy? Nie wiem, ona sama była zaskoczona, gdyż ojciec ponoć nie pytał  jej o zgodę, czy w ogóle chce znaleźć się na wyborczej liście KNP.

To my mamy zmienić rzeczywistość! Obecna rzeczywistość to kubeł gówna

— wzywa Korwin-Mikke, enfant terrible polskiej polityki, który mimo, jak ktoś obliczył, szesnastu wyborczych porażek chciałby być prezydentem RP. Jeśli zaufać sondażom, KNP ma spore szanse, żeby wprowadzić swych ludzi do PE.

Powiedzmy sobie otwarcie: wybrany to wybrany. Sposób na wydobycie się z tego grzęzawiska jest tylko jeden: słuchać, choć to męczy i boli, zapamiętać nazwiska wszystkich szaleńców, paranoików, durniów, prostaków, ćwoków, kanalii, chamów, dziadów, szkodników, plugawców, ścierwojadów, nikczemnych obłudników, świńskich ryjów, karłów moralnych, pornogrubasów, katolickich ciot, obrzydliwców, załganych hipokrytów, zdrajców i zer, i w kolejnych wyborach wysłać ich do diabła! Niby takie proste…

Piotr Cywiński

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych