Zaremba: Czy większa władza dla Junckera to lepsza metoda na Putina? Po debacie o polityce zagranicznej w Sejmie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Tomasz Gzell
fot. PAP/Tomasz Gzell

Uważnie przestudiowałem debatę nad expose ministra Radosława Sikorskiego. Stanowi ona postęp wobec tego, co działo się wcześniej w tej kampanii.

Do tej pory obie strony operowały głównie skojarzeniami. PO epatowała obrazem zatroskanego Tuska, w czasem i Sikorskiego, gotowych bronić najlepiej jak można interesu Polski przed rosyjskimi zakusami. PiS odpowiadał przypomnieniem, że bronił Lech Kaczyński, choćby w roku 2008, kiedy wyprawił się do Gruzji, a obrońcy „ostatniej godziny” są uzurpatorami.

Teraz zrobiono krok naprzód. I nie o to chodzi, że Sikorski powiedział sporo słusznych rzeczy na temat celów polityki Rosji i sensownie zauważył, że to nie Zachód Rosję odepchnął, a ona sama dokonała takiego wyboru. Może podziwiać przenikliwość tych odkryć, ale poseł PiS Krzysztof Szczerski sensownie przypomniał stosunkowo niedawne deklaracje tego samego Sikorskiego wyrażającego nadzieję na jakąś adaptację Rosji, łącznie z jej ewentualnym akcesem do NATO. A to wtedy robiło wrażenie nie tyle gry, ale przemyślanej (choć w efekcie nieprzemyślanej) diagnozy.

Chodzi o coś innego. Ustami Sikorskiego, a przede wszystkim samego Tuska, PO sformułowała coś, co wychodzi poza skojarzenia. Ogłosiła to, co „Gazeta Wyborcza” twierdzi od dawna:

że tylko silna, bardziej spoista i scentralizowana Unia jest skuteczną zaporą przeciw Putinowi.

Aby to wywiesić na swoich sztandarach, liderzy PO zdecydowali się popaść w sprzeczność sami ze sobą. Sikorski uznał szybkie przystąpienie do strefy euro za element szukania dla Polski bezpieczeństwa, choć całkiem niedawno jego szef wypowiadał się o taki szybkim akcesie sceptycznie, a były minister Rostowski przed tygodniem upierał się, rozumując jak spec od finansów, że co nagle to po diable. Nagle pojawiła się potrzeba klarownego symbolu. Dla niego warto zaryzykować racjonalność ekonomiczną.

To teza sugestywna, chociaż rozpada się już po pierwszym mocniejszym potrząśnięciu. Poseł Szczerski już podczas serii pytań przypomniał pewien pikantny szczegół. Jean Claude Juncker, polityk luksemburskiej chadecji, zerwał ostatnio wywiad z „Gazetą Wyborczą”, bo żądano od niego oceny polityki Putina jako imperialnej. Prof. Szczerski pytał, jaki jest stosunek Tuska i Sikorskiego do tych wypowiedzi Junckera. A miał prawo pytać, bo tamten jest kandydatem EPP, a więc także PO, na szefa Komisji Europejskiej.

Nie o to chodzi, aby twierdzić, że PO odpowiada za poglądy Junckera. Europejskie partie to tak naprawdę luźne bloki, nie ma tam w każdej sprawie dyscypliny. Chodzi o coś innego: wyobraźmy sobie, że Juncker ma większą władzę niż dotychczasowy szef Komisji Europejskiej. Że tworzy coś na kształt rządu i kieruje europejską polityką zagraniczną. Czy to byłaby polityka twarda wobec Rosji, dobra dla Ukrainy? I czy ona powinna wiązać nas, Polaków? A do tego zdają się dążyć Tusk i Sikorski.

Oczywiście, także stanowisko PiS, który próbuje łączyć żądanie od Unii większej skuteczności z jej bezpardonową krytyką uwikłane jest w sprzeczności. Ale piękna wizja „silniejszej Europy” to po prostu mit, zabobon, gusło. Hasło, które nic nie znaczy.

Czasami skuteczniejszy jest sojusz państw, gdzie rozmaite podmioty zachowują znaczną swobodę, a jednak całość potrafi wykazać solidarność w podstawowych sprawach (takie było NATO w apogeum Zimnej Wojny) niż jeden organizm, nieudolnie kierowany, a przede wszystkim kierowany przez elity, które zatraciły busolę. A to ten brak busoli, a nie niedostateczna sprężystość poszczególnych instytucji, stanowi podstawowy problem dzisiejszej Unii Europejskiej.

Próbował to wyjaśniać Szczerski, a także główny mówca PiS Witold Waszczykowski, tyle że w dzisiejszej tabloidalnej dyskusji to prawda cokolwiek skomplikowana. A to prawica bywa obwiniana o intelektualne prostactwo.

W każdym razie bezpieczniej, aby Unia pozostała dziś niedomknięta. Tusk ma oczywiście rację, że niektóre formacje eurosceptyczne na Zachodzie są nachylone ku interesom Putina. To niestety dotyczy takich bożyszczy niepoprawnej politycznie prawicy jak Nigel Farage. To zapewne w jeszcze większym stopniu dotyczyłoby Nowej Prawicy Janusza Korwina-Mikkego, gdyby uzyskał jakiekolwiek realne miejsce w europejskich instytucjach. Byłaby, ze względu na nastawienie lidera, łakomym kąskiem dla rosyjskich lobbistów.

Ale wbrew twierdzeniom tegoż Tuska to w najmniejszym stopniu nie dotyczy PiS. Jeśli ta partia ma jakiś kłopot, to jest nim próba pogodzenia rzeczy, które godzić będzie coraz trudniej. Twardej obrony strategicznego interesu Zachodu jako całości z krytyką Unii, która jest bardzo niedoskonałym narzędziem tej obrony. To może wymagać coraz większych szpagatów.

Symbolem tych szpagatów jest dylemat rozważany już teraz ukradkiem przez PiS-owskie kierownictwo: czy po tych wyborach aspirować do EPP, gdzie można być europejskim zawodnikiem pierwszej ligi, ale trzeba by po trosze żyrować takich polityków jak Juncker. I trzeba by też choć trochę żyrować takie „wzniosłe” cele jak narzucanie euro nowym krajom, w tej liczbie Polsce.

Ale wolę szpagaty niż jawny, małostkowy, i co gorsza nie prowadzący donikąd oportunizm.

Piotr Zaremba

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych